Rozdział 14, IV.

343 21 0
                                    

Schowałam scyzoryk szwajcarski za pasek spodni i wyszłam z pokoju Liama najciszej, jak tylko to było możliwe. Chłopak spał, a mała misja, na którą szłam miała zająć dosłownie chwilkę. Opuściłam dom Dunbarów starając się nie zostawić za sobą hałasu. Na posesji czekała już na mnie pani Monroe. Gdy mnie zobaczyła, od razu się uśmiechnęła. Ręką wskazała na swój samochód i bez zbędnego słowa wsiadłam do niego. Monroe miała plan, który wydawał się rozsądny. Choć nie ukrywam, miałam w tym swoje zamiary. 
- Policjanci poinformowali mnie, że wiecznie parkuje samochód na zakazanych posesjach. To już kolejny raz, kiedy łamie zasady moralne, śpiąc w samochodzie. - spojrzała na mnie przez krótką chwilę. - Poza tym jest chimerą. 
- Wiem. - patrzyłam na swoją dłoń i pomalowane na przejrzysty kolor paznokcie. - Typ chciał zabić Scotta i nastawił Dunbara przeciw niemu. - uniosłam wzrok na drogę. - Powinien dawno temu zdechnąć. 
- A co do Scotta i - zatrzymała się, jakby spodziewała się wybuchu z mojej strony. - Liama. Zamierzasz stać po ich stronie? Są realnym zagrożeniem dla ludzi. 
- Możliwe. Jednakże Liam to mój chłopak i robi postępy w swoim gniewie. Tak długo, jak jest krótko trzymany na smyczy, nie zrobi nikomu krzywdy.
 - Postępy? Ja widziałam go, jak chodził poddenerwowany. 
- Każdy chodzi poddenerwowany. - zmarszczyłam brwi. - Szczury dosłownie wybiegły z wentylacji w szkole. 
- Faktycznie nie ma o co tutaj się pokłócić. Ale wiedz, że nadal toczysz walkę między stronami. Jako człowiek - podkreśliła to mocno i wyraźnie. - musisz wybrać słusznie.
Chwała Chrystusowi, że nie byłam człowiekiem. W każdej chwili mogłam wysadzić auto, w którym siedziałyśmy. Problem byłby z głowy, ale nie mogłam sobie na to pozwolić. Monroe zbierała armię i jej nagła śmierć przyniosłaby nieszczęście dla całego świata nadprzyrodzonego.
- Jesteśmy. - poinformowała kobieta. 
Wysiadłam z pojazdu prostując kości. Czułam się jak stara kobieta. Ruszyłam w stronę posesji prywatnych garaży. Monroe chciała, żebyśmy patrzyły na wszystko w ukryciu, co przyznam, było irytujące. 
- Możecie wkraczać. - czarnoskóra wyszeptała do krótkofalówki. 
Przymrużyłam lekko oczy i zmarszczyłam brwi. Serce przyspieszyło mi tępa, ale nic nie zrobiłam. Patrzyłam, jak policjanci pukają w szybę i zaraz z siedzenia wynurza się Theo. Z początku wygląda na poirytowanego, jakby nie był to pierwszy raz, kiedy przeszkadzają mu spać. Jednak zaraz na jego twarzy pojawia się zaskoczenie przez otaczających go policjantów z broniami. Mierzyli do niego. Próbował pokazać im, że nie chce z nimi walczyć, dlatego uniósł ręce do góry w geście poddania. Skupiłam swoją uwagę na kulach, które właśnie zostały wystrzelone w stronę nastolatka. 
Wybacz mi, Raeken. - powiedziałam do siebie w myślach, mając nadzieję, że to uciszy moje sumienie.
- To było wspaniałe, prawda? - uśmiechnęła się do mnie. 
- Bardzo. - wymusiłam zadowolenie. 
Spojrzałam na dumną kobietę, dostrzegając coraz więcej. Na przykład Cassandrę, która stała z dziesięć metrów dalej i widziała wszystko. Kręciła głową zażenowana moim zachowaniem. Wróciłam wzrokiem do towarzyszki, która nie ukrywała radości. Musiałam uciszyć Cassandrę za wszelką cenę.

Wojna światów | Liam Dunbar [KONTYNUACJA NA PROFILU]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz