Przed publikacją tego rozdziału, tytułem roboczym jakim się w nim posługiwałam było "Przedawkowanie Indian" i wiązało się z pewną bardzo prostą historią, kiedy to jednocześnie czytałam książkę z rdzennymi mieszkańcami Ameryki w niemalże głównej roli (chodzi mi o "Tomka na wojennej ścieżce" Alfreda Szklarskiego, polecam serdecznie) oraz postanowiłam obejrzeć ten klasyk kinematografii.
I trzeba przyznać bezsprzecznie, że oba te dzieła były niezmiernie dobrze napisane, aczkolwiek by trzymać się contentu, dzisiaj zajmiemy się tylko jednym z nich, czyli oczywiście Disneyowską wersją opowieści o historycznej Indiance.
Jak mnóstwo innych filmów Disneya, pochodzących z jego najświetniejszego jak do tej pory okresu, "Pocahontas", nie jest nam animacją obcą, a co za tym idzie, prawie każdy kiedyś ją oglądał i ma o niej wyrobioną opinię.
W związku z tym, przymierzając się do jej seansu, podeszłam do tej produkcji nieco po macoszemu, co później na szczęście okazało się być ogromnym błędem. Nawet jeśli, jest to tylko i wyłącznie moja subiektywna ocena, to bezsprzecznie mogę zaliczyć "Pocahontas" do grona najlepszych filmów animowanych. A oto argumenty...
Główną bohaterką historii jest (ku powszechnemu jak mniemam zdziwieniu) tytułowa Pocahontas - córka wodza pewnego indiańskiego plemienia, która zbliża się powoli ku obowiązkowi zaślubin innego członka grupy - Kocouma. W tym samym czasie do Nowego Świata przybywa wyprawa pochodząca z Europy, mająca na celu odnalezienie złota i skolonizowanie nienależących jeszcze do nikogo (według nich) terenów. W wyniku niespodziewanej konfrontacji jaka ma miejsce pomiędzy piękną Indianką, a jednym z zagranicznych przybyszów, dochodzi do zaognienia konfliktu pomiędzy oboma i tak zniesmaczonymi swoim towarzystwem obozami.
Nie ma co się kryć z tym, iż obecnie może się wydawać to nieco schematycznym zagraniem fabularnym, rodem z "Romea i Julii", jednak w tym przypadku o wiele bardziej napakowanym emocjami. Być może to właśnie w tym film zaskarbił sobie u mnie ogromny szacunek, chociaż pamiętajmy, że uczucia są ulotne i nie należy się nimi kierować przy głębszej ocenie. Czy jest zatem tutaj jeszcze coś, co zasługuje na na osobne omówienie?
No, tak właściwie to nie zadałabym tego pytania gdyby nie było, więc rzućmy okiem i na inne szczegóły.
Uwielbiam w polskiej wersji językowej z całego serduszka Edytę Górniak, nawet jeśli personalnie niespecjalnie za nią przepadam. Poza pamiętną Eurowizją z 1994 roku, "Pocahontas" jest z pewnością jej najsłynniejszym dokonaniem, które zapisało się w pamięci komórkowej wielu dzieciaków, tak u tych z lat dziewięćdziesiątych, jak i młodszych. Nie wspominając już o "Kolorowym wietrze", cała ścieżka dźwiękowa jest bezsprzecznie genialnie napisana przez nikogo innego jak Alana Menkena odpowiedzialnego za chociażby "Piękną i Bestię", "Aladyna", czy też "Dzwonnika z Notre Dame".
Cała opowieść jest przeprowadzona niezwykle dynamicznie i nie pozwala się nudzić, a momentami pewne akcje rozgrywają się nawet nieco zbyt szybko (w tym wątek miłosny, ale w końcu ograniczają nas minuty). Nie brakuje tutaj licznych zwrotów akcji, które nadają opowieści tempa, aczkolwiek ostateczne zakończenie jest dla mnie bynajmniej nie satysfakcjonujące....
CZYTASZ
Disney według Echi
RandomOto książka w której będziecie mogli przeczytać moje subiektywne "recenzje" filmów animowanych od wytwórni Walta Disneya :) Ponieważ nie mam żadnego wykształcenia w kierunku filmowym, spodziewajcie się opowieści bardzo "okiem widza". Liczę na waszą...