Kiedyś oglądałam animacje Disneya w porządku chronologicznym (a przynajmniej się starałam...), ale mniejsza. Kiedy zatem dotarłam do "Bernarda i Bianki w Krainie kangurów" , nie wyszedłszy jeszcze z uprzedniej traumy spowodowanej seansem pierwszej części, chciałam odłożyć jego obejrzenie byle jak najdalej. W końcu jednak wymiękłam i... byłam w ogromnym szoku jaki ten film jest świetny.
Historia toczy się wokół pewnego chłopca imieniem Cody, który przechadzając się po dziewiczych okolicach największego kamyka świata, gadając ze zwierzątkami i ratując je z opałów. Niestety pewnego dnia sam wpadł pułapkę i stał się ofiarą porwania przez okrutnego kłusownika, których pragnął pozbyć się świadków swoich przestępstw.
Informacja o tym tragicznym wydarzeniu, pocztą pantoflową dociera do Stanów Zjednoczonych, gdzie na misję zostają wysłani znani nam dobrze Bernard i Bianka.
Nie jest to mimo wielu zalet fabularnie bezbłędny film. Mnóstwo rzeczy dzieje się tutaj zupełnie bez sensu z dość marnym wytłumaczeniem oraz średnią wiarygodnością. Nadrabiają to na szczęście wyśmienicie napisani bohaterowie, którzy nadają całości baśniowego charakteru, dzięki czemu można przymknąć na pewne nieścisłości oko.
Zarówno Bernard jak i Bianka, a także ich nowy towarzysz - myszoskoczek Jake, są bardzo charyzmatycznymi i zróżnicowanymi postaciami. Niezdarny i przesądny Bernard z głosem Kubusia Puchatka, dość zabawnie wypada na tle sympatycznego i odważnego weterana Australijskich dziczy, a stonowana i czarująca Bianka wprowadza między nich pewien porządek.
Nie zapominajmy również o najważniejszym tutaj - Codym. Odbieram czasami wrażenie, że nieco mało czasu i uwagi poświęcono tytułowym bohaterom, aczkolwiek osoba ratowanego przez nich chłopca, wprowadza do całości zasłużonego dramatyzmu. Co prawda bywają momentu gdzie zachowuje się on dosyć irracjonalnie jak na swój wiek (spojler: po uwolnieniu przez kłusownika zamiast najpierw do domu udaje się szukać jaj na które tamten poluje), ale...
Ludzie, co ja się tyle czepiam skoro sama wspomniałam, że to należy do uroków tego filmu. (A jak już przy irracjonalizmie jesteśmy to macie tutaj romantycznego mema, autorstwa mojej najwspanialszej siostry)
Prawie na temat.
Oprócz nich z całego serca uwielbiam nowego przewoźnika linii Albatros, który choć może wydawać się głupkowaty, jest absolutnie fenomenalny. Zwłaszcza jego teksty reklamowe, z których moim ulubionym jest zdecydowanie Lubisz igrać z losem, lataj z Albatrosem.
Mimo to wydaje mi się, że to wcale nie to jest tutaj najlepsze. Po niedawno omawianej "Małej Syrence", w studiu nastała nowa era, którą rozpoczęto z wielkim rozmachem. Oczywiście nie obyło się bez błędów, co nie zmienia faktu, że widać iż animacja była tutaj priorytetem. W filmie możemy spotkać mnóstwo momentów, w których twórcom ewidentnie chodziło o popisanie się nowymi możliwościami, co wyszło im naprawdę świetnie. Nie brakuje tu pełnych dynamiki scen, które zostały ukazane w sposób zapierający dech w piersiach. Śmiem zaryzykować nawet twierdzenie, że jest to jeden z najładniejszych filmów w 2D jaki widziałam, choć tutejszy trójwymiar już nieco się zestarzał.
Nie możemy przy tym zapomnieć o równie majestatycznej muzyce, przypominającej mi momentami w zestawieniu z efektami wizualnymi o "Fantazji".
Warto wspomnieć także o bardzo miłym humorze, który poza klasycznymi gagami, by i dzieci mogły wybuchnąć śmiechem, wiąże się również z kilkoma legendarnymi tekstami, Albatrosa, które po poznaniu bliższego kontekstu zostają w głowie na zawsze .
Zgodnie z tym co wspomniałam na początku, "Bernard i Bianka w krainie kangurów", jest w rzeczywistości sequelem filmu "Bernard i Bianka" z 1977 roku. Chociaż nie mam bladego pojęcia dlaczego na kontynuację akurat tego traumatyzującego dzieła się zdecydowano, to przyznaje, że twórcy spisali się tutaj znacznie lepiej niż w przypadku wcześniejszej produkcji, zwłaszcza pod katem zgodności ze swoim przedziałem wiekowym. "... w krainie kangurów", jest przede wszystkim o wiele sympatyczniejsza i mniej mroczna, co nie oznacza, że dziecinna. Film ten potrafi doskonale połączyć w sobie te dwie skrajności, dając nam coś naprawdę zasługującego na podziw.
Największą zaletę bezsprzecznie stanowi tutaj strona techniczna, nad którą niezwykle się napracowano. Nie obniża to jednakowoż pozostałych walorów dzieła, które stanowi niezwykle przyjemną, trzymającą w napięciu przygodę dla absolutnie każdej osoby. Jeśli jeszcze nie mieliście takiej przyjemności - to serdecznie zachęcam was do tego seansu, a ostateczną ocenę jaką mam przyjemność wystawić jest 8/10.
Ps. Czy tylko mi tytuł kojarzy się z tym:
Również polecam z całego serca :*
CZYTASZ
Disney według Echi
LosoweOto książka w której będziecie mogli przeczytać moje subiektywne "recenzje" filmów animowanych od wytwórni Walta Disneya :) Ponieważ nie mam żadnego wykształcenia w kierunku filmowym, spodziewajcie się opowieści bardzo "okiem widza". Liczę na waszą...