10

34 2 1
                                    

William musiał odejść, ponieważ nie mógł  już dłużej powstrzymywać śmiechu. To wszystko było jak sen, nie mógł uwierzyć, że naprawdę musi brać w tym udział. Daniela, która ociekała błotem, rzuciła się na ziemię z płaczem i teraz była pocieszana przez Toriasza, który prawdopodobnie nasłuchał się za dużo bajek o walecznych książątkach w koronach. Zgrywał rolę wielkiego wybawcy, a przecież sam chciał odjechać i zostawić ukochaną. Jeżeli naprawdę zwykła służąca mogła skraść jego serce. 

Eleonora też zwariowała, ponieważ po chwilowym marudzeniu, wyciągnęła ze swojego wora prostą sukienkę i podała ją dziewczynie. Początkowo spotkało się to z oburzeniem i wyrzutami, że nie jest to kosztowniejsza szata, ale w końcu Daniela wydukała coś na kształt podziękowania. Wojowniczka wyglądała na bardzo zadowoloną, ale kiedy zauważyła, że William przygląda się tej scenie, kiwnęła tylko obdarowanej i ruszyła w jego stronę. 

— Śmiech jest zdrowy, ale w niektórych sytuacjach powinniśmy trzymać poziom odpowiedni do sytuacji. 

— Pouczasz mnie, a sama ledwo powstrzymujesz uśmiech. — Żołnierz skrzyżował ręce na piersi i uniósł lekko brwi. — Jestem zdumiony twoją bezinteresowną pomocą. 

— Zdumiony? — Elena prychnęła — Czy w twoich oczach jestem tylko wiedźmą z lasu? Albo dzikusem z drzewa, który sprzedał duszę złym bogom? 

— Dlaczego jesteś taka oburzona? 

— Ponieważ wszyscy oceniacie mnie przez pryzmat legend, w których jestem mordercą trolli. Ludzie myślą, że tam, gdzie się pojawiam, zostaje krwawa miazga, a to nie jest prawda. — Przez chwilę wydawało się, że chce coś jeszcze dodać, jednak ostatecznie machnęła ręką i odeszła obrażona. 

Tak, to zdecydowanie była i nie była zabawna sytuacja. Znajdowali się w początkowej fazie podróży, gdzie jeszcze nie natchnęli się na niebezpieczeństwo, oczywiście nie licząc wściekłej wieśniaczki, a już przestali się do siebie odzywać. Oczywiście William spodziewał się problemów ze strony swoich towarzyszy, ale to, że stracą w jego oczach przed przekroczeniem granicy, było zaskoczeniem. Prawdą było to, że księcia przestał szanować jeszcze w zamku, kiedy miał niewątpliwą przyjemność poznać jego irytującą osobowość. Toriaszem trudno będzie kierować, zwłaszcza ze względu na fakt, że ma przejąć tron i przez to nie uznawał rozkazów. A będzie trzeba je wydawać, kiedy ich życie będzie zagrożone. Deborah nie zrobiła nic złego, mogło się nawet wydawać, że jest sympatyczną osobą, ale William nie mógł się pozbyć swoich wątpliwości. O Eleonorze nawet nie chciał myśleć. Nie przyznał się, ale naprawdę była niego tylko dzikuską z lasu. 

~*~

— Nie musiałaś jej oddawać swojej sukienki. — Deborah, która została wyznaczona do towarzyszenia królewskiej straży przy robieniu spisu zawartości wozu, nie odpuściła przyjaciółce. Gdyby chodziło o inną osobę, byłaby zachwycona taką dobrocią, jednak Daniela była okropna i zasługiwała na wszystko co najgorsze.

— Och, przepraszam! — Elena złapała zielarkę za rękę — Gdybym wiedziała, że tak tobie na tym zależy, oddałabym jedną z twoich sukien. 

Roześmiały się i znowu żyły w przyjaźni, co wyszło na dobre, ponieważ procedura przejścia przeciągnęła się aż do zmroku. Trzeba było sporządzić listę przewożonych kosztowności i wywarów. Dwa flakoniki zostały opróżnione, ponieważ zawierały truciznę. Na nic były krzyki i łzy Deborah, bezpieczeństwo księcia było najważniejsze. 

Kilka godzin zajęła również narada, czy dozwolone jest przepuszczenie służącej przez bramę. Niby nie była oficjalnym członkiem drużyny, jednak bardzo nalegała na zgodę, a książę nie wyraził sprzeciwu. 

Biały KrukOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz