Śmiech niesie się nad wodą, powielany przez echo. Biegnę przed siebie czując palące mięśnie ud i wibracje od pięt, mocno wbijanych w ziemię. Nie oglądam się za siebie, tylko biegnę dalej, starając się uregulować oddech. Unoszę wysoko nogi, aby nie utknęły w wysokiej trawie. Nadal się śmieję. Czuję każdy mięsień w ciele, usiłujący utrzymać narzucone tempo. Wpadam na krótki pomost, stopy wybijają szalony rytm na starych, skrzypiących deskach. Uginam kolana i mocno odbijam się przy samym końcu pomostu. Lądowanie nie należy do najprzyjemniejszych. Upadam na nogi pośrodku łódki. Uderzam piszczelem w jedną z ławek i cicho syczę z bólu. Balansuję chwilę starając się nie wylądować w wodzie, aż w końcu padam na dnie niestabilnego środka transportu. Śmieję się jeszcze głośniej, czując pulsujący ból w nodze.
— Wygrałam. — Ledwo podnoszę jedną rękę w triumfie. Słyszę ciche stuknięcie, informujące mnie o nowym pasażeru.
— Ale jakim kosztem. — Krzywy uśmieszek nie schodzi mu z twarzy.Podnoszę się na rękach i siadam obok. Słońce grzeje dzisiaj wyjątkowo mocno, nie pozostawia chwili wytchnienia. Nawet wiatr jest wyjątkowo ciepły, nie daje ulgi rozgrzanej skórze. Dyszę ciężko, walcząc z niedotlenieniem tkanek. Ocieram mokre od potu czoło i ochraniam ręką twarz przed słońcem. Czuję unoszący się gryzący zapach potu i mętną woń jeziora. Okolica jest cicha, jakby każde stworzenie skryło się przed panującym skwarem, w oczekiwaniu na nadejście zmierzchu. Brunet nie jest wcale w lepszej kondycji. Upał daje się nam we znaki. Dyszymy ciężko ramię w ramię. Chwytam wiosła i powoli próbuję wypłynąć na głębię jeziora. Słyszę prychnięcie i po chwili siedzę obok, obserwując ruchy mięśni bruneta, wiosłującego bez wysiłku. Na środku jeziora staję na nogach, utrzymując balans i przechylam się delikatnie sprawdzając temperaturę wody końcem dłoni. Jest przyjemnie ciepława. Odwracam się, aby usiąść i momentalnie czuję mocny uścisk na brzuchu, i uczucie nieważkości. Zdążam wydać z siebie cichy pisk zdziwienia i już po chwili otacza mnie chłód wody. Rozpuszczone włosy momentalnie oplatają moją twarz niczym wodorosty i wyczuwam stopami muliste, śliskie dno. Szybko wypływam na powierzchnię krztusząc się. Próbuję pozbyć się smaku glonów z języka. Woda chłodzi rozgrzane mięśnie i głowę. Spoglądam na uśmiechającego się chłopaka i próbuję ochlapać go, zachowując się jak małe dziecko. Wybucha śmiechem, bierze głęboki oddech i nurkuje. Zdezorientowana obserwuje mętną wodę. Odbijające się promienie słońca skutecznie mylą mój wzrok. Chwilowo czuję się, jakbym oślepła. Brunet wynurza się tuż obok mnie, całuję mnie w nos i znów zanurza się w otchłani jeziora. Zastygam chwilowo, przypominając sobie pewien dzień.
Wraz z brunetem i dwoma przyjaciółmi spędzamy jeden z wakacyjnych dni w niewielkim kąpielisku. Jest letni, ciepły dzień. Siedzę na płyciźnie obserwując jak grają w piłkę plażową. Czuję ich dobry humor, pozytywne wibracje rozlewają się po całym ciele. Opalam się w słońcu. Dookoła mnie bawią się inni ludzie. Nie zapamiętuję ich sylwetek, są tylko rozmazanymi plamami, które widzę kątem oka. Zamyślam się nad przyszłością, studiami, pracą. Tak łatwo jest zapomnieć o teraźniejszości, nie skupiać się na dniu codziennym. Być przekonanym, że najważniejsze jest kreowanie dobrego jutra, zapominając o tym, co umyka nam tuż przed nosem. Wpatruję się w błysk mokrej skóry, zastanawiając się, gdzie będziemy za pięć, dziesięć lat.
Nie zauważam kiedy roześmiany siada tuż przede mną.
— Chodź z nami pograć. — Uśmiecha się szeroko.
— Już idę. — Odwzajemniam uśmiech. Przyglądam mu się jeszcze chwilę, a on całuje mnie w czubek nosa.Powracam ze wspomnień z niekontrolowanym drżeniem. Lekko i rytmicznie poruszam rękami i nogami utrzymując się na wodzie. Brunet wynurza się tuż obok mnie. Patrzy mi w oczy i bierze za rękę, ciągnąc delikatnie w stronę łódki. Ulegam jego propozycji i już po chwili leżymy razem na dnie z czerwonych desek. Nie ma tutaj zbyt dużo miejsca, jakiś wystający gwóźdź wbija się w mój lewy bark. Kładę głowę na ramieniu chłopaka. Delikatny wietrzyk w zetknięciu z mokrą tkaniną chłodzi skórę, dzięki czemu upał staje się znośny. Obserwuję leniwie sunące, samotne obłoki. Niebo jest dzisiaj intensywnie błękitne, o parę tonów jaśniejsze, niż bezdenne oczy bruneta, w które wpatruję się tuż po chwili. Spogląda na mnie spod splątanych rzęs.
— Przypomniałaś sobie Judy i Aleca?— szepcze cicho w moją stronę. Czuję jak słowa nabierają znaczenia. Jeszcze raz przypominam sobie dzień w kąpielisku.
— Nigdy o nich nie zapomniałam. Jak mogłabym wymazać istnienie naszych przyjaciół? — wypowiadam te słowa z nutą zdziwienia, z cichym westchnieniem.
— Nie myślisz, że się martwią? Naszym zniknięciem? — Spogląda mi dogłębnie w oczy poszukając odpowiedzi, zanim odpowiem.
— Przecież nie zniknęliśmy na zawsze!Pierwszy raz od wielu dni wyczuwam irytację. Nie daję jej ujścia, oddycham głęboko i bawię się wystającą nitką z koszulki chłopaka.
— Jesteś pewna? — szepcze. Zamiera i czeka na moją odpowiedź.Również zamieram. Razem z całym światem. Dźwięki przyrody zdają się przyciszone, stłumione. Na moment widzę tą chwilę z oddalenia. Zamrożoną w czasie. Przyglądam się parze leżącej na dnie czerwonej, małej łódki. Ich wzrok skierowany w swoją stronę. Przyklejone do skóry ubrania. Mokre, wyprostowane przez wodę włosy. Błyszczące kropelki potu na czole i tuż nad wargami. Wzrok z jakim patrzą na siebie jest pełny szczęścia, oddania, ale przyglądając się głębiej, można dostrzec iskierki zdziwienia. Złączeni przez los łączą swoje pewności i niepewności. Gotowi na wspólne dzisiaj i jutro.
Czas ponownie rusza. W końcu zdobywam się na odpowiedź.
— Tak, jestem pewna. Wszystko ma na tym świecie swój początek i koniec. Nie da się zniknąć na zawsze. To od nas samych zależy na jak długo znikniemy i kiedy się pojawimy — odpowiadam z pewnością i szczerością.Życie głównie składa się z chwil pewnych. Nie znaczy to, że niepewne są złe. Są początkiem, wystarczy moment, aby stały się chwilami pewnymi. Zmiany są katalizatorem wyjścia z naszej strefy komfortu. Wyjście z niej, najczęściej, skutkuje przygodami, które pamięta się do końca życia. Teraz czuję się, jakbym balansowała na granicy. Wszystkie momenty są dla mnie nowe, ale czuję, jakbym od początku właśnie do nich dążyła. Jakbym odnalazła strefę komfortu w braku strefy komfortu.
Spoglądam jeszcze raz w szafirowe oczy bruneta z nowym zapałem. Całuję go delikatnie w kącik ust i podnoszę się na łokciach. Czuję jego wzrok śledzący każdy mój ruch. Wstaję i wyciągam do niego rękę w oczekiwaniu. Staje tuż obok mnie, balansując na rozstawionych stopach. Łapię go za rękę i uśmiecham się przebiegle. Stajemy tuż przy krawędzi.
— Na trzy. — Przyglądam się naszym splecionym dłoniom.
— Raz. — Przenoszę wzrok na profil jego twarzy. Uśmiecha się delikatnie.
— Dwa. — Oboje uginamy kolana w oczekiwaniu.
— Trzy! — W ostatnim momencie spoglądam na niego i odbijam się najmocniej jak potrafię.Zawisam w powietrzu na moment, aż w końcu spotykam się z zimną taflą jeziora. Dociera do mnie stłumiony przez wodę śmiech, dostrzegam tańczące dookoła bąbęlki, wesoło mknące ku powierzchni.
---------------------
Starałam się poprawić dialogi, w których czuję się wyjątkowo niepewnie. Mam nadzieję, że nie mają już tyle błędów co wcześniej. :)
CZYTASZ
Kołysanka dla zmysłów
القصة القصيرة"Kołysanka dla zmysłów" to spis momentów, chwil nieustannie związanych z naturą, krok po kroku zbliżających do poznania tajemnicy głównej bohaterki. Jaka jest rola towarzyszącego jej chłopaka? Wszystko zmierza do momentu, kiedy w końcu ucieczka od...