ah,
laissez cela rester
notre secret!Erika bardzo lubiła łączyć partykułę "nie" z różnymi słowami. Dawało to bowiem jako takie poczucie władzy; możliwość głupiego poczucia choć ten jeden raz, że da się przez układanie zdań jakoś uporządkować swoje szalejące myśli. Bardzo lubiła także zauważać, jak łatwo można drastycznie zmienić odbiór jakiegoś słowa, dodając do niego tak proste, trzyliterowe i bardzo dźwięczne nie. No bo czymże jest ładnie w obliczu tak ogromnie potężnego nieładnie? Czy nie mocniejsze odczucia występują przy tym drugim? A w dodatku tak zupełnie różne od tych pierwszych...
I dlatego właśnie ostatnią próbą odratowania się z tej niezmiernie okropnej sytuacji było staranie się wcisnąć "nie" przed najpierw marne Ashkore, a potem tak dziwnie odmienne Lance. Na początku jakoś się udawało. Zaintrygowanie nie-Ashkorem, którego przecież powinna nienawidzić, udawało się ukryć pod pozornym odwzajemnianiem dziwnych uczuć Nevry, który tak bardzo się do niej zalecał, że wolała grać według jego zasad. W końcu przecież miała nadzieję, że te nieśmiałe wyrywanie się jej serca do nie-Ashkore'a jakoś ustanie.
Nie jest jednak tak łatwo mieć kontrolę nad samą sobą. Jest to, co prawda, bardzo tragiczne, ale Erika bardzo wierzyła, że Ashkore pomaga jej z nie byle jakiego powodu. Chciała, by pod jego maską skrywały się oczy równie tajemnicze co jego aura i usta, które w końcu pięknie wyjaśniłyby, dlaczego i po co ona jest w tym świecie, do którego trafiła jakoś tak przypadkowo. W jej oczach Ashkore był odpowiedzią. A tego właśnie rozpaczliwie szukała i potrzebowała. Odpowiedzi otulonej słodko w swoje imię, wypowiadanej ciepłym, spokojnym głosem. Owszem, chciała niemożliwego, ale to właśnie napędza nas do działania. Chęć i wiara, nawet w te najbardziej odległe rzeczy.
Dni w Kwaterze Głównej Straży Eel nie były... znaczy, cóż. One po prostu były. Leciały, biegły co sił, uciekały przed Eriką, zanim ta w ogóle dała radę choć raz bliżej się przyjrzeć któremukolwiek z nich. Trwały sobie, mnożąc się, dzieląc, dodając i znikając we własnym tłumie. Nic oryginalnego w nich się nie zdarzało. Mówiąc prosto i bezpośrednio - Erika to w ogóle nie lubiła nikogo z kwatery. Wszyscy byli zbyt. Miiko była zbyt irracjonalna, Ezarel pełny zbyt dziwnych rewelacji na własny temat, Valkyon zbyt stoicki, Leiftan zbyt przewidywalny, a Nevra skrajny. Czuła, że gdyby dało się po prostu zmienić ich charaktery stawiając zamiast tych wszystkich zbyt "nie", byłoby tam o wiele ciekawiej i milej. Była jednak skazana stać po ich stronie. Dobrej i jedynej słusznej stronie...
No tak, właśnie tak byłoby, gdyby Erika nie miała w nocy koszmarów i mrocznych wizji. Wiedziała, że z Niebiańskim Poświęceniem było coś nie w porządku. Niemożliwe, żeby wszystkim udało się zgodzić. Jakże przecież matki byłyby w stanie poświęcić swoje dzieci ku czemuś, co nawet nie było dla nich ani dla dobra ich potomków? Nie wyobrażała sobie, aby faery były na tyle lepsze od ludzi, by dały radę zjednoczyć się bez żadnych przeciwników.
CZYTASZ
NIEMIŁOŚĆ; ashkore (lance), eldarya os
Fanfiction[one shot] Niezauważalnie utonąć w czyichś oczach, oddać mu część siebie i zupełnie niespodziewanie jakby stracić siły do obrony - jakie to dziwne, niefrasobliwe i straszne. ☁️☁️☁️ tw!!! - choroby psychiczne - brak ogłady w słowach - chujowe pisani...