Po powrocie do baraku w głowie zaświtała mi pewna myśl. Wszystko kręciło się wokół krawcowej, bowiem miała ona dostęp do miasta, ale... świetnie opłacana nigdy nie podejmie się współpracy, a ponad to - doniesie na mnie Hansowi, a wtedy będę mogła kopać własny grób. Chociaż mam wrażenie, że w wywiadzie, czeka on na mnie już od dawna, tylko wszyscy zapomnieli mnie poinformować. Przez moment pomyślałam o ojcu, ale szybko się do tego zniechęciłam. Mam nadzieję, że po prostu żyje. [...]
Tym razem pomieszczenie nie było gęsto zastawione stołami z materiałem, mogłam więc spokojnie przyjrzeć się wnętrzu pokoju. Było neutralne, nie dało się jednak ukryć, że zostało przygotowane dla kobiety. Parawan, kwiaty w wazonach, książki na stolikach. Franz z komendantem siedzieli na leżance i ledwo zaszczycili mnie uwagą, kiedy pojawiłam się w środku. Krawcowa zaś powitała mnie pięknym przekupionym uśmiechem oraz szeroko rozłożonymi ramionami. Westchnęłam, jednak uśmiechnęłam się równie szeroko i weszłam za parawan, gdzie najwidoczniej chciała mnie widzieć. Ruchem ręki wskazała na suknie wiszące na parawanie, buty dopasowane do każdej z nich i szkatułki z biżuterią, po czym odetchnęła najwidoczniej zadowolona z wykonanej pracy.
- Wedle życzenia pana von Brühl'a wraz z moimi pracownicami uszyłyśmy 3 suknie - zaczęła, ale ja nie słuchałam jej, skupiłam się na kreacjach, które wyglądały naprawdę olśniewająco. Podeszłam do nich i dotknęłam każdej po kolei. Materiał był bardzo drogi, to było nawet widać, nie musiałam upewniać się dotykiem. Niemal jedwabisty, rozkosznie rozlewający się w dłoniach. Noszenie czegoś takiego na skórze będzie rajem. Uśmiechnęłam się delikatnie pod nosem i zbliżyłam do pierwszej z kreacji. Pierwszej, którą ujrzałam i byłam pewna, że ją wybiorę. Jedwab koloru atramentu niemal kaskadami spływał aż do podłogi. Przód sukni mógł wydawać się skromny, ale tył - czego jestem pewna - skradnie każde serce. Plecy bowiem były niemal całkowicie odkryte. Na łopatkach naszyty był piękny kwiatowy wzór, spod którego wychodziła koronka zakrywająca plecy oraz długie po nadgarstki rękawy. Po niej, na linii kręgosłupa aż do końca materiału, przechodziła linia malutkich, czarnych guziczków, które lśniły jak perełki. Odszukałam i ścisnęłam dłoń kobiety w geście uznania. Może i była wierna nazistom, ale posiadała prawdziwy talent. Kolejna z sukni była czerwona jak krew, bez rękawów. Ciemny kolor mienił się wszelakimi odcieniami kiedy tylko poczuł na sobie chociażby najmniejszy promień słońca. Nieco sztywniejszy kaszmir od pasa w dół tworzył klosz bajkowej sukienki, którą zawsze wyobrażałam sobie czytając bajki w dzieciństwie. Zdecydowanie najbardziej szykowna ze wszystkich. Na lędźwiach wszyta była piękna kokarda. Ostatnia z sukienek w kolorze ametystu była równie piękna co pozostałe, jednak zdecydowanie mniej przemyślana. Zdążyłam zauważyć, że obie pozostałe starannie zakrywają nawet najmniejszy siniak, w tej jednak byłoby ich widać zdecydowanie za dużo i to wcale nie tych malutkich. Przymierzyłam ją jako pierwszą, by ewentualnie na samym początku odrzucić. Wiadome było, że Hans się na nią nie zgodzi, ale skoro uregulował wszelkie rachunki pewnie chciałby zobaczyć wszystkie opcje. Swoją drogą śmieszyła mnie jego desperacja. Zapłacił zapewne fortunę za wynajęcie krawcowej, kupno materiału, biżuterii i reszty, tylko po to... żeby na bal zabrać służkę i uniknąć natrętnych adoratorek. Cwaniaczek jeden kurde.
Żaden z trzech "pokazów" nie został przerwany przez mężczyzn, krawcowa zaś z zachwytu nie mogła ustać w miejscu i podskakiwała jak mała dziewczynka przed karuzelą w wesołym miasteczku. Atramentową suknię zaprezentowałam jako ostatnią, po czym wróciłam za parawan i z pomocą kobiety zdjęłam suknię od razu przebierając się w swoje ubrania - swoją drogą, również niedawno wymienione. Komendant tym czasem wstał z leżanki, zapiął marynarkę munduru i orzekł, że najbardziej spodobała mu się ostatnia z sukni.
Średnio cieszyło mnie, że mamy ten sam gust, ale mimowolnie uśmiechnęłam się i rzuciłam mu wdzięczne spojrzenie. Drgnął jakby miał ruszyć do drzwi, pozostał jednak w miejscu i dodał, że mimo wszystko mamy jednak wybrać tę, w której ja czuję się najlepiej i dopiero wtedy opuścił pokój z Franzem, który wypłacił kobiecie resztę należności. Kiedy drzwi zamknęły się za SS-manami kobieta uśmiechnęła się do mnie i delikatnie złapała za ramiona.
- Wyglądała pani przepięknie, na prawdę. Zostanie panienka gwiazdą tego wieczoru, jestem pewna. - Powiedziała szczerze. Przez moment prowadziłyśmy jeszcze rozmowę o przygotowanych kreacjach, wymieniałyśmy się opiniami i gustami o biżuterii; w końcu jednak i ja zostawiłam kobietę samą, po czym wróciłam do baraku.
Dwa dni potem nadszedł dzień, w którym miał odbyć się bankiet. Nie musiałam pracować tego dnia, a wynajęte stylistki i sprowadzone pomocnice krawcowej zajmowały się mną już od ranka. Przyszykowano dla mnie gorącą kąpiel, starannie wydepilowano każdy skrawek ciała, a potem pomocnica krawcowej pomogła nałożyć suknię oraz biżuterię, inna z kobiet zaś zajęła się fryzurą i makijażem. Wiedziałam, że niektórych czynności w ogóle nie musiały wykonywać, chciały chyba jednak zrobić mi jakąś dodatkową przyjemność. Po skończonych przygotowaniach udzieliła mi kilku cennych wskazówek. Wskazówek, o których nie miała pojęcia, że dobrze je znam. Chodziło oczywiście o etykietę. Odpowiedni chód, gesty, czy dobór słów. Po skończonej pracy, tuż przed wyjazdem na moment zostałam sama. Korzystając z okazji stanęłam przed dużym lustrem i uśmiechnęłam się do swojego odbicia. Wyglądałam wspaniale, ale wciąż nie mogłam pozbyć się odczucia, że jestem jedynie marionetką na usługach. Suknia idealnie podkreślała moje kształty, ciemne długie włosy opadały na moje ramiona lekkimi falami, a upudrowane różowe policzki radośnie się śmiały. Jednak jasne oczy były szeroko otwarte - ze strachu. Przez okno widziałam, jak na dziedzińcu czeka już Hans, kierowca i reszta SS-manów. Kiedy wyszłam na zewnątrz wszystkie spojrzenia spoczęły na mnie. Nawet służba wyglądała z wysokich okien, aby tylko móc mnie dostrzec. Beniamin pomachał do mnie z okna, a ja uśmiechnęłam się do niego i powoli zeszłam po schodach. Młody SS-man bez żadnego sprzeciwu usunął się z drogi i wsiadł do auta tuż po mnie. Już po drodze rozpoczęła się całkiem interesująca konwersacja. Nie obyło się oczywiście bez kolejnych wskazówek i upomnień. Na serio, zaczynało mnie to już nudzić.
- Rozumiem wszystko aż za dobrze. Pańska porażka to moja porażka. - mruknęłam uśmiechając się krzywo i wyjrzałam za okno. Kiedy dotarło mnie pytanie o nazwisko cicho się zaśmiałam. Pamięta dziewczynę od bułki, ale nazwiska przewijającego się przez masę papierów, już nie!
- Nie trzeba niczego nowego komendancie. Nazywam się von Herff. - Powiedziałam spokojnie, a na usta wlepiłam wredny uśmieszek. - Proszę się nie martwić, nie przyniosę wstydu.
Kiedy dojechaliśmy na miejsce, zapadał zmrok, a mnie dopadł lekki stres. Kiedy jednak wydostaliśmy się z auta, a ja wzięłam głęboki wdech poczułam się o wiele lepiej. Ujęłam lekko podane przez Hansa przedramię, a kiedy znaleźliśmy się już w środku obszernej sali uśmiechnęłam się najzupełniej szczerze. Najprawdziwszy bal w moim życiu! Gdy tylko przeszliśmy przez wysokie drzwi, spoczęła na nas masa spojrzeń, a ja czułam się pod nimi świetnie. Nie zdążyłam nawet dobrze się rozejrzeć, kiedy w naszą stronę ruszył lekko, a raczej bardziej lekko pijany mężczyzna, za którym podążała jego żona. Wszystkie możliwe medale pobłyskiwały na jego piersi. Lekko drgnęłam, kiedy tak serdecznie zwrócił się do Hansa; mam nadzieję, że mój towarzysz tego nie poczuł. Wypuścił moją rękę, by powitać się z mężczyzną i wtedy dołączyła do nas jego żona. Wyglądała na bardzo miłą kobietę i nie wiem dlaczego, od razu pomyślałam, że nie jest taka straszna jak reszta obecnych tutaj osób.
Podczas gdy komendant witał się z małżonką generała zwróciłam uwagę właśnie na mężczyznę. Chwiał się lekko, ale mimo wszystko stał pewnie. Był to postawny, dobrze zbudowany mężczyzna około 40, którego spojrzenie nie opuszczało mnie ani na moment. I ja wyciągnęłam w stronę generała dłoń, którą lekko ujął i ucałował. Z uśmiechem dygnęłam według wpajanych mi zasad i lekko pochyliłam głowę.
- Sara von Herff. To wielki zaszczyt pana poznać generale. - Powiedziałam, a w tym samym momencie żona generała wydała z siebie niemal okrzyk pełen zachwytu, kiedy ujrzała pierścionek na mojej dłoni. Przysięgam na Boga, że mina, jaką miał w tym momencie Hans była najśmieszniejszą jaką kiedykolwiek widziałam. Mało brakowało, a nie dałabym rady powstrzymać chichotu cisnącego mi się na usta. Hans oczywiście pięknie podziękował, ale widać jak na dłoni było, że takiej roli się nie spodziewał. Biedak wpadł z deszczu pod rynnę. Przywitałam się również z Ilse, po czym cofnęłam się do Hansa i ponownie ujęłam jego ramię. Kobieta była w doskonałym humorze i najwidoczniej nie mogła wyjść z podziwu dla mojej urody. Kiedy wspomniała o dziewczętach, które to musiały sprawiać Hansowi ostatnio wiele, hm, problemów, mimowolnie przypomniałam sobie krótką wymianę zdań z Franzem. Nie dość, że dwie, to do tego siostry, nieźle! Uniosłam wolną rękę i za jej pomocą wetknęłam kilka pasemek włosów za prawe ucho. Wedle życzeń komendanta nie ingerowałam w prowadzoną rozmowę, miałam więc chwilę czasu, aby rozejrzeć się po sali i zwrócić uwagę na co niektórych gości. Moje spojrzenie przyciągnęła grupa generałów stojących nieopodal, z daleka jednak nie mogłam uważnie przyjrzeć się każdemu z nich. Szybko znudziłam się obserwowaniem mężczyzn, zwróciłam się więc na powrót do Hansa i małżeństwa. Krótka rozmowa najwidoczniej dobiegała już końca. Pożegnaliśmy się i powolnym krokiem ruszyliśmy przez salę.
- A więc o tych dziewczynach mówił Franz - zaczęłam. - Musiały być wyjątkowo okropne. Mam jednak wrażenie, że marne szanse są na to, że do nas nie podejdą. Wszystkie kobiety mnie podziwiają. - Powiedziałam cicho na ucho komendanta. Przechodziliśmy akurat obok wcześniej wspominanej grupy generałów, kiedy jeden z nich przeprosił towarzyszy i ruszył w naszą stronę. Na początku nie dotarło do mnie kogo rozpoznałam, potem nie dopuszczałam do siebie tej informacji. Ojciec nigdy mi nie wspominał o misjach na terenie Niemiec, a zwłaszcza w tak wysokich kręgach. Jedyną nową rzeczą, była poszarpana blizna na policzku. Ponad to, wszystko wskazywało na to, że dobrze zna się z Hansem...
CZYTASZ
"A wszystko zaczęło się od... ciasteczka"
Ficción históricaHans von Brühl - syn Obergruppenführera Vincenta von Brühl i ulubieniec samego Reichsführera SS - Heinricha Himmlera, który zdaniem wielu mógłby śmiało nazywać się ojcem Hansa. Komendant obozu koncentracyjnego w Dachau. I Sara - Rosjanka, której do...