Nie tylko wygląd się liczy... czyli "Piękna i Bestia"(1991)

26 1 0
                                    

Nie wiem w sumie dlaczego, ale akurat ten film mogę oglądać bez końca. Może nie jest moim najulubieńszym na świecie, lecz z pewnością jednym z tych do których uwielbiam wracać.

Chociaż jest to już taki ogromny klasyk, że mało kto go nie zna, to jednak warto się mu przyjrzeć nieco z bliska z perspektywy osoby (w teorii) bardziej dojrzałej.

Fabuła rozgrywa się na jakimś francuskim wygwizdowie w XVII wieku, gdzie poznajemy pewną nastoletnią dziewczynę imieniem Bella. Dość ekscentryczna, mocno wyróżnia się od reszty społeczności, do tego stopnia, że ludzie śpiewają o niej piosenki. Mimo wszystko cieszy się ogólnym poważaniem i uwielbieniem, a już zwłaszcza od pewnego lokalnego don Massimo (wybaczcie, musiałam) Ganstona.

Dopiero po którymś seansie to dostrzegłam, ale ten film pod pewnym względem jest na pewno przełomowy. W większości wcześniejszych filmów, antagonistami z którymi się spotykaliśmy były albo skrajnie brzydkie i stare demony zła, albo boginie piękna.

Femme fatale, proszę państwa.

Tutaj jednak mamy do czynienia z czymś zupełnie innym. Gaston choć jest "ultra przystojny" (ja bym tam nie brała...), nie jest przedstawiony jako kolejny boski wybawiciel kobiet, który może robić co mu się żywnie podoba, dlatego że jest piękny. Widać wyraźnie jego prymitywizm i wyśrubowane ego, co jednoznacznie nas do niego zniechęca.

Jak kiedyś rzekła moja siostra: Mówią, że debil, a ja jestem wirtuozem, postanowiłam odświeżyć sobie "Piękną i Bestię" akurat po niemiecku (by zachować pozory, że jednak po trzech latach DSD umiem nie tylko debatować o sensowności energetyki jądrowej). Nasi zachodni sąsiedzi mają to do siebie, że dubbingują DOSŁOWNIE WSZYSTKO, więc w kwestii znalezienia czegokolwiek w ich języku nie jest to specjalnie dużym wyczynem. Tak się jakoś złożyło, że idąc za ciosem dawno temu, miałam przyjemność oglądać tak również Spongeboba* i (niespodzianka) ten sam aktor, który mu podkłada głos odpowiada również za... Le fou.

Pomocnik naszego amanta, jest niegroźnym, głupiutkim typkiem, który służy tutaj głównie w roli sidekicka, którego niezdarność doprowadza do zabawnych sytuacji

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Pomocnik naszego amanta, jest niegroźnym, głupiutkim typkiem, który służy tutaj głównie w roli sidekicka, którego niezdarność doprowadza do zabawnych sytuacji. Mnie one niespecjalnie śmieszą, aczkolwiek dzieciaki raczej nie powinny mieć do niego większych problemów.

Tak się jednak składa, że do grona dziwolągów zaliczyć możemy również ojca Belli, który z zawodu trudni się wymyślaniem wynalazków. Jednym z jego dzieł jest automatyczny drwal, którego chce zaprezentować jakimś znamienitym ziomkom, by go później opatentować. Niestety w drodze na EXPO zabłądził i dotarł do majestatycznego zamku w którym mieszka... BESTIA.

Swoją drogą uważam, że ludzie którzy budowaliby takie posiadłości jak ta, powinni zabłysnąć nieśmiertelną sławą i dostać tęgie awanse.

Bestia - czyli alter ego niejakiego Adama (chociaż Disney ponoć nigdy nie nadał mu imienia), jest tak właściwie księciem, który ze względu na to że był bardzo niemiły i niegrzeczny, został przemieniony w takąż to oto kreaturę. Niestety kara nie dotknęła tylko jego, ale również jego dwór, który został przedpotopowymi sprzętami AGD. Urok ten można złamać jednak tylko wtedy kiedy ktoś pokocha Bestię.

Disney według EchiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz