Zebranie „Stowarzyszenia umarłych poetów" w grocie za strumykiem koło wodospadu odbyło się tego samego popołudnia, przed zajęciami piłki nożnej. Charlie, Knox, Pitts, Neil, Meeks i Cameron chodzili po swoim podziemnym klubie, z miną badaczy zaglądając ciekawie w szczeliny i rzeźbiąc na ścianach swoje inicjały. Kiedy w końcu dotarł do nich spóźniony Todd, spotkanie można było rozpocząć.
- „Poszedłem do lasu, wybrałem bowiem życie z umiarem" - zaintonował Neil. - „Chcę żyć pełnią życia, chcę wyssać wszystkie soki życia".
- O rany! - krzyknął Knox - Chciałbym wyssać wszystkie soki z Chris. Kocham ją do szaleństwa! Chłopaki, ja chyba zaraz umrę!
- To by się dobrze składało. Wiesz chyba, co by powiedział umarły poeta - zaśmiał się Cameron. - „Rwijcie pąki swoich róż, póki jeszcze możecie..."
- Ale ona kocha się w tym niedorozwiniętym chłystku, półgłówku, mięśniaku, matole, w synu najlepszego przyjaciela mojego ojca! Ciekawe, co na to powiedziałby umarły poeta! - Knox odszedł na bok, nie kryjąc swojej rozpaczy.
Neil wstał i podszedł do wyjścia.
- Przepraszam, muszę iść na przesłuchania teatralne - obwieścił przejętym głosem. - Życzcie mi szczęścia.
- Trzymaj się, Neil! - krzyknęli jednocześnie Meeks, Pitts i Cameron. Todd w milczeniu patrzył, jak Neil wychodzi z groty.
- Czuję się, jakbym przez całe życie był trupem - powiedział Charlie smutnym głosem.- Przez całe lata, ani razu nie zaryzykowałem. Nie mam pojęcia, kim jestem i co chciałbym robić. Neil wie, że chce grać w teatrze. Knox wie, że chce mieć Chris.
- Chcę?! Ja ją muszę mieć! - jęknął Knox.
- Słuchaj no, Meeks - zagadnął Charlie - ty tu jesteś od myślenia. Co umarły poeta miałby do powiedzenia na mój temat?
- Romantycy byli zapalonymi eksperymentatorami, Charles. Babrali się w dziesiątkach spraw, zanim coś naprawdę ich zajęło. A niektórym zresztą nigdy się to nie udało - odpowiedział Meeks.
- Nie poeksperymentujesz sobie za dużo w Akademii Weltona, Meeks -rzucił z przekąsem Cameron.
Podczas gdy chłopcy rozprawiali przez Charlie chodził przygnębiony z kąta w kąt. Nagle zatrzymał się i uniósł do góry rękę. Na jego twarzy malował się jasny uśmiech. - Niniejszym obwieszczam otwarcie „Groty Charliego Daltona dla zapalonych eksperymentatorów" - powiedział tryumfalnie. - W przyszłości, każdy, kto zażyczy sobie wejść do groty, będzie musiał mieć moje pozwolenie.
- Jedną chwilę, Charlie - zaprotestował Pitts. - Jaskinia należy do nas wszystkich, a twoja „grota eksperymentatorów" powinna być własnością Stowarzyszenia.
- Powinna, ale to ja ją znalazłem, więc ja obejmuję ją teraz w posiadanie. Carpe grotam, chłopaki. Chwytaj grotę! - odparował Charlie, śmiejąc się głośno.
- Charlie. Jesteś niepowtarzalny - stwierdził filozoficznie Pitts, a inni spojrzeli na siebie, kręcąc głowami.
Zdobyli grotę. Znaleźli w niej dla siebie dom, daleko od Akademii Weltona, daleko od rodziców, od nauczycieli i daleko od innych kolegów. Znaleźli miejsce, w którym mogli stać się takimi, jakimi nie byli wcześniej nawet w marzeniach. „Stowarzyszenie umarłych poetów" żyło i rozkwitało, szykowało się, by chwycić dzień.
Niechętnie wracali do szkoły. Zdążyli na sam początek zajęć.
- Nie mogę, chłopaki, patrzcie, kto prowadzi piłkę nożną - zauważył nagle Pitts.
