XXXIX

179 26 6
                                    

— Nie wierć się, bo będzie bolało. — powiedział do niej, delikatnie oczyszczając jej ranę, a dziewczyna spiorunowała go wzrokiem. 
— Co ty, kurwa, nie powiesz... Już boli. — mruknęła pod nosem i zacisnęła zęby, kiedy dotknął mocniej skaleczenia. 
— Wybacz, staram się być delikatny, ale to nie takie łatwe, jakby się mogło wydawać. Mam te plastry, coś jak instant szycie. — powiedział, pokazując przezroczyste paski. Zaczął delikatnie aplikować je na stopę dziewczyny, chcąc sprawić, by nie została jej za duża blizna.Syknęła cicho, kiedy pościągał ranę i wsunął jej na nogi spodenki. Dziewczyna wsunęła je na tyłek, opierając się na zdrowej stopie, po czym ubrała koszulkę. — Gotowa? — spytał z delikatnym uśmiechem i spakował wszystkie ich rzeczy do swojego plecaka. 
— Gotowa. — dziewczyna złapała się go i utykając ruszyła przed siebie. 
— To nam zajmie wieczność... — powiedział lekko podirytowany, ale ugryzł się szybko w język, kiedy dziewczyna spiorunowała go wzrokiem. — Poczekaj. — poprosił i poprawił sobie plecak, po czym wziął ją na ręce. 
— Zamierzasz mnie nieść, aż do auta? To dwa kilometry. — przypomniała mu, obejmując go za szyję. 
— Ile dam radę, to cię poniosę, będzie szybciej, a zrobiło się już prawie ciemno. — dodał i wskazał głową na niebo, które było ledwo widoczne przez gęstwinę drzew. 
— No dobrze. — przytaknęła mu, była głodna i nieco zmęczona, więc nie zamierzała zgrywać bohatera. Poddała się woli chłopaka. Ruszyli przez las w stronę parkingu, jednak po trzydziestu minutach dalej nie było widać auta. — Na pewno dobrze idziemy? — spytała dziewczyna spoglądając na chłopaka. 
— Na pewno, nie było przecież innej ścieżki, chyba... — dodał pod nosem i spojrzał na zmartwioną twarz dziewczyny. — Stajemy. — zarządził i postawił ją, po czym wyciągnął swój telefon. — Zasięg pał, nie jestem w stanie się nigdzie dodzwonić... Twój też. — powiedział, kiedy wyciągnął z plecaka jej komórkę. Przeklął cicho pod nosem. — Może wrócimy do wodospadu?
— I co? Myślisz, że po nocy ktoś tu przyjdzie? — spytała, a w jej oczach pojawiły się łzy. 
— Hej, ale nie płacz... Potraktuj to jak przygodę. — powiedział spoglądając na nią. 
— Przygodę? Nienawidzę lasów nocą... Nie wiem, gdzie jesteśmy, jestem głodna, zmęczona, mam rozwaloną nogę i chcę się położyć... Do tego chuj wie, co biega po tych lasach nocą, a na bank są tu robale wielkości mojego kciuka... — panikowała. Strach zaczynał ją paraliżować, zaczęła oddychać szybciej, nie wiedząc co dalej ma zrobić. 
— Elen... — powiedział i podszedł do niej, po czym złapał ją za policzki i wpił się w jej usta. 
— To twoja wina... — szepnęła pociągając nosem. 
— Tak, moja wina, bo w końcu chciałem, żebyśmy się zgubili w tropikalnym lesie... Wcale nie bierzesz pod uwagę faktu, że się o ciebie martwię?! Że chciałem ci zabezpieczyć ranę, żeby nie wdało się zakażenie?! Że cię niosłem przez pół godziny, też świadczy o tym, jaki jestem zły i niedobry?! Ze pom... — ugryzł się w język, nie mógł przecież powiedzieć, że z zimną krwią zabił jej oprawcę.  
— Dokończ... — szepnęła spoglądając na niego. 
— Nie. Starczy gorzkich żali. Teraz trzeba sobie znaleźć jakieś miejsce, gdzie będzie można znaleźć bezpieczny nocleg. Także odłóżmy sobie na później wypominanie złych rzeczy, zgoda? — powiedział i spojrzał na nią, czekając na odpowiedź. 
— Dobrze. — przytaknęła mu już nieco bardziej spokojna.
— Tam jest jakieś wzniesienie, pójdziemy w jego kierunku, może uda nam się złapać sygnał i wezwać pomoc. — powiedział z delikatnym uśmiechem do dziewczyny. Powoli ruszyli do celu, jednak towarzyszyła im cisza. Każde z nich myślało nad wypowiedzianymi słowami. Ciche westchnięcie wyrwało się z ust dziewczyny, momentalnie przykuwając wzrok Kuby.  — Wszystko dobrze? — zapytał. — Bardzo boli? 
— Robi się już znośnie. — odpowiedziała mu. Mimo wszystko zdawało się, że chłopak naprawdę odsunął na bok wszystkie troski i zmartwienia. Było jej głupio, że w chwili słabości wyjechała mu z takimi tekstami, a pomimo tego on dalej martwił się i dbał o nią. 
— Ciesze się, jakby było ci ciężko to mi powiedz, wezmę cię na ręce. — zwrócił się do niej z lekkim uśmiechem. 
— Dzięki wielkie... Przepraszam za to, co powiedziałam. Wcale to nie twoja wina, nie uważam tak, byłam po prostu wystraszona, zła i sfrustrowana. — wytłumaczyła się, patrząc w miarę możliwości pod nogi. 
— Wiem, dlatego nie mam ci tego za złe. Też mnie troszkę poniosło, ale w końcu jesteśmy tylko ludźmi, mamy prawo się mylić, złościć i inne takie. Wiesz, ja zawsze sobie w ciężkich chwilach powtarzam, że za dziesięć lat będę się z tego śmiać. — pokiwał lekko głowo, odchylając jedną z gałęzi, by dziewczyna mogła bezpiecznie przejść. — Nawet nie wiem, w którym momencie zboczyliśmy ze ścieżki. Plus jest taki, że jak się skapną, że nas nie ma, to sami będą nas szukać. — zaśmiał się lekko. 
— Pytanie, czy ktokolwiek się skapnie, że nas nie ma. Może właśnie imprezują i upici pójdą spać, bóg wie jeden, o której wstaną, więc może jutro wieczorem, ktoś się skapnie, że nas nie ma. — oboje roześmiali się pod nosami. 
— Tak, to bardzo prawdopodobne, ale wiesz co? Jestem tu, nie jesteś sama. — powiedział i włączył latarkę w telefonie, kiedy przestało być widać cokolwiek. 
— Wiem i cieszę się, że jesteś tu ze mną. — odpowiedziała lekko zawstydzona i niepewnie wsunęła dłoń w jego dłoń. Grabowski nie myśląc wiele, splótł ich palce i wspólnie przedzierali się przez las. Minęła dobra godzina, nim dotarli do wzniesienia, które widział z oddali. 
— Wiesz co? To chyba wulkan, z którego skakaliśmy. Wejdziemy na górę, dasz radę? Tam nas znajdą na bank. — powiedział i spojrzał na dziewczynę. 
— Chcesz się wspinać po nocy? Oszalałeś? — spojrzała na niego. 
— Nie jest tu stromo, jesteśmy po stronie łagodnego wzniesienia, damy radę. Jednak jeśli tylko komukolwiek z nas coś się nie spodoba, to po prostu się zatrzymamy, zgoda? Wierze w ciebie. — powiedział i wpił się w jej usta. 
— Spróbujmy. — szepnęła mu w usta, po tym jak odwzajemniła jego pocałunek. — Ufam ci Kuba... — powiedziała i przez kolejne dwie godziny wspinali się powoli na szczyt. Chłopak pomagał jej jak tylko mógł. Często wciągał ją na wyższe półki i co jakiś czas sprawdzał, czy wszystko dobrze z jej nogą. Po tym czasie, weszli na szczyt, gdzie nie było już drzew, było widać księżyc w pełni, który robił im za oświetlenie. Jednak widok nieba z samego szczytu zdawał się być czymś niesamowitym. Dziewczyna szybko zrobiła kilka zdjęć, chcąc uwiecznić piękno tego miejsca. W Krakowie rzadko kiedy mogła podziwiać gwiazdy, a jeśli już, to była ich tylko garstka. Tutaj mogła podziwiać całą drogę mleczną. Usiadła pod jedną z większych skał i napiła się wody. Milczała. Bała się powiedzieć cokolwiek, jakby to miało spłoszyć wszystkie ciała niebieskie. Wzięła głęboki oddech. 
— Masz, znalazłem w plecaku. — podał jej batonika. 
— Dziękuję. — powiedziała i szybko wzięła się za rozpakowywanie słodkości, jednak kiedy tylko wzięła pierwszego gryza, wyciągnęła przekąskę w stronę chłopaka. — Nalegam, byś zjadł ze mną tą kolację. — zaśmiała się ciepło. 
— Dobrze, ale jestem na diecie, więc tylko jeden gryz. — odpowiedział i odgryzł niewielki kawałek. 
— Zimno mi. — powiedziała cicho, a Grabowski sięgnął do plecaka, gdzie wygrzebał bluzę. 
— Tylko tyle mam. — powiedział. — Zostań tutaj, zaraz przyjdę. — dał jej buziaka i zbiegł w dół, nim zdążyła zareagować. Chłopak wrócił po chwili i ułożył niewielki krąg z kamieni i rozpalił im ognisko. 
— Ugh... Ciepełko... — stwierdziła wyciągając przed siebie dłonie. 
— W sumie skoro i tak nie ma dla nas póki co nadziei, to możemy pogadać. — zaproponował i objął ją ramieniem, pozwalając Elen wtulić się w siebie mocno. 
— A co chciałbyś wiedzieć? Usłyszeć? — spytała patrząc w płomienie. 
— Dlaczego wybrałaś sobie faceta, który tak bardzo różni się od ciebie i nie spełnia cię? — dawno miał o to zapytać, jednak nie znalazł odpowiedniej chwili, by zadać jej to pytanie. 
— Widzę, że masz gotowy zestaw pytań... — skwitowała, ale po chwili wzięła głęboki wdech i zaczęła mówić. — Na początku byłam w nim zakochana. Poświęcał mi czas, był miły i szanował mnie. Dbał o mnie po operacji, potem oświadczył mi się, bo uznał, że lepszej kobiety niż ja nie znajdzie. 
— Ten raz, mogę przyznać mu rację. — powiedział, za co dostał w potylicę. — Za co?! — zawył zaskoczony. 
— Za niewinność i przerywanie mi. — odpowiedziała mu i zaśmiała się lekko. 
— Dobra, już nie będę. — wymamrotał pod nosem i spojrzał na dziewczynę, oczekując kontynuacji tematu. 
— Przyzwyczaiłam się do niego, wiem, że czeka mnie z nim stateczne życie. Nie pije za dużo, nie imprezuje...
— Jest pracoholikiem... — dodał. 
— Skończ. Powiedz mi lepiej, czemu ty nie masz kobiety? — spytała dość niepewnie, jednak na ustach chłopaka przemknął uśmiech. 
— Bo kilka lat temu straciłem pamięć. Nie wiedziałem kim jestem i dokąd zmierzam, dopóki nie wpadłem na niebieskooką brunetkę. Zakochałem się po uszy, potem zjebałem sprawę, ale nigdy, przenigdy nie znalazłem kobiety, która by jej dorównała. Wierz mi, próbowałem... 
— Kuba, ale ja mam narzeczonego, to co się tu dzieje... 
— Wiem, zostanie w tym miejscu na zawsze. — odpowiedział i spojrzał na nią z uśmiechem. — Mam jeszcze cztery miesiące, żeby cię przekonać do zmiany zdania. Będę walczyć, bo chcę mieć pewność, że zrobiłem wszystko, co w mojej mocy... — przerwała mu kładąc palec wskazujący na jego ustach i spojrzała mu w oczy. Złożyła na jego ustach pocałunek. — Kocham cię Mordko... — szepnął, a oczy dziewczyny zaszkliły się lekko. Miała w głowie mętlik, żywiła uczucia do obu mężczyzn, co było cholernie trudne do przebrnięcia. Wpijała się raz po raz w jego usta, by zagłuszyć sumienie. Wsunął ją na swoje kolana i zaczął błądzić dłońmi po jej ciele. Głośne mlaśnięcia i ciche śmiechy wypełniały okolice. Zszedł pocałunkami na jej szyję, gdzie kręcił językiem niewielkie kółka. Dziewczyna nie była mu dłużna, wsunęła dłoń pomiędzy nich i zjechała nią wprost do jego bokserek, gdzie objęła dłonią jego penisa i zaczęła wykonywać posuwiste ruchy. Stęknął cicho podniecony, a jego członek momentalnie stwardniał w jej dłoni. Tym razem nie szaleli, nie spieszyli się, w końcu byli sami, na jednym ze szczytów świata i zamierzali to w pełni wykorzystać, ciesząc się sobą nawzajem. Powoli zsunął nieco jej shorty, rozpinając wcześniej guzik i ekspres, po czym zaczął robić jej palcówkę. Jęknęła głośno i odchyliła głowę do tyłu. Nikt na świecie nie potrafił dać jej takiego spełnienia w łóżku, jak Kuba. Jej ciało zadrżało, kiedy podmuch wiatru otulił ich rozgrzane ciała. — Całuj... — mruknął, kiedy oderwała od niego usta i znów połączyli się w pocałunku. Ich języki tańczyły wspólnie, a uśmiechy nie schodziły z twarzy. Nie chcąc skończyć za wcześnie, uniósł się nieco i zsunął lekko swoje spodenki wraz z bokserkami. Nabił na siebie dziewczynę, która unosiła się lekko i opadała na nim. Co jakiś czas jak jedno tak i drugie wydawało z siebie ciche stęknięcie lub jęknięcie. Wszystko dzisiaj było jak slow motion, cały świat dla nich zwolnił na chwilę. Może dla takich chwil było warto zgubić się w lesie? Ta myśl była z nimi, a kiedy wspólnie szczytowali kolejne jęki wypełniły okolicę. Wpili się jeszcze w swoje usta, nim dziewczyna uniosła się, wysuwając z siebie jego członka. Poprawili ubrania, a dziewczyna ziewnęła, była cholernie zmęczona. — Połóż się, poczuwam nad tobą. — szepnął gładząc jej policzek. 
— Dobrze, ale najpierw doniosę drewna. — dziewczyna pokiwała głową i położyła się na kamieniu, podkładając rękę pod głowę. Zamknęła zmęczone oczy i rozkoszowała się jeszcze miłymi wspomnieniami z ich wspólnej chwili. 
— Kuba... Łaskoczesz... — zaśmiała się czując mizianie na udzie. Chciała strzepnąć jego dłoń, jednak pacnęła w coś włochatego. Momentalnie otworzyła oczy i spojrzała przerażona na olbrzymiego pająka, a jej krzyk poniósł się po okolicy. 
— Co się dzieje?! — Que wyskoczył z zalesionej części, jak poparzony. 
— Weź to, błagam!! — krzyczała i zasłaniała twarz dłońmi. Chłopak zaśmiał się lekko i spojrzał na sporego pająka. 
— Jest nieszkodliwy, tutaj nie ma jadowitych pająków, nie bój się. — powiedział i zgarnął pająka na duży badyl, po czym odrzucił go w stronę lasu. — Już go nie ma. — poinformował dziewczynę, która drżała, jak galareta i wciąż nie chciała odsłonić twarzy. Podszedł do niej i wziął ją na ręce, po czym usiadł z nią przy ognisku. — Wiem, że masz arachnofobię, już go nie ma... — powiedział i wtulił ją  w siebie, gładząc spokojnie jej policzek i włosy. Jeszcze z dobre kilkanaście minut uspokajał ją, nim zasnęła mu w ramionach. 



Dziękuję kochanej @LisaHayes_ za pomoc z tym rozdziałem <3 Mam nadzieję, że podobał się wam i liczę na kilka opinii w komentarzach.

Całuję, 
Angel Woodgett.


GDY ZGASNĄ ŚWIATŁA II Quebonafide FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz