Rozdział 1

7 3 0
                                    

Tego dnia powietrze wypełniał przeszywający chłód pory nagich drzew. Dookoła nie było śniegu, lecz wicher i mróz potrafiły być nawet gorsze od lodowatego puchu. Pośród nagich krzewów leżał spróchniały, pusty od środka pniak, z którego wydobywały się zaskakujące jak na okoliczności wesołe piski kociąt i niskie pomruki karmicielki. Wewnątrz pnia znajdowało się miękkie, mszyste posłanie. Leżała na nim długowłosa lekko pręgowana jasna kotka, a wokół niej biegały trzy kocięta goniące insekty żerujące w drewnie. Jedno szare, lekko pręgowane, z jasnym pyszczkiem, łapkami i końcówką ogonka, o mieniących się zielonych oczach. Dwa pozostałe- czarno-białe. Jedno z bursztynowymi płomyczkami w oczach, drugie z liściasto zielonym błyskiem.

- Córki, posłuchajcie mnie na chwilę - donośnie miauknęła karmicielka - mnie, mojej matce, babce i prababce nadano imię w wieku trzech księżyców. Moja matka nazwała mnie Brzozą. To taka nasza mała tradycja. Teraz kolej na was, moje drogie - wymruczała. W jednej chwili umysł ciemno łaciatej kotki przepełniła nieopanowana ekscytacja. Od jasno łaciatej kotki napłynęła zaś fala zaszczytu. Jednak szare kocię nadal biegało za robakiem, udając że nic nie słyszy.
- hej! Siostrzyczko choć tutaj, to chyba coś ważnego - pisnęła bursztynowo oka. Po jej wezwaniu, mała kotka niechętnie usiadła u jej boku. Wąsy matki  i najstarszej z kociąt zadrżały z rozbawienia.
- Gotowe? - mruknęła Brzoza, na co jedna skinęła energicznie głową z płonącą radością w bursztynowych oczkach, druga poważnie skinęła głową, a trzecia również zrobiła to co druga, ale oczywiście z oporem. Matka przeniosła wzrok z niesfornego kocięcia, na spokojne białe kocię z czarnymi łatkami.
- Moja pierworodna, od teraz aż do chwili gdy znikniesz z tego świata, będziesz znana jako Liść - miauknęła  z powagą na pysku. Liść z równie poważną miną, lecz z drżącym ze stresu ciałkiem posłała matce wdzięczne spojrzenie.
- Teraz kolej na ciebie - spojrzała na ledwie trzymające się na łapkach bursztynowo-okie młode - Dopóki istniejesz na tej ziemi, będziesz nosić imię Szyszka - przemówiła. Szyszka nie potrafiła już dłużej ustać i podskoczyła piszcząc wesoło.
- I wreszcie ty - nisko miauknęła karmicielka - Aż do czasu gdy przestaniesz kroczyć ziemskimi ścieżkami, będziesz nosić imię Igła - miauknęła siedząc dostojnie i nieruchomo. Igła pomimo swojego buntowniczego temperamentu, zaakceptowała imię skinieniem głowy. Matka spojrzała  na nią wdzięcznie. Pozytywnie zaskoczyło ją potulne zachowanie córki. Po przemowie, Brzoza czule polizała młode między uszami i dała znak, że mogą wrócić do swojej zabawy.

Cienie TrójkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz