Piekarnia do której wstąpiliśmy była nieduża, ale przytulna. Lampy wisiały nisko nad ziemią, niemal zahaczając o wystawki z pieczywem. Jasna boazeria i wielkie, wyglądające na bardzo wygodne fotele zachęcały do zostania w nich na zawsze. Zaraz po wejściu zapytałam mojego nowego znajomego o imię, ale on tylko uciszył mnie ruchem dłoni.
- Tak będzie dramatyczniej - rzekł tajemniczym głosem, po czym podszedł do lady i zaczął składać zamówienie.
Musiał być stałym klientem albo po prostu ekspedientkę zauroczyła jego aparycja, sądząc po sposobie w jaki rozmawiali. W końcu wziął paragon i przysiadł się do mojego stolika. Podniosłam się, żeby sama coś kupić, ale powstrzymał mnie ruchem dłoni.
- Zamówiłem dla nas obojga.
- Okej..? Ile ci jestem winna?
Enigmatycznie wzruszył ramionami.
- Dla ciebie to nic, a dla mnie prawie wszystko. Po prostu ciesz się tą chwilą: dostajesz obiad za frajer, spędzasz czas w uroczej miejscówce z równie uroczym kompanem.
Zmrużyłam powieki, ale usiadłam z powrotem.
- No dobra, panie Sokrates - ponownie obrzuciłam spojrzeniem jego strój. - Też wracasz z egzaminu?
Kiwnął głową.
- Co studiujesz? Niech zgadnę: filozofia.
Uśmiechnął się tajemniczo.
- Blisko. Literatura angielska - odparł. - Ale owszem, dzisiejszy egzamin był z filozofii.
- To wiele wyjaśnia - mruknęłam.
- Prawda?
Kelnerka przyszła z naszym zamówieniem. Obok mnie postawiła karmelowe latte i panini z kurczakiem. Po drugiej stronie stołu położyła espresso, szklankę wody i parującą jagodziankę. Chłopak podziękował, uśmiechając się czarująco. Kelnerka spłonęła rumieńcem i odeszła. Mam wrażenie, że było to dla niej bardziej wartościowe niż napiwek.
Spojrzałam na mój lunch. Wyglądał i pachniał smakowicie. Aż dziwne, że jakiś nieznajomy typ tak dobrze trafił w moje gusta.
- Skąd wiedziałeś co lubię?
- Drogą dedukcji.
- Co?
Westchnął jakbym prosiła go po raz enty, żeby wytłumaczył mi sekret mnożenia pisemnego.
- Zgaduję, że ktoś kto prawie wymiotuje po zwykłym papierosie, nie da sobie rady z prawdziwą esencją włoskiego dziedzictwa: parzonej, małej czarnej, więc zamówiłem ci te przesłodzone siki, które pijają gimnazjaliści.
Przez krótką chwilę miałam ochotę się kłócić, ale zdałam sobie sprawę, że nawet nie mam z czym. Czarna kawa działała na mnie jak kłaczek na kota - prychałam i kichałam, próbując nie zwymiotować, ale jednocześnie pozbyć się smaku tego gorzkiego paskudztwa.
- Przynajmniej ja moimi sikami mogę cieszyć się o trzysta mililitrów dłużej - powiedziałam, mieszając łyżeczką w wysokiej szklance.
- A ja za moje zapłacić trzy razy mniej - odparł.
- Co mi za różnica, skoro ty stawiasz.
Kąciki zadrgały mu w delikatnym uśmiechu, ale nic nie powiedział. Zabrał się za swoją jagodziankę. Wgryzłam się w panini, które rzeczywiście było naprawdę pyszne.
- No dobra - zaczęłam z ustami pełnymi kurczaka. - Co robiłeś w tym zaułku?
Blondyn znieruchomiał.

CZYTASZ
płacząca wierzba || supa strikas
FanfictionNie opis, a raczej wstęp (bo opis byłby dokładnie taki sam jak w kazdym innym romansie lolz): pisze ten zjebany opis 5 raz, bo za kazdym razem sie usuwa, a musze cos napisać zebym mogla opublikowac ta pereleczke w skrocie: ksiazka ta nie bedzie sie...