Gdyby ktoś się mnie spytał bym podała "top 10 najważniejszych dat w historii", to pomimo mojego słabego wykształcenia w tym temacie, bezsprzecznie przyznano by mi rację, że jedną z nich stanowił rok 1989. Był to okres ważny nie tylko ze względu na powstanie pierwszej polskiej piramidy finansowej, czy premiery albumu "The Miracle" Queen, lecz kolosalnych przemian systemowych jakie zaszły w Europie. Równie przełomowy ten rok okazał się dla animacji, a już zwłaszcza dla Disneya, bo - kolokwialnie mówiąc - uratował mu tyłek i wyznaczył nową ścieżkę którą będą podążać następni twórcy.
"Mała Syrenka" była naprawdę ważnym filmem w historii studia, gdyż z jednej strony stanowiła swego rodzaju pożegnanie ze starymi metodami animacji, a z drugiej zaczęła wdrażać powoli nowe technologie, umożliwiające szybszą i lepszą produkcję. Uznaje się go również za pierwsze dzieło z nowej ery twórczości Disneya jakim jest renesans, obfity w charakterystyczne schematy, które po ponownym przetrawieniu, odbieram wrażenie trzymają się kupy głównie przez sentyment, ale o tym za chwilę.
Opowieść oparta na baśni Hansa Christiana Andersena, przedstawia nam losy pewnej syreny imieniem Ariel, która zafascynowana ludzkim światem, wplątuje się w niemałe kłopoty, wynikające z zauroczenia w Eryku - przystojnym księciu, który zostaje przez nią uratowany podczas katastrofy statku na morzu.
Klasyczną sceną występującą w tej opowieści, będzie bardzo popularny w popkulturze schemat konfliktu rodzinnego, w którym pierwsze skrzypce odgrywa ojciec Ariel - król Tryton. Nie podoba mu się fakt, że dziewczyna żyje w obłokach i tak często przebywa na powierzchni, więc w pewnej chwili zwyczajnie jej tego zakazuje.
Swoją drogą historia lubi się powtarzać i jego kochana córeczka w kolejnej części serii też przejmie taktykę "nie bo nie, za młody jesteś, nie znasz się".
Osobiście nie traktuję takiego podejścia za zbyt właściwie, aczkolwiek skądś musiałam się o tym dowiedzieć, a gdzie miałabym to poznać lepiej jak nie w filmie?
Mimo wszystko, nie traktujmy przez to Ariel jak jakiejś uciśnionej jednostki, która walczy z systemem o swoje słuszne prawa, bo jej podejście do pewnych rzeczy jest co najmniej nieodpowiedzialne.
Jest to przede wszystkim postać bardzo naiwna i pochopna, która większość swoich decyzji w filmie podejmuje nierozważnie i pod wpływem emocji. Nie ma się zatem co dziwić, że przez konszachty z diabłem, wplątała się w niezłe tarapaty, z których mając więcej szczęścia niż rozumu, udało jej się jakimś cudem wydostać.
I skończyć na Happy Endzie.
Zresztą ten cały księciunio też lepszy nie jest. Dopasowali się pod tym względem jak pięść do nosa. Eryk w ciągu całego filmu zachowuje się jakby był pijany, albo niespełna rozumu. Zaledwie po zobaczeniu oraz usłyszeniu pewnej laski RAZ w całej swojej ziemskiej karierze, stwierdza, że jest ona tą jedyną i dlatego postanawia się z nią hajtnąć. Oczywiście rozumiem, że jest to tylko przerysowana na potrzeby fabuły sytuacja, aczkolwiek trzeba przyznać, iż potrafi ona niespodziewanie niewłaściwie oddziaływać na późniejsze postrzeganie przez dzieci relacji damsko-męskich.
CZYTASZ
Disney według Echi
RandomOto książka w której będziecie mogli przeczytać moje subiektywne "recenzje" filmów animowanych od wytwórni Walta Disneya :) Ponieważ nie mam żadnego wykształcenia w kierunku filmowym, spodziewajcie się opowieści bardzo "okiem widza". Liczę na waszą...