1 | początek

16 4 2
                                    


Pov. Veronica

Tak, to będzie mój dzień. 
Nikt dzisiaj mi nie przeszkodzi.
Nikt dzisiaj mnie nie wyśmieje.
Nikt dzisiaj nie wyrzuci mi pieniędzy za kanapę.

 Będę tylko ja. Ja i moja..
Ekipa? Drużyna? Paczka? 
 Nie wiem, jak to nazwać. Oni są czymś więcej.
Cieszę się, że ten projekt wreszcie wypali.

***

Pierwsze promienie słońca leniwie rozlewały się po pokoju, a budzik całą brutalnością oznajmiał, że pora byłoby już wstać. Veronica wysunęła głowę spod kołdry i spojrzawszy na wyświetlacz telefonu tylko ciężko westchnęła.

— Nienawidzę poniedziałków. — Oznajmiła, siadając na łóżku. — Ani wtorków, ani śród, ani czwartków. Tylko piątek jest okej, bo w ten dzień wymyśliłam coś, co pozytywnie odmieniło moje życie. — Niechętnie otrząsnęła się od tych rozmyślań i wstała z łoża.
Podeszła do szafy i wyciągnęła mundurek. Granatowa bluzka z długimi rękawami, miała biały kołnierz. Do tego dochodziła niebieska spódniczka. Przeczesała jeszcze tylko swoje brązowe włosy, następnie zrobiła makijaż.
Przejeżdżając palcem po ustach, patrzyła na siebie w lustrze. Była już całkowicie gotowa do wyjścia. 
Wzięła swój biały plecak z napisem ,,Wannabe'', po czym zeszła po schodach do kuchni, biorąc szybko lunch, zapakowany w torebeczkę.
Następnie podeszła do drzwi wejściowych, w ręce mając klucz. Wyszła z domu, kierując się w stronę szkoły. Miała jeszcze dwadzieścia minut do dzwonka, więc nie śpieszyła się specjalnie. 

***

Gdy weszła do budynku, pierwsze kogo ujrzała, to Lou, jej najlepszą przyjaciółkę.
Oczywiście, w okół niej kręciło się dużo typowych nastolatków, chcących umówić się z taką popularną dziewczyną. Nie było to dziwne, można powiedzieć, że Lou to taka idealna dziewczyna. Jest wysoka, ma długie, blond włosy, duże, zielone oczy, i piękne czarne rzęsy. Jej kolor skóry jest jaśniutki, idealnie komponuje się z jej delikatnym makijażem. Przez jej uprzejme zachowanie, kocha ją praktycznie każdy nauczyciel. 
Veronica była.. troszkę jej przeciwieństwem. Tak, była miła, pomocna i miała nawet dobre oceny, ale była strasznie roztrzepana. 
W pewnym sensie cieszyła się, że nie jest szkolnym obiektem westchnień. Twierdziła, że dzieci w jej szkole są.. inne, niż były lata temu, gdy ich poznawała. Gdziekolwiek by nie poszła, można było słyszeć te ich teksty..

— Dziwak! Krasnal! — I te głupie śmiechy..


Cieszyła się, że za półtorej roku skończy to piekło. 
  Ale była też wdzięczna szkole, bo właśnie stąd wziął jej się pomysł na jeden ,,projekt''.
Projekt ekipa.
Może nie taka ekipa typu Jake Paul'a, jednakże może kiedyś wybiją się na tyle, że będą tak popularni i na topie.
Jak na razie, jest to zwykła grupka składająca się z przyjaciół, nagrywająca na Youtubie różne challenge. Ronnie była Influencerką, a do tego dorabiała na boku. Promowała wiele rzeczy, a jak wiadomo, z tego ma się duże zarobki, gdy ma się dużą popularność. A dodając, że jeszcze pracowała, pieniądze nie były małe, chociaż nie takie bardzo duże.
 Przygotowała się perfekcyjnie do tego projektu. Wynajęła apartament na dwa lata, każdemu dała osobny pokój o tej samej wielkości. No, może tylko centymetry różnicy.
Do Teamu zaprosiła pięć osób, co razem z nią samą daje sześć. Jedną z tych osób jest właśnie Lou. Blondynka nigdy nie nagrywała na Youtube, ale na pewno jej kochani adoratorzy z gmachu szkolnego zasubskrybują ją pięć minut od jej stworzenia kanału. Veronica podejrzewała, że to ona będzie najpopularniejszą personą z tej całej ekipy.

— Ziemia do Sonnet! Veronica Sonnet! Czy Ty jeszcze jesteś na tej planecie? — Jej rozmyślenia przerwał znajomy głos i ręka machająca przy jej twarzy.

— Zamyśliłam się, przepraszam. — Dziewczyna spojrzała w stronę, z której pochodził głos. Była to Lou. 

— Z tego co zrozumiałam z Twojej chaotycznej wiadomości, którą wysłałaś mi wczoraj, to dzisiaj przeprowadzamy się do tego nowego domu, tak? Muszę się spakować.

— Tak. I jaka chaotyczna wiadomość? Wszystko co tam napisałam było dobrze i zrozumiale napisane.

W tym momencie, Lavrey (Nazwisko Lou) wyciągnęła telefon i włączyła Instagram'a, ukazując wczorajszą wiadomość od Veronici. Brzmiała ona mniej więcej tak:

Słuchqjcie dziecI, jutro po szkol3 przyjeżdżacie do tegk domu, adres znacie, p2apa!

— No dobra, mogła być dziwna, ale każdy by zrozumiał, o co w niej chodzi.

— Mhm. Chyba wczoraj byłaś bardzo zmęczona, podczas pisania tego. — Zielonooka zachichotała. — W każdym razie, jestem teraz umówiona na randkę z Liamem. — Liam był chłopakiem Lou. Byli trochę jak ogień i woda.
Liam to brunet, którego można porównać do powiedzenia ,,Robię to co chcę, będę tym kim chcę''. Nigdy nie liczy się z konsekwencjami swoich przyszłych akcji. W prawym uchu zawsze ma piękny kolczyk, za który pewnie wydał fortunę. 

— Wagarujesz? — Niebieskooka spojrzała na przyjaciółkę podejrzliwym wzrokiem.

— Mam napisane zwolnienie. — Puściła oczko. Dobra, może Lou wcale nie była aż taką idealną uczennicą, za jaką się podaje. Ale każdy ma jakieś wady, prawda?

— Okej, ale nie będę Ciebie kryć następnym razem. Miłej randeczki z brunetem! — Po tych zdaniach, Veronica odwróciła się i zaczęła iść w stronę sali od biologii, gdyż tam miała pierwszą lekcję.

***

Lekcje zleciały Sonnet szybko. Nie było żadnych kartkówek, niezapowiedzianych testów, czy pytania innych. 
Veronica i tak zbytnio nie skupiała się na zajęciach, ciągle myślała tylko o tym projekcie. Jeszcze dzisiaj zamieszka w nowym domu z innymi i zacznie nagrywać różne filmiki. Wymyślała już pomysły na różne pytania i wyzwania do gry ,,Pytanie czy Wyzwanie?'', czy pytania do tak zwanych ,,Tabliczek''.

Po lekcjach, nastolatkę dopadła Billie. Kolejna osoba, która zgodziła się dołączyć do Teamu. Veronica przed zapraszaniem jej do ekipy miała spory dylemat. Bała się, że Billie zepsuje cały dom z ogródkiem łącznie. Była typową ,,buntowniczką'', wpasowałaby się do Liama. Miała jasne blond włosy, które z daleka wyglądały jak szare. Miała dwie dziurki po obu stronach uszu, gdzie nosiła kolczyki w kształcie księżyca i słońca. Na palcach zawsze miała jakieś srebrne pierścionki lub biżuterię. Pomimo jej charakteru, wypowiadała się bardzo spokojnie. Jej głos był bardzo spokojny i cichy. Ona też wyglądała na spokojną, chociaż nie była. Zawsze gotowa do działania, chociaż nie bardzo do myślenia. 

— Słuchaj, dostałam trzydzieści złotych i nie wiem na co je wydać. — Rozmyślała, łapiąc zmieszaną Veronicę za ramiona. — Mogłabym zmienić imię i pojechać do Seattle. Albo wykupić cały sklep ze słodyczami.. nie, to brzmi słabo. Mogłabym pojechać do USA i kupić broń. Wróciłabym tu i wybiłabym tą bandę dzikusów z 3c!

— Chyba za bardzo ekscytujesz się tymi trzydziestoma złotami.. — Odparła druga, próbując zdjąć ręce podekscytowanej Billie z ramion. 

— Nie, nie, nie, to nie tak jak myślisz. Razem z moimi oszczędnościami, daje to 310 zł. To bardzo dużo, zarobiłam teraz więcej niż Twoja mama w cały rok.

— Nie mów tak o mojej matce.. — Niebieskooka przewróciła oczami, słysząc dziwne teksty i pomysły jasnowłosej.

— Przepraszam, nie chciałam jej obrazić, robi przepyszne ciastka. — Uśmiechnęła się. — No to co, jedziemy do willi?!

— Willą bym tego nie nazwała, ale tak, chodź. — I takim sposobem wyszły ze szkoły. Wezwały taksówkę i podjechały nią pod dom Veronicy, przy którym stał motor. I to właśnie nim dojechały do ich nowego miejsca zamieszkania.

***

— Pierwsze, najlepsze! — Krzyknęła Billie, mając na myśli, że poza nimi nie ma jeszcze nikogo.

Veronica otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, lecz nie wydała z siebie żadnego dźwięku. Patrzyła na dom. Wielki, biały dom, do którego prowadziły piękne białe schody. Miał pozłacane dodatki, przy okazji było widać okno w dachu, co znaczyło, że mają też strych. Przyda im się, może zrobią tam jakieś studio?

— Powinnyśmy wejść i się rozpakować. — Partnerka uspokoiła głos i czekała, aż szatynka otworzy drzwi, gdyż była jedyną z kluczami.

— Tak. — Ronnie wyciągnęła z małej torebeczki klucze, po czym otworzyła drzwi. W środku było pięknie, wyglądało niczym z jakiejś bajki Disneya. Były białe ściany, biała podłoga, wielkie schody. Dziewczyna zauważyła przeźroczyste drzwi do ogrodu. Zauważyła w nim kwiaty, a sam on wydawał jej się wielki.

— Patrz, tam są drzwi do kuchni! — Po wypowiedzeniu tych słów, kumpela zniknęła, zapewne pomaszerowała do kulinarni.

Veronica usiadła na kanapie, zmęczona całą tą podróżą, ale jednocześnie zadowolona, że wreszcie tu jest. Spojrzała przez wielkie okno. Ujrzała tam coś dziwnego, albo jej się wydawało. Zobaczyła czarne coś.. albo kogoś. Wyglądało, jakby lewitowało. Było małe, świecące. Po krótkiej chwili zniknęło. Veronica przetarła oczy, to pewnie tylko jej się wydawało. Po chwili rozległ się dzwonek do drzwi. Vera, której myśli przepełnione były tą dziwną rzeczą na dworze, aż podskoczyła ze strachu. Billie otworzyła drzwi.
 W drzwiach stanął..


────────────

Wyszło mi z tego razem 1382 słów, a to tylko prolog, ciekawie. Mam nadzieję, że to ma dwie ręce i nogi, bo o tej godzinie, o której to piszę, to mam wenę na opowiadanie, ale czy SENSOWNE opowiadanie, to już nie wiem. 

W każdym razie, siedźcie w domach, lofki!

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: May 06, 2020 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

PrzebłyskOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz