Rozdział 3

2.7K 248 49
                                    

Okazało się, że uroda młodego króla nie była jedyną fascynującą cechą, jaką posiadał. Pomimo obezwładniającej potrzeby wpatrywania się w niego i podziwiania klasycznej, przystojnej twarzy, wolałam słuchać jego ciekawych opowieści, którymi zabawiał mnie w drodze do zamku. Dzięki Vincentowi, rozłąka z moją pseudorodziną nie była, aż tak bolesna. 

Z każdą minutą naszej podróży zakochiwałam się coraz bardziej w jego osobowości, nawet po tym jak w końcu zrozumiałam, że miał raczej narcystyczne skłonności. Nie byłam pewna, czy sprawiał tylko takie wrażenie, a może naprawdę miał tak wysokie mniemanie o sobie, ale jego arogancja nie przerażała mnie ani nie odpychała w żaden sposób. Byłam zafascynowana tą niezwykłą postawą, zważywszy na resztę ludzi, stąpających po tym świecie. Czasy, w których żyliśmy były upadlające, nawet jeśli osiągnęliśmy sukces w prawie każdej dziedzinie nauki oraz poprawiliśmy jakość życia. Niestety postęp okazał się kluczem do zepsucia. Wszystko wydawało się trudne do zrozumienia i zrobienia, ludzie wydawali się smutniejsi, a planeta, na której żyliśmy, próbowała pozbyć się nas na różne sposoby. 

Szybko zrozumiałam, że dyskutowanie z Vincentem potrafiło zdrowo poprzestawiać klepki w głowie. 

Nie wkraczał na żadne osobiste tematy, sprytnie lawirując między różnymi aspektami życia, nie wtrącają w to swoich problemów. Łatwo było jednak się domyśleć, że mądrość, objawiająca się w naszej dyskusji, była wynikiem trudności, z jakimi musiał się spotkać. 

- Naprawdę ci współczuję - powiedziałam po chwili ciszy, spoglądając krótko na twarz Akiry, który pełnił obowiązki bety w moim przyszłym stadzie. 

Beta Vincenta posturą przypominał ogromnego, muskularnego wikinga. Kiedy król przedstawił mi swojego zastępcę, od razu wiedziałam dlaczego samochód, który prowadził Akira musiał być pokaźnych rozmiarów. Zwykła osobówka nigdy nie pomieściłaby dwumetrowego Hawajczyka. Jego wygląd był przerażający, ale uśmiech, który prawie cały czas gościł na jego surowej, pokrytej bliznami twarzy, odganiał cały strach. 

- Czego? - zapytał król, spoglądając na na mnie z ciekawością. 

- Odpowiedzialność to coś, co mnie przeraża. Nie lubię być za nic odpowiedzialna, ledwo czuję się na siłach, by być odpowiedzialna za samą siebie. Ty masz na głowie całe królestwo i ogromne stado. 

- Nie ma czego współczuć. Każdy alfa posiada instynkt, który pozwala mu na przystosowania się do rządzenia innymi. Poczucie władzy to najbardziej uzależniająca rzecz, z jaką miałem do czynienia. 

- Władza często oznacza zepsucie. 

Blondyn przekrzywił lekko głowę, a potem odwrócił ode mnie wzrok. Spojrzał za okno samochodu, który prowadził jego beta. Byliśmy na odludziu, pełnym lasów oraz przerażająco pustych dróg. Była noc, księżyc schowany był za chmurami, ale mimo to wiedziałam, że brakowało zaledwie kilkanaście dni do najbliższej pełni. 

- To prawdziwe stwierdzenie, ale nie wiesz o czym mówisz, słodka Rylee - wyszeptał, spoglądając mi w oczy. - Tak naprawdę nie zdajesz sobie sprawy z potęgi wypowiedzianych przez siebie słów. 

Wyglądał na naprawdę przygnębionego, ale z drugiej strony Więź mówiła mi, że jest zły. To było bardzo niewyraźne uczucie, jakby ukrywał swoje prawdziwe emocje. Niezbyt wyczuwalne, ale permanentne. 

- W takim razie mi wytłumacz. 

- Jest taka legenda, zapomniana już przez większość wilków. Kiedyś przekazywano ją z pokolenia na pokolenie i nigdzie jej nie zapisano. Mówi o klątwie, która dopada rządnych władzy. 

Full Moon: The KingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz