Szczerze mówiąc, ten rozdział był dla mnie wielkim zaskoczeniem, dlatego czytając go, radzę wam zebrać wszelkie pokłady cierpliwości, bo masakrycznie się coś odjebie
Camelford, Bodmin Moor, Kornwalia, Anglia, początek listopada
Esther Cinchley była wdową. Jej mąż służył w 7. Pułku Spadochronowym i zginął dawno temu w wypadku podczas ćwiczeń. Teraz dobijała do osiemdziesiątki i jej ulubioną rozrywką było codzienne obchodzenie osiedla i rozmawianie z sąsiadami. Wszyscy traktowali ją tu jak ulubioną babcię. Nigdy nie miała własnych dzieci i zawsze chętnie zgadzała się zaopiekować cudzymi, więc dzieci bawiące się w jej małym domu lub ogródku stanowiły częsty widok.
Przez ostatnie czterdzieści lat, odkąd Esther mieszkała na tym osiedlu, musiała dzwonić po straż pożarną lub policję tylko trzy razy i za każdym razem chodziło o pomoc sąsiadowi.
Teraz Esther miała problem, który zaczynał ją naprawdę gnębić. Najwyraźniej jedni z jej najnowszych sąsiadów zapodziali gdzieś dwójkę dzieci. Ich trzecie dziecko, słodziutki sześciolatek Jason najwyraźniej zrobił sobie w zeszłym tygodniu krzywdę.
Esther rozmawiała z matką, która znów była w ciąży, o dwójce brakujących dzieci i po tej rozmowie czuła niepokój. Rozważała to przez przeszło dwa tygodnie. Wysyłanie dzieci do prywatnej szkoły z internatem to coś, co zamożni rodzice w Anglii robili dość często. Ale ci rodzice nie wyglądali na tak bogatych, by pozwolić sobie na takie luksusy. Najczęściej rodzice, którzy wysyłali dzieci do szkoły z internatem byli z tego bardzo dumni i rozpowiadali o tym wszem i wobec. Tymczasem Esther usłyszała skąpą historię o szkole gdzieś w Szkocji, bardzo ekskluzywnej i bardzo prywatnej.
Kilka dni temu Esther obserwowała małego Jasona, który z wyraźnym wysiłkiem wynosił śmieci. Zranił się w ramię, które trzymał na temblaku. Jako emerytowana pielęgniarka Esther widziała już mnóstwo dzieci z połamanymi kościami. Ale ten gips i temblak nie dawały jej spokoju. Nie wyglądały na coś, do czego przyznałby się jakikolwiek szpital w Anglii.
Coś tu było nie w porządku, a choć nie lubiła wsadzać nosa w nie swoje sprawy, nie mogła siedzieć bezczynnie, nie kiedy stawką było dziecko.
Spojrzała z wdzięcznością na policjanta, który wręczył jej filiżankę herbaty i zasiadł za swoim biurkiem.
- Pani Cinchley, proszę powiedzieć, co możemy dla pani zrobić? – spytał.
Szkoła Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie
Sfrustrowany Harry warknął i zamknął z hukiem książkę, co skierowało na niego spojrzenie Madam Pince, które mogłoby zabijać. Choć oddał miecz Dumbledore'owi, sny wciąż go prześladowały. Co gorsza nawet jego sny były jakieś nie w porządku.
Harry postanowił poszukać informacji o Godryku Gryffindorze w szkolnej bibliotece, która oczywiście zawierała setki książek poświęconych temu tematowi. W większości autorzy robili wszystko co w ich mocy, żeby udowodnić, że inni autorzy się mylą. Znalazł nawet jedną, w której dwadzieścia rozdziałów poświęcono rzekomym błędom w innych książkach, a tylko trzy samemu Godrykowi.
Jak na razie przebrnął przez połowę książek na ten temat i wciąż nie miał pojęcia czego tak naprawdę szuka. Westchnął zdenerwowany, odłożył książki i wyszedł z biblioteki. Był już czas obiadu i mógł równie dobrze coś zjeść.
CZYTASZ
Harry Potter i Kryształ Dusz
FanfictionSequel "Armii Dumbledore'a". Harry musi zbadać podziemia Hogwartu, uporać się ze skrzatami domowymi i rudowłosą czarodziejką o gwałtownym charakterze. Siódmy rok, aż do Ostatniej Bitwy i poza nią. Nie radzę czytać Kryształ Dusz, nie znając poprzedni...