Rozdział 16

204 11 4
                                    

Perspektywa Antonio


Czy ja kiedyś mówiłem, że ta dziewczyna mnie wykończy? Tak? To muszę powtórzyć po raz enty. Jak mogła tak bezmyślnie wpakować się w kłopoty? Przecież mówiłem, że to załatwię! I co? Olała moje słowa. A teraz stoi przede mną, na celowniku tej suki Adele, mówiąc, że z nami koniec! I niby ja mam w to uwierzyć? Kpina! 

- Antonio, nie mam teraz ochoty o tym rozmawiać. Oszukałeś mnie. Mam już dość. Chcę tylko, aby moi rodzice wrócili bezpieczni. To wszystko. -  Spojrzała na mnie, swoimi wielkimi czekoladowymi oczami, ale ja wiedziałem co nią kierowało.

- I tak po prostu chcesz mnie zostawić? - Grałem w to, przybierając smutny wyraz twarzy. Wszystko musiało wypaść wiarygodnie, a później rozprawię się z tą parszywą zdrajczynią. Przysięgam, że gdyby nie czerwony punkcik, na piersi mojego słoneczka, złapał bym swój pistolet schowany za paskiem spodni i z zimną krwią zabił Adele, stojącą w ślepym zaułku różowej kamienicy, po mojej prawej. 

- Tak. - Cień pogardy, wycelowany we mnie, zbił mnie z tropu. 

- Skarbie. - Przyłożyłem dłoń do zaróżowionego policzka, ale szybko ją strąciła. 

- Nie dotykaj mnie. Odejdź stąd i więcej nie wracaj. - Drżący, obojętny głos, przywołał łzy w jej smutnych źrenicach. Hardość, która przed chwilą malowała się na jej twarzy, ustąpiła miejsca przygnębieniu.

- Nie wiem co oni ci naopowiadali, ale odszczekają to jeszcze dziś. - Moja stanowczość nie pozostawiała cienia wątpliwości. Odwróciłem się, by ruszyć po Adele, ale poczułem uścisk nadgarstka, a mały zwitek papieru, ostro wbijał się w moją dłoń.

- Odejdź, proszę. - Szepnęła.

Odszedłem więc, nie mówiąc nic i ściskając w dłoni żółtą karteczkę, którą szybkim ruchem rozwinąłem, gdy tylko zamknęły się drzwi mojego czarnego Volvo.

"Od tylnej strony domu jest drugie wejście. Nie dostrzegą cię z salonu. " Tylko tyle, a może aż tyle. Moja przebiegła kochana lisica znalazła plan.  Po krzywym charakterze pisma wywnioskowałem, że spieszyła się kreśląc szybko każdą literkę. Idę po ciebie, moja kruszynko.  

***

Ulokowałem nas w swoim warszawskim apartamencie. Uwolnienie Kamili było proste. Zginęła jedynie Adele, ale jak to się mówi: Gdy trwa wojna, są i ofiary. Wyrodny braciszek będzie próbował pomścić siostrzyczkę, co do tego nie miałem najmniejszych wątpliwości. Zrobi to z wyrachowania, bo na pewno nie z miłości. Dario to tylko pionek do załatwiania śmierdzących spraw, a Adele była ukochaną córeczką tatusia.  

- Mówi pan, że musimy tu zostać? - Ojciec Kamili nieśmiało wyrwał mnie z rozmyślań.

Niestety dla spokoju mojej ukochanej, musiałem zatroszczyć się także o jej rodziców. Kto wie, może nawet przyszłych teściów. 

Rozmarzyłem się.  

- Narazie tak. I nie pan. Proszę mówić mi po imieniu. W końcu jestem chłopakiem państwa córki. - Powiedziałem ze spokojem. Trzy pary oczu, rozszerzyło się natychmiast. No cóż. Musieli się kiedyś dowiedzieć.

- Kim w ogóle była ta kobieta, twoją byłą? - Zielony przenikliwy wzrok, wwiercał się we mnie, czekając niecierpliwie na odpowiedź. Stukanie obcasów o drewnianą podłogę, wcale nie pomagało w zebraniu myśli.

- To nie jest teraz istotne. - Warknąłem. Uczucie zakłopotania, jakie we mnie wzbudziła, było irytujące. 

Nie potrzebowałem jej aprobaty, aby być z ich córką. Jak będę chciał, to sobie ją po prostu wezmę, bez tego zbędnego pierdolenia się z konwenansami. Poza tym, nie potrzebna mi teraz była wścibska baba. Lepiej niech siedzą cicho i cieszą się, że przeżyli.

Odwróciłem się szybko na pięcie i ruszyłem przed siebie. Za plecami usłyszałem uspokajający głos Kamili. 

- Proszę was, nie pytajcie o nic. Antonio stara się nas chronić. Lepiej będzie jak dostosujecie się do jego poleceń. - Mechanicznie wypowiadane słowa, nie dały dojść do głosu ciekawskiej kobiecie. Nie obchodziło mnie to. Byli skazani na mnie, a ja musiałem obmyślić plan, jak załatwić starego Caruso i jego synalka. Ich czas minął na tym świecie, z chwilą ośmielenia się dotknąć tego, co należało do mnie. 

***

Usłyszałem pukanie do drzwi sypialni, a po chwili ujrzałem Kamilę, ze smutnym wyrazem twarzy. Weszła nieśmiało do środka, zamykając za sobą drzwi. 

- Od kiedy pukasz? - Zdziwiłem się. 

- Musimy porozmawiać. - Moje pytanie odbiło się od niej jak piłeczka pingpongowa, nie otrzymując odpowiedzi. 

- No to rozmawiajmy. - Przyjąłem taki sam obojętny wyraz twarzy, wychylając resztę bursztynowego płynu, po czym napełniłem kolejną porcją. 

Nie odezwała się do mnie ani słowem, odkąd przyjechaliśmy tutaj, więc byłem ciekaw co takiego miała do powiedzenia. Stanęła przodem do okna, spoglądając gdzieś przed siebie i wzdychając ciężko, jakby chciała dodać sobie odwagi.

- Gdy już uporządkujesz swoje sprawy, chciała bym, aby nasze drogi się rozeszły. - Nogi się pode mną ugięły. - Nie chcę takiego życia. Nie chcę porwań, broni, ani morderstw. Nie nadaję się do tego. To twój świat, nie mój. Chcę spokojnie chodzić na spacery. Chcę mieć normalnego chłopaka, przez którego jego byłe, nie porwą moich rodziców, ani nie przystawią mi lufy do głowy. Najpierw ty, później Dario, teraz Adele. Mam dość. Ja się wycofuję. I możesz mnie zabić, nie obchodzi mnie to. Przynajmniej zginę szybko i bezboleśnie, a nie torturowana gdzieś przez kogoś, kto chce uderzyć w ciebie, wykorzystując mnie. 

 Stała bez ruchu, z dłońmi przyłożonymi do chłodnej tafli.

Jeszcze coś mówiła, ale ja już nie słyszałem. Cały mój świat runął. Marzenia jakie miałem, przestały istnieć. Byłem zdolny do ponownego porwania jej, uwięzienia w mojej willi i przetrzymywania. Ale po co? Czy to zmieniło by jej nastawienie? Straciła by swój charakter, tę iskrę w oku i stała by się pusta. Wyprana z uczuć, tlących się w jej gorącym sercu. Wiedziałem, że tak może być. Że może nie podołać takim sytuacjom. A mimo wszystko, cholerne uczucie żalu i rozgoryczenia, rozsadzało mnie od środka.

- Wyjdź. - Syknąłem. Musiałem zostać sam i poukładać sobie wszystko. Odwróciła się szybko z paniką w oczach. - Powiedziałem wyjdź. - Zapominając o szklance w dłoni, zacisnąłem pięści. Kruche szkło rozbryzło po dywanie, a odłamki wbiły się w moją skórę. Strzepnąłem je, ochlapując krwią puszysty, biały dywan.

Spojrzała z nadzieją na zmianę mojego zdania, ale po chwili wyszła zrezygnowana.      

Uważaj, o czym śniszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz