Rozdział 6

187 16 0
                                    

-I co? Widzisz tam coś?- Zapytałam, ale hobbit położył palec na ustach. 

-Sama zobacz.- Szepnął a ja wychyliłam się zza skały, na której przed chwilą był Bilbo. Było tam kilka orków i wargów.

-Nie jest ich dużo. Dałabym im radę.- Wzruszyłam ramionami na co włamywacz pokręcił tylko głową.

-Spójrz tam.- Mówiąc to wskazał na lewą stronę za skałami. Popatrzyłam się we wskazane miejsce a oczy mi się rozszerzyły.

-No dobra. Nie dałabym rady.- Stwierdziłam i ześlizgnęłam się do Bilba. Obydwoje zeszliśmy szybko z góry do reszty kompanii.  

-I...?- Spytał Dwalin.

-Jest ich tak dużo.- Mówił Bilbo wykonując dziwne ruchy rękami, co spotkało się z niezrozumieniem krasnoludów.

-Za górą jest cały szwadron, ale bliżej nas są zwiadowcy. Wszyscy mają wargi.- Krótko wyjaśniłam. 

-Ile jest tych zwiadowców?- Zapytał Balin patrząc na mnie z ciekawością.

-Widzieliśmy sześciu, ale nie wykluczone, że inni chowali się za skałami.- 

-Musimy się gdzieś ukryć.- Powiedział Kili.

-Możemy walczyć!- Krzyknął Fili. 

-No właśnie. Nie możemy się teraz poddać.- Oin również poparł kolegę na co ja przewróciłam oczami.

-Niestety ale w tej sytuacji muszę zgodzić się z Kilim. Nie macie szans z całym szwadronem, głównie dlatego, że na całą kompanię macie dwa miecze.- Stanęłam obok brązowowłosego.

-Jak to dwa? A twoje miecze i sztylety?- Zapytał Fili.

-Rozmawialiśmy już o tym. Nigdy nie dam wam mojej broni. Jestem do niej zbyt przywiązana, a zauważyłam, że wy lubicie gubić takie rzeczy.- 

-Gandalfie, a ty co o tym myślisz?- Do rozmowy wtrącił się Thorin.

-Moim zdaniem najlepiej byłoby się gdzieś schronić. Znam pewien bezpieczny dom, nie jest zbyt daleko.- Czarodziej pogładził się po brodzie.

-Czy jego właściciel nam pomoże?- Zapytał Dębowa Tarcza.

-Nie jestem pewien. Wiem, że nie bardzo lubi krasnoludy.-

-Cóż, chyba nie mamy innego wyboru. Prowadź.- Krasnolud skinął głową i wszyscy ruszyli za czarodziejem.

Szliśmy już jakiś czas kiedy usłyszeliśmy ryk. Gandalf nic nie tłumacząc popędzał nas jeszcze bardziej. Zaczęło się ściemniać, kiedy stanęliśmy przed wielkim płotem. Obróciłam głowę, żeby podziwiać piękny ogródek, jednak zobaczyłam coś czego nie chciałam.

-Niedźwiedź!- Krzyknęłam, wskazując na stworzenie biegnące w naszą stronę. Nasz przywódca wepchnął nas do domu i zabarykadował z innymi krasnoludami drzwi. 

-Idźcie spać. Dzisiaj nic więcej nie jesteśmy w stanie zrobić. Ja was będę pilnować.- Mówiąc to Gandalf wskazał nam wielkie stogi siana i kilka kocy. Położyłam się obok Kiliego i przykryłam kocem.

-Myślisz, że nam się uda?- Spytał krasnolud obok którego leżałam.

-Ale co?- Odwróciłam głowę w jego stronę.

-No czy uda nam się odzyskać dom?- 

-Wiesz... Jeśli nie zabiją nas Orki, nie zostaniemy zjedzeni przez dzikie zwierzęta, nie utoniemy i nie zostaniemy spaleni żywcem to tak.- Uśmiechnęłam się.

-Nadal nie wiem skąd w tobie tyle optymizmu.- Zaśmiał się.

-Staram się jak mogę, a teraz wybacz, ale jestem dość mocno zmęczona, więc jeśli nie masz nic przeciwko to pójdę już spać. Dobranoc.- Przewróciłam się na drugi bok.

-Dobranoc Sophie.- Usłyszałam za plecami i nie wiem czemu na mojej twarzy pojawił się uśmiech.

Syn DurinaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz