|13| bezimiennie

743 35 22
                                    

Piekarnia do której wstąpiliśmy była nieduża, ale przytulna. Lampy wisiały nisko nad ziemią, niemal zahaczając o wystawki z pieczywem. Jasna boazeria i wielkie, wyglądające na bardzo wygodne fotele zachęcały do zostania w nich na zawsze. Zaraz po wejściu zapytałam mojego nowego znajomego o imię, ale on tylko uciszył mnie ruchem dłoni.

- Tak będzie dramatyczniej - rzekł tajemniczym głosem, po czym podszedł do lady i zaczął składać zamówienie.

Musiał być stałym klientem albo po prostu ekspedientkę zauroczyła jego aparycja, sądząc po sposobie w jaki rozmawiali. W końcu wziął paragon i przysiadł się do mojego stolika. Podniosłam się, żeby sama coś kupić, ale powstrzymał mnie ruchem dłoni.

- Zamówiłem dla nas obojga.

- Okej..? Ile ci jestem winna?

Enigmatycznie wzruszył ramionami.

- Dla ciebie to nic, a dla mnie prawie wszystko. Po prostu ciesz się tą chwilą: dostajesz obiad za frajer, spędzasz czas w uroczej miejscówce z równie uroczym kompanem.

Zmrużyłam powieki, ale usiadłam z powrotem.

- No dobra, panie Sokrates - ponownie obrzuciłam spojrzeniem jego strój. - Też wracasz z egzaminu?

Kiwnął głową.

- Co studiujesz? Niech zgadnę: filozofia.

Uśmiechnął się tajemniczo.

- Blisko. Literatura angielska - odparł. - Ale owszem, dzisiejszy egzamin był z filozofii.

- To wiele wyjaśnia - mruknęłam.

- Prawda?

Kelnerka przyszła z naszym zamówieniem. Obok mnie postawiła karmelowe latte i panini z kurczakiem. Po drugiej stronie stołu położyła espresso, szklankę wody i parującą jagodziankę. Chłopak podziękował, uśmiechając się czarująco. Kelnerka spłonęła rumieńcem i odeszła. Mam wrażenie, że było to dla niej bardziej wartościowe niż napiwek.

Spojrzałam na mój lunch. Wyglądał i pachniał smakowicie. Aż dziwne, że jakiś nieznajomy typ tak dobrze trafił w moje gusta.

- Skąd wiedziałeś co lubię?

- Drogą dedukcji.

- Co?

Westchnął jakbym prosiła go po raz enty, żeby wytłumaczył mi sekret mnożenia pisemnego.

- Zgaduję, że ktoś kto prawie wymiotuje po zwykłym papierosie, nie da sobie rady z prawdziwą esencją włoskiego dziedzictwa: parzonej, małej czarnej, więc zamówiłem ci te przesłodzone siki, które pijają gimnazjaliści.

Przez krótką chwilę miałam ochotę się kłócić, ale zdałam sobie sprawę, że nawet nie mam z czym. Czarna kawa działała na mnie jak kłaczek na kota - prychałam i kichałam, próbując nie zwymiotować, ale jednocześnie pozbyć się smaku tego gorzkiego paskudztwa.

- Przynajmniej ja moimi sikami mogę cieszyć się o trzysta mililitrów dłużej - powiedziałam, mieszając łyżeczką w wysokiej szklance.

- A ja za moje zapłacić trzy razy mniej - odparł.

- Co mi za różnica, skoro ty stawiasz.

Kąciki zadrgały mu w delikatnym uśmiechu, ale nic nie powiedział. Zabrał się za swoją jagodziankę. Wgryzłam się w panini, które rzeczywiście było naprawdę pyszne.

- No dobra - zaczęłam z ustami pełnymi kurczaka. - Co robiłeś w tym zaułku?

Blondyn znieruchomiał.

płacząca wierzba || supa strikasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz