Rozdział dwudziesty szósty

1.5K 83 106
                                    

Szturchnęłam lekko Remusa, kiedy szliśmy razem w stronę sali w której powinniśmy mieć kolejną lekcję. Reszta naszych przyjaciół powinna być już na miejscu i czekać, aż rozpoczną się zajęcia. Nie miałam ochoty spędzać tego dnia w salach lekcyjnych, jednak wiedziałam, że nie mam żadnego wyjścia. W końcu byłam zupełnie zdrowa, a omijanie Obrony Przed Czarną Magią nie było najlepszym pomysłem i dobrze o tym wiedziałam. Niestety wiedziałam, że to będzie kolejna lekcja spędzona na siedzeniu na miejscu i czytaniu książki, ponieważ, jak twierdził nauczyciel, podstawy są najważniejsze.

Byliśmy w połowie drogi do sali, kiedy na korytarzy zobaczyłam dobrze znaną mi postać z kilkoma osobami wokół niej. Uśmiechnęłam się na widok czarnowłosego, który odwzajemnił mój gest. Szłam dalej, razem z Remusem, kiedy poczułam czyjąć rękę wokół moich ramion. Spojrzałam na osobę obok mnie i uśmiechnęłam się widząć, że był to William.

– Gdzie się wybiera najładniejsza osoba jaką znam?– zapytał chłopak i lekko poprawił swoją koszulę.

– Nie mam pojęcia. Remus, gdzie idziesz?– odparłam, starając się zachować zupełną powagę.

William zmarszczył lekko brwi, a ja w odpowiedzi pokazałam mu język. Przez chwilę wydawało mi się, że uśmiechnął się w podobny sposób, jak ja, kiedy planowałam coś głupiego, jednak nie miałam czasu, aby zareagować. Schylił się i, łapiąc mnie za nogi, przerzucił sobie przez ramię, jakbym była dzieckiem. Chciałam udawać obrażoną lub powiedzieć, aby odstawił mnie na podłogę, jednak nie byłam w stanie opanować śmiechu. W tamtej chwili nawet nie myślałam o tym ile osób na nas patrzyło lub, że dla Remusa stanie obok mogło być lekko niezręczne, bo w końcu nie znał Williama za dobrze, a ja zupełnie zapomniałam, że stoi obok.

W końcu zostałam odstawiona na podłogę, jednak moje włosy nie do końca to zrozumiały, ponieważ znaczna ich część została na mojej twarzy. Byłam pewna, że wyglądałam, jakbym nie czesała się rano, a śmiech Williama tylko mnie w tym utwierdził. Chłopak pomógł mi odgarniać włosy z twarzy, a kiedy wszystko wróciło do normy, jego dłonie zatrzymały się na moich policzkach. Przez dłuższą chwilę patrzyliśmy sobie w oczy, jednak spanikowałam, kiedy poczułam, że zaczynam się rumienić. Opuściłam głowę i spojrzałam na swoje buty, a nad sobą usłyszałam po raz kolejny śmiech chłopaka. Powiedział coś, jednak do mojej głowy nie dotarło nawet jedno słowo.

W tamtej chwili, kiedy stałam przed Williamem, poczułam coś dziwnego. Nigdy wcześniej nie czułam, że komuś innemu niż moim przyjaciołom może na mnie zależeć, a jednak on naprawdę się starał. Zawsze wydawał się w taki szczęśliwy, kiedy ze mną rozmawiał i nie przeszkadzało mu, jak wieloma otaczam się chłopakami. Przekroczył barierę, do której nikt wcześniej nie był w stanie się zbliżyć. Nie próbował mnie zmienić lub wymusić, abym spędzała z nim każda chwilę. Nie pytał na siłę, kiedy widział, że nie chcę o czymś rozmawiać i po prostu dawał mi czas, którego potrzebowałam. Zachowywał się, jakby znał mnie od dawna, jakby był jednym z moich najbliższych przyjaciół, choć nie znał mnie wcale tak długo. Wydawało się, że miał wszystkie cechy, których potrzebowałam w drugiej osobie, ale czy to nie dziwne, kiedy chłopak, tak strasznie przypomina przyjaciół? Czy nie powinien mieć cech, które oddalą go od podobieństwa do Huncwotów? W końcu w takim razie równie dobrze moim chłopakiem mógłby być Syriusz, Remus, James, a nawet Peter, a jednak żadnego z nich nie potrafiłam zobaczyć w tej roli.

Jedyne co go różniło to niewiedza, ale to wcale nie było pozytywne.

Mimo wszystko, patrząc na chłopaka, czułam coś czego nie czułam względem żadnego z moich przyjaciół. Uśmiech sam pojawiał się na mojej twarzy, choć nie zawsze był ku temu dobry powód. Czasami nawet moje serce zaczynało być szybciej niż powinno. Stresowała mnie myśl, że mogę zrobić coś głupiego, jednak mimo wszystko czułam się pewna siebie. Chciałam, aby widział mnie w pozytywnym świetle.

– Słuchasz mnie jeszcze, czy zapomniałaś, że tutaj jestem?– zapytał chłopak lekko pukając mnie palcem w czoło, co zupełnie wyprowadziło mnie z zamyślenia.

– Wybacz, zamyśliłam się– odparłam i lekko się uśmiechnęłam.

– Zauważyłem. Pytałem, czy pójdziesz ze mną w sobotę na randkę.

Spojrzałam na niego zaskoczona tym co powiedział. Nie spodziewałam się, że może mnie o to zapytać, bo wydawało mi się, że nasze zwykłe spotkania lub długie spacery wystarczą. Nigdy nie pomyślałabym, że może nazwać jakieś nasze spotkanie randką w tak bezpośredni sposób. Jednak mimo mojego szoku, wizja nazwania tego randką była bardzo przyjemna.

– A co na to twoja dziewczyna?– zapytałam poważnie i ze spokojem patrzyłam mu w oczy.

– Jeśli chcesz mogę jej zapytać– odparł, a ja przytaknęłam, pomimo lekkiego zdziwienia jego odpowiedzią.

Przez chwilę staliśmy w zupełnej ciszy, jakbyśmy czekali na coś co miało się zaraz wydarzyć, jednak nie stało się nic wyjątkowego. Zaczynałam powoli tracić pewność siebie, ponieważ nie miałam pojęcia co powinnam zrobić, kiedy William wypowiedział moje imię. Mruknęłam coś, czego nie dało się zrozumieć, aby dać mu sygnał, że słucham, więc chłopak mówił dalej, jakby chwila ciszy nigdy nie istniała.

– Mogę iść na randkę?– zapytał i tym razem to on starał się być zupełnie poważny, zadając swoje pytanie.

– Nie.

– Moja dziewczyna powiedziała, że mogę iść.

– Wcale tak nie powiedziałam, kłamco– zaczęłam się śmiać, a po chwili chłopak do mnie dołączył.

Chwilę mi zajęło zanim opanowałam śmiech, ale w końcu mi sie to udało. Powiedziałam Williamowi, że chętnie pójdę z nim na randkę, więc chłopak podał mi dokładną godzinę i miejsce spotkania. Na samą myśl o sobocie uśmiechałam się i czułam, że nie mogę się doczekać.

W końcu spojrzałam na zegarek i dotarło do mnie, że do rozpoczęcia lekcji została mi minuta, a lekcja odbywała się na innym piętrze. W biegu pożegnałam się z Williamem i pędem ruszyłam w stronę sali do Obrony Przed Czarną Magią. Miałam pełną świadomość, że się spóźnię i jedyne na czym mi zależało, to żeby dotrzeć do sali jak najszybciej, aby nie dostać szlabanu. W końcu była duża szansa, że czas szlabanu zostałby wyznaczony na sobotę, kiedy miałam iść na randkę z Williamem, dlatego nie mogłam na to pozwolić.

Dopiero biegnąc przez korytarze zrozumiałam, że Remus musiał ruszyć w stronę sali zaraz po przyjściu Williama, ponieważ przez cały ten czas nie było go obok. Choć z jednej strony cieszyłam się z odrobiny prywatności, to z drugiej czułam, że moi przyjaciele nie są zbyt przyjaźnie nastawieni do chłopaka, mimo, że był pierwszą osobą, której szczerze się podobałam. Nie zwrócił na mnie uwagii ze względu na moją przyjaźń z Huncwotami lub, aby omikały go nasze dowcipy. Nie był ze mną blisko od pierwszej klasy i nie miał żadnych korzyści z umawiania się ze mną. Bycie zwykłą mną wystarczyło, aby ktoś zauważył we mnie coś wartego uwagii.

Chyba właśnie to różniło go od moich przyjaciół, że nie widział mnie przez pryzmat kilku lat przyjaźni. Dla niego byłam obca, a jednak mimi wszystko uznał, że jestem warta jego uwagii, co po kilku latach czucia się niepotrzebną w domu, było niesamowicie przyjemne.

---


muszę przyznać, że ten rozdział strasznie opornie mi się pisało, ale mam nadzieję, że nie wyszedł tragicznie.

Kłopoty przychodzą same Where stories live. Discover now