To jest zwyczajnie nie fair. Dlaczego tyle - kolokwialnie mówiąc - fajnych filmów zostało obejrzanych tylko przez "nieliczną elitę", która albo się zna, albo wydaje jej się że się zna (tak jak ja) na filmach animowanych. Ujmę to tak- przeciętny Kowalski może nawet nie wiedzieć, że coś takiego w ogóle istnieje, a szkoda.
Moim skromnym zdaniem "Wielki Mysi Detektyw" jest absolutnie rewelacyjnym filmem, z którego dobrze by było zrobić ciekawą serię kryminałów dla najmłodszych, nawet jeśli nie należę do fanów tego gatunku. Personalnie znacznie mocniej wolę fantastykę i romanse (chociaż te drugie coraz częściej zaczynają mnie denerwować), aczkolwiek "Wielki Mysi Detektyw" całkowicie mnie oczarował.
Akcja tej produkcji rozgrywa się w XIX wieku w Londynie, a jej głównym bohaterem jest pewien mysi detektyw imieniem Bazyl, który nomen omen mieszka przy ulicy Baker Street w ścianie prawdziwego Sherlocka Holmesa.
(Takiego małego Easter Egga nam twórcy sprezentowali :D)
Pewnego razu jeden weteran wojenny imieniem doktor Dawson, przechadzając się po ulicach Londynu, spotyka małą, zagubioną dziewczynkę (oczywiście też z rodziny Muridae), która szuka wcześniej wspomnianego Bazyla. Doktor oczywiście pomaga jej go odnaleźć i przyprowadziwszy myszkę na podany adres, dowiaduje się, że jej ojciec został PORWANY.
Tam tam tam!
Sytuację komplikuje ponadto fakt, że mężczyzna jest producentem zabawek i... tak w sumie średnio wiadomo po kiego kija akurat był on komuś potrzebny.
Dawson i Bazyl zawiązują zatem koalicję, by rozwiązać tę zagadkę stanowiącą nie lada wyzwanie...
Wiem, że jestem mistrzem kierownicy w pisaniu opisów, nie musicie dziękować ;D
Chociaż sam zaczątek może brzmieć trochę banalnie i standardowo, to przyznam się szczerze, że bardzo się zdziwiłam jak świetnie fabuła jest tutaj poprowadzona. Nawet jeżeli twórcy musieli nieco przystopować z pewnymi pomysłami (bo w końcu jest to film familijny), to poradzili sobie z tym naprawdę znakomicie. Co prawda tu i ówdzie i tak prześliznęły się pewne motywy zrozumiałe tylko przez dorosłych, ale całkiem zgrabnie je złagodzono.Może to nawet i dobrze, że tak się stało? Przynajmniej jest w tym wszystkim coś oryginalnego, a wiedzcie, że dobrych nieinfantylnych kryminałów dla dzieci ze świecą szukać.
(Tak mi się przynajmniej wydaje, bo z dzieciństwa pamiętam tylko jedną taką serię, też z resztą o myszy, ale już nie od Disneya. Dajcie znać jeśli ją kojarzycie.)
Przechodząc do bohaterów, Bazylowi nic nie brakuje do prawdziwego Sherlocka. Oprócz tego, że sporo pali, to jeszcze pozostawia po sobie taką bardzo tajemniczą aurę (nie od dymu) oraz potrafi przeprowadzać niezwykle szybkie analizy. Przyznam się szczerze, że nigdy nie przeczytałam żadnej powieści Arthura Conana Doyla (u góry macie wyjaśnione czemu), aczkolwiek zdarzyło mi się obejrzeć absolutnie genialny serial BBC "Sherlock", którego chyba nie muszę przedstawiać. Bazyl to właśnie taki Cumberbatch w wersji dla dzieci. Majstersztyk.
Z kolei doktorowi Dawsonowi, również niewiele brakuje do jego ludzkiego odpowiednika. Jest niezwykle sympatyczny, ciekawie rozbudowany i dzięki temu bardzo autentyczny, jednakowoż nie ujął mnie mimo wszystko tak mocno jak jego wspólnik.
Zastanawiające z kolei, jest to dlaczego "główny zły" jest szczurem. Dobra, wiem, że to takie czepianie się na siłę, ale czemu jakiekolwiek filmy o gryzoniach muszą być akurat o myszach, a właśnie nie o szczurach. Przecież te pierwsze są na serio głupie jak but, podczas gdy te drugie to naprawdę inteligentne stworzonka. Sama mam to wiem. Się spryciary klatkę nauczyły otwierać i trzeba było kombinerkami zamknięcie powyginać i teraz rdzewieje... A oprócz tego wygryzły całą ŚCIANĘ w budce.
Mimo wszystko i tak je kocham
Antagonista w tej produkcji, zresztą jak większość postaci również jest świetny, chociaż nieco przerysowany. Nie zmienia to jednak faktu, że zdecydowanie podnosi napięcie w całej historii i chociaż od początku wiemy, że to on we wszystkim macza palce, to całe rozwiązanie schowanej za jego działaniem zagadki jest nader intrygujące.
Równie zaskakująca jest tutaj także animacja, a zwłaszcza scena w wieży zegarowej. Początkowo większość wygląda tutaj jak taki standardowy "wysoki budżet lat osiemdziesiątych", ale w tej chwili wszystko się się zmienia. Pomimo tego, że Disney efekty komputerowe w swoich animacjach zastosował po raz pierwszy w "Małej Syrence" z 1989, to już tutaj możemy się spotkać w czymś w stylu "imitacji trójwymiaru"(patrz pierwsze zdjęcie) co niezwykle dodaje całości dynamizmu. Wydaje mi się, jednak pod tym względem, że film ten powstał nieco za wcześnie i takie możliwości jakie towarzyszyły animacjom w latach dziewięćdziesiątych na pewno by tutaj wiele pomogły.
Zresztą stylistyką całość bardzo przypomina mi produkcje od Dona Blutha. Kreska jest dość ponura, a sama historia brutalna. Dzięki temu bardzo dobrze oddany jest charakter złego Ratigana oraz wpływ jego osoby na otoczenie. Ostatnio mam wielką fazę na "Ojca Chrzestnego" i z niewyjaśnionych przyczyn bardzo mi się on z całym filmem kojarzy. Co za tym idzie, również morał jest dość ciężki, ale na płytszych aspektach skłaniający do refleksji. Należy ograniczać zaufanie do nieznajomych i unikać kontaktów z ludźmi z bronią... oraz pomagać wszystkim, którzy mają z czymś problem.
Muzyka swoją drogą także jest całkiem niezła. Niestety nie powiem wam, aby jakoś szczególnie zapadła mi w pamięć po dość sporym odstępie czasu, ale po odsłuchaniu piosenki "Let me be good to you" , oraz "Ratigan" (bądź po polsku "O wodzu nasz") odebrałam wrażenie, że buduje ona tutaj naprawdę nieziemski klimat.
Ostatecznie film kończy się w bardzo dwuznaczny sposób i wcale nie chodzi mi tutaj o wywód Bazyla dotyczący Dawsona, ale o dalsze losy bohaterów. Teoretycznie moim skromnym zdaniem mogłaby z tego wykwitnąć naprawdę arcyciekawa seria, na którą się niestety nie zdecydowano, a szkoda. Fenomenalnie napisane postaci, bardzo dobrze rozbudowana fabuła, a także przełomowa animacja całkowicie oczarowały mnie w tym dziele. Niestety nie jest ono jakoś specjalnie popularne, aczkolwiek kto ich tam wie? Swego czasu podobnie było ze "Śpiącą Królewną", a widzimy przecież jak to się skończyło. Niestety myśli o tym, że "Wielki Mysi detektyw" zostanie doceniony po latach, są raczej marzeniem ściętej głowy. No cóż.
Produkcja ta otrzymuje ode mnie bardzo zasłużone 8/10 oraz naprawdę szczerą rekomendację do nadrobienia jej, jeśli ktoś tego nie zrobił.
Nawet sobie na jednej ścianie Bazyla namalowałam, ale go zerwali wraz z tapetą przy remoncie...
CZYTASZ
Disney według Echi
Ngẫu nhiênOto książka w której będziecie mogli przeczytać moje subiektywne "recenzje" filmów animowanych od wytwórni Walta Disneya :) Ponieważ nie mam żadnego wykształcenia w kierunku filmowym, spodziewajcie się opowieści bardzo "okiem widza". Liczę na waszą...