— Hej, śpiochu, wstawaj. — powiedział Kuba z lekkim uśmiechem, kiedy obudził się około południa. Całą noc spędzili imprezując nad basenem.
— Jeszcze minutka... — wymamrotała brunetka zakopana gdzieś w pościeli.
— Nie ma minutki, mamy dzisiaj zaplanowaną atrakcję, wyskakuj z łóżka i szykuj się, bo trzeba w końcu wykorzystać uroki tego miejsca. — powiedział i zaczął zabierać poduszki z dziewczyny i kołdrę.
— Kuba, no weź... — mruknęła niezbyt pocieszona, kiedy chłodne powietrze z klimatyzacji, owiało jej rozgrzaną skórę. Jednak wiedziała, że chłopak był na tyle uparty, by nie pozwolić jej iść spać. Usiadła na łóżku i wyrwała mu kawałek kołdry, po czym potarła twarz. Zwlekła się po chwili i udała do łazienki, gdzie wzięła szybki prysznic. Usiadła na toalecie i zaczęła się malować, próbując ukryć lekko podkrążone oczy. Jej telefon zawibrował, a na wyświetlaczu pojawiło się imię jej narzeczonego. Jej serce zabiło mocniej, a po plecach przeszła nieprzyjemna fala ciepła. — Halo?
— Cześć kochanie, co się nic nie odzywasz? — powiedział wesołym głosem.
— Hej, a bo dużo się dzieje i ostatnio trafiałam zawsze jak spałeś, a jakoś nie miałam jeszcze chwili by usiąść i przekalkulować, która jest godzina w Polsce. Przepraszam. — dodała i zaczęła skubać nerwowo skórki.
— Dobrze się tam bawisz? Tęsknię za tobą, wiesz?
— Bawię się świetnie, całe dnie mamy zaplanowane, zwiedzamy wyspę, a potem integrujemy się przy basenie. — zaśmiała się lekko, pomimo, że wcale nie było jej do śmiechu.
— Brzmi fajnie, strasznie żałuję, że nie mogłem jechać z tobą. Wybacz, że byłem przed twoim wyjazdem nieco oschły, ale zazdrościłem ci, a nie mogę sobie pozwolić teraz na wolne, bo zaplanowałem urlop na nasz miesiąc miodowy.
— Serio?! — zapytała zaskoczona. — To miłe.
— Cały miesiąc dla nas... Zero pracy, telefonów, niczego. Skoro masz być moją żoną, to muszę w końcu o ciebie zadbać porządnie. Dopiero jak ciebie nie ma, to dostrzegam, jak dziwnie i pusto jest bez ciebie, jak nawet na chwilę nie mogę wpaść i cię zobaczyć. Właśnie, może jak wrócisz dzisiaj z następnego zwiedzania, to zdzwonimy się na kamerkach, chciałbym cię zobaczyć. — powiedział do niej, a dziewczyna westchnęła lekko.
— Jasne, jeśli tylko nie zasnę zmęczona, to zadzwonię, a jeśli nie będę dzwonić, to przełożymy to na jutro. — powiedziała, a w oczach miała łzy.
— Jasne, dobra ja uciekam się kłaść spać, jak tak. Kocham cię mała. — dodał, a ona uśmiechnęła się lekko.
— Ja ciebie też... — szepnęła i rozłączyła się, rzucając telefonem na blat przy zlewie. — Co ja najlepszego zrobiłam... — szepnęła do samej siebie i dokończyła makijaż, tylko po to, by mieć pretekst, by nie płakać, bo wszystko jej spłynie. Ubrała legginsy i top odkrywający brzuch, a na nos wsunęła duże, przeciwsłoneczne okulary. Spięła włosy w wysokiego kucyka.
— Wow, kto to się tak wystroił. — stwierdził Kuba mierząc ją wzrokiem.
— Nikt... — szepnęła i usiadła do stołu. Wzięła się za śniadanie i obserwowała Grabowskiego zza okularów.
— Woooah... Maleńka, skąd taki podły nastrój? — spytał i spojrzał na nią nie rozumiejąc o co jej chodziło.
— Bo zdradzam narzeczonego, pewnie stąd... — odpowiedziała i prychnęła lekko pod nosem.
— Rozmawiałaś z nim... — momentalnie jego pięść zacisnęła się.
— A na jego miejscu nie dzwoniłbyś? Nie chciałbyś wiedzieć, co u twojej narzeczonej, która przebywa na drugim końcu świata? A ja go okłamuje od prawie tygodnia ze wszystkim, co mu mówię, może z jednej strony chcę zaszaleć. Chcę by to co się tu zadziało, zostało tutaj, ale za tydzień wracam do Polski i trzeba będzie zamknąć ten rozdział. Trzeba będzie żyć normalnie, chociaż nie wiem, czy mimo wszystko poczucie winy mnie nie zje.
— Jesteś za dobra...
— Oj, tak mi przykro, zawiodłam pana, panie Grabowski? Nie martw się, nie jesteś pierwszy, ani ostatni, który się na mnie przejechał. Są już jakieś wieści od policji? Złapali go? Mogę spokojnie wychodzić, bez obstawy? — zapytała, a Kuba zmierzył ją wzrokiem.
— Nie, jeszcze nic nie wiadomo, więc musisz chodzić z obstawą. — powiedział i kącik jego ust uniósł się nieco do góry.
— Ja pierdolę, no nic... Ja już zjadłam, możemy iść. — powiedziała zezłoszczona na cały świat, a najbardziej na samą siebie.
— Auto już czeka. — powiedział i gestem wskazał na drzwi. Dziewczyna zgarnęła kartę do pokoju, telefon i portfel, wkładając je do niewielkiej torebki. Wsunęła na nogi adidasy, po czym ruszyła w stronę windy, która już po chwili oznajmiła swoje przybycie. Weszła do środka i oparła się tyłkiem o ścianę, powoli odchyliła głowę do tyłu i przymknęła oczy. Była niewyspana, a kac moralny przyprawiał ją o mdłości. Wyszli do lobby, a potem do podstawionego samochodu. Wsiadła do środka i puściła momentalnie muzykę. Zapięła pas i odsunęła sobie maksymalnie fotel do tyłu zakładając nogę na nogę i opierając je o deskę rozdzielczą. — Ej, mogłabyś wziąć te nogi.
— Przecież to nie twoje auto. — powiedziała i spojrzała na niego, jakby się urwał z choinki.
— Ale jestem za nie odpowiedzialny, więc tak jakby moje. No już zabieraj mi te kopytka. — zaśmiał się lekko i ruszył przed siebie. Spojrzał na chwilę w wsteczne lusterko, widząc za sobą drugie auto. Przemierzali wyspę ponad godzinę, udając się na jej najwyższy punkt. Podjechali na tyle, na ile dało się i zaparkowali samochód. Koło nich stanęło drugie auta, gdzie wysiadła Aśka, Bartek, Krzychu i Koziara.
— Niespodzianka! — powiedziała radośnie blondynka i zmierzyła wzrokiem dziewczynę. — Jezu, jak ja bym chciała tak dobrze wyglądać po imprezie, jak ty. — zaśmiała się lekko i penie przytuliły się.
— Co wy tu robicie? Myślałam, że Kuba coś zaplanował dla mnie i zobaczymy się dopiero w hotelu. — zaśmiała się ciepło.
— Bo zaplanowałem coś dla nas, ale uznałem, że będzie ci raźniej, jak powiększymy grono. Plus trzeba to uwiecznić i dołączyć komentarz, a panowie są mistrzami w tych dziedzinach. — wszyscy zaśmiali się ciepło.
— To co będziemy robić? — spytała Elen spoglądając pytająco na Kubę.
— Znajdujemy się na wulkanie Agung, najwyższym punkcie wyspy. Zaraz wejdziemy do tego budynku, odpowiedzialnego za dostarczanie ludziom rozrywki i skoczymy z niego na lotniach. — powiedział Kuba z cwanym uśmiechem.
— A twój strach przed lataniem? — spytała dziewczyna unosząc brew do góry.
— Szczerze mówiąc, z samolotami sobie poradziłem, to może i tutaj nie dostanę napadu paniki. Poza tym zrobię to dla ciebie. — powiedział do Elen, na której ustach zagościł szeroki uśmiech. Wiedziała, jak bardzo bał się latać i zawsze przy tym towarzyszył mu xanax. Weszli do budynku, gdzie odpowiednia ekipa instruktorów dała im specjalne kombinezony oraz przeprowadziła im instruktaż. Każdy słuchał uważnie i ze zniecierpliwieniem czekał na wjazd na sam szczyt wulkanu.
— On jest aktywny? — spytała Aśka, stąpając po szczycie wulkanu.
— Ostatnio wybuchnął w zeszłym roku, więc tak, jest całkiem aktywny. — powiedział jeden z instruktorów.
— O cholera, mam nadzieję, że nie załapiemy się na jakieś fajerwerki. — dziewczyna roześmiała się ciepło, a reszta poszła w jej ślady. Wszyscy zaczęli przygotowywać się do skoku. Po około piętnastu minutach przygotowań wszyscy stanęli na skraju wulkanu, który był wysunięty nieco do przodu. — Jak umrę, to wiedzcie, że was wszystkich kochałam! — krzyknęła poprawiając gogle i kiedy skinęła głową dając znać swojemu opiekunowi, że jest gotowa. — I believe i can fly!! — krzyknęła i skoczyła ze skraju wzniesienia krzycząc radośnie. Następny był Bartek, potem Krzychu i Koziara.
— Kuba, ja nie dam rady... — powiedziała nagle dziewczyna spoglądając w dół.
— Elen... Zniosłaś gorsze rzeczy, to dla ciebie jest pikuś. Sam też się boję, chodź zrobimy to razem. — złapał ją za dłoń próbując dodać jej otuchy. — Musimy lecieć, bo Wojtek będzie zły, że nie zrobił nam zdjęć. — Que zaśmiał się lekko. Dziewczyna kiwnęła głową i razem z instruktorem złapała za lotnie. Pomimo strachu zdecydowała się na to, by skoczyć, a kiedy polecieli, wydała z siebie głośny krzyk, czując nagły przypływ adrenaliny, jednak kiedy poczuła pęd wiatru i upewniła się, że wszystko jest pod kontrolą, poczuła nieopisana wolność. Wszystko zdawało się być tak błahe, kiedy szybowali w powietrzu. Do oczu naszły jej łzy, chociaż sama nie wiedziała dlaczego. Po kilkunastominutowym locie wylądowali w okolicach stacji. Kiedy tylko Eleonora wyplątała się z szelek, pędem podbiegła do Grabowskiego i wtuliła się w niego mocno. — Hej, dziewczyno... Mówiłem ci, że jesteś silna i taki skok dla ciebie to nic. — powiedział i objął ją mocno. Dziewczyna rozpłakała mu się w ramię. Kuba rozpiął sobie kombinezon i uwolnił sobie ręce. — Nie płacz. Rozbierz się z kombinezonu. — nie odpowiedziała mu, nie była w stanie wydusić z siebie słowa. Chłopak rozpiął zamek i pomógł jej wyjść z ubrania. Kiedy sam również pozbył się wdzianka, podszedł do dziewczyny i złapał ją pod udami i wsunął na swoje biodra. Brunetka schowała twarz w jego szyję i łkała cicho przez natłok emocji.
— Babo, wszystko okej? — zapytała Aśka.
— Dajcie jej chwilę. — poprosił w jej imieniu Que i odszedł z nią do auta. Posadził ją na masce i tulił do siebie mocno gładząc dłonią jej plecy. — Ciii... Jestem tutaj, już wszystko okej, wszystko dobrze Maleńka... — mówił spokojnym i ciepłym głosem. Kiedy odsunął ją nieco od siebie, przetarł jej mokre policzki wytatuowanymi dłońmi. — Jesteś najsilniejsza kobieto, już nic nie jest w stanie cię pokonać...
— Dziękuję... — szepnęła i zaśmiała się żałośnie z natłoku wrażeń. Przymknęła delikatnie oczy, kiedy chłopak pocałował jej czoło i przytrzymał na nim usta. Patrzył na resztę, którzy stali i uśmiechali się spokojnie do nich. Pokazał im gestem dłoni, by udali się do auta. — Wrócimy do hotelu? — spytała cicho, pociągając jeszcze nosem.
— Jasne, że tak. — powiedział i ponownie ją uniósł do góry.
— Wiesz, ze nie musisz mnie nosić? Mam nogi... — zaśmiała się lekko.
— Taką babeczkę to nic, tylko na rękach nosić. — dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i pokiwała głową na boki.
— Mówił ci ktoś, że jesteś szalony? — spytała, kiedy posadził ją na siedzeniu pasażera.
— Może ze dwa razy się zdarzyło. — odpowiedział jej i złapał za pas przepinając go przez dziewczynę. Jednak kiedy tylko nachylił się, dziewczyna złapała go za policzki i wpiła się namiętnie w jego usta. Całowali się dobrą chwilę, a kiedy się oderwał na jego twarzy zawitał pełen satysfakcji uśmiech. Obszedł auto i wsiadł do środka, po czym odpalił silnik i ruszył w stronę Hanging Gardens.
— To nie jest droga do hotelu. — powiedziała, kiedy nagle zboczyli z trasy.
— Wiem. Zakończymy ten dzień troszkę inaczej. — powiedział do niej i podjechał do pobliskiego McDonalds, gdzie kupił im dwa zestawy na wynos i lody. Pojechał w stronę klifów i zatrzymał się na końcu jednego z nich.
— Boże, jak tu pięknie... — powiedziała zaskoczona dziewczyna. Usiedli na masce samochodu i wzięli się za jedzenie, podziwiając kolorowe niebo. Słońce zachodziło powoli za horyzont, a barwy czerwieni i pomarańczy, mieszały się delikatnie z żółcieniami i fioletem. Delikatna bryza owiewała ich twarze, muskając jeszcze nagrzaną od promieni słonecznych twarz. Szum fal delikatnie koił i wyciszał po intensywnym dniu. Mewy skrzeczały, gdzieś w oddali szukając miejsca na nocleg. Dziewczyna zadrżała delikatnie.
— Zimno ci? — spytał, chociaż sam potraktował to jako stwierdzenie. Nie czekając na odpowiedź poszedł do auta i wyciągnął z niego swoją bluzę, którą okrył plecy dziewczyny.
— Dziękuję. — powiedziała z wdzięcznością.
— Nie ma za co... Jest cień szansy, że odejdziesz od niego...? — spytał niepewnie, próbując poruszyć nurtujący go temat.
— Nie wiem Kuba, to wszystko to połączenie najpiękniejszego koszmaru i bajki w jednym. Jesteś tak wspaniałym facetem, ale Marcin też nie jest zły. Nie wiem szczerze mówiąc, co mam robić...
— Zostało mi jeszcze jakieś sto dni, więc wiesz... Mogę jeszcze próbować, chociaż i tak dałaś mi już wiele. — zaśmiał się lekko.
— To wszystko przez te wasze stwierdzenia, że co się tutaj zdarzyło, tutaj zostanie. — oboje zaśmiali się lekko, a dziewczyna oparła głowę o jego ramię, wygrzebując resztkę lodów z pojemnika. — Czemu to nie może być wszystko łatwiejsze...
— Bo trzy lata temu, kiedy odszedłem nie zdawałem sobie jeszcze sprawy, jak bardzo zainfekowałaś swoją osobą mój organizm. Jeśli wiedziałbym, że nie będziesz zła... Zjebałem, ale jestem gotów ponieść konsekwencje. Nawet jeśli mnie nie wybierzesz, to było warto znów mieć cię blisko, chociaż na chwilę. Twój oprawca ci już nie zagraża, możesz spokojnie wychodzić sama.
— Znaleźli go?
— Powiedzmy. Jesteś bezpieczna, to najważniejsze, a on jest już nieszkodliwy i nie skrzywdzi już nigdy nikogo.
— To dobrze... — powiedziała i znów rozejrzała się po pięknych widokach, robiąc kilka zdjęć. Decyzja, którą musiała podjąć, była ciężka. Każdy z nich miał swoje wady i zalety, ale dziś chciała żyć chwilą, tylko tym co tu i teraz.
CZYTASZ
GDY ZGASNĄ ŚWIATŁA II Quebonafide Fanfiction
FanfictionTabula rasa - tym się stałem, kiedy się obudziłem i nie wiedziałem nic. W głowie miałem tylko zapach Herrery zmieszany z zapachem świeżo wypalonego papierosa, ciemne włosy i niespotykanie niebieskie oczy... Kim była? Co robiła teraz w mojej głowie...