Kolejne dwanaście cali śniegu spadło z dnia na dzień, co oznaczało, że pięć stóp przeklętego śniegu przykryło teraz całe środkowo-zachodnie miasto North Troy, zmieniając je w pofalowane pole bieli rozciągające się tak daleko, jak okiem sięgnąć, pod oślepiającym blaskiem zimowego słońca. Tylko miarowe szuranie łopaty oraz sapanie i zaciąganie się kogoś, kto oddycha ciężko, złamały stłumioną cisze porannego powietrza. Od czasu do czasu dochodziło do przekleństw.
-Pierdol mnie soplem lodu-Szesnastoletni Lan SiZhui wyprostował się z jękiem po tym, jak zarzucił kolejną łopatę śniegu za bolące ramię- Ze wszystkich miejsc do życia wybierają Wisconsin. Nie Kalifornia. Nie w Nowym Jorku. Wisconsin!
Sami Azjaci osiedlili się na zachodnim wybrzeżu w miastach takich jak Los Angeles, San Francisco, San Diego, na wschodnim wybrzeżu Manhattanu, Queens, w Fort Lee lub Englewood po drugiej stronie rzeki w New Jersey, ale jego rodzice musieli wybrać te miejsce. Właściwie to jego tata, Wei WuXian, wybrał państwo sera, strzelając strzałami w mapę Ameryki, z zasłoniętymi oczami.
-Jest bardziej ekscytująco!- Wei WuXian zadeklarował.
Ojciec SiZhuiego, Lan WangJi, wyraził swoją zgodę prostym czynem, milcząc.
To było trzy lata temu.
Zimy w maleńkim miasteczku North Troy - 4444 mieszkańców - zimy były chłodniejsze niż lodowa jaskinia na tylnych wzgórzach ich starego domu w Gusu w Chinach. Cloud Recesses. Tak brzmiała poetycka nazwa ich rozległej posiadłości w bujnych górach, a oziębłe naturalne źródło, w którym kąpali się, by przyspieszyć gojenie ran, wydawało się kojącą sauną w porównaniu do tej piekielnej dziury ze śniegiem, błotem i lodem, miejscem, gdzie zima zapadła w październiku i nie rozluźniła arktycznego uścisku aż do kwietnia, czasem maja. Trudno było to znosić chłopcu przyzwyczajonego do bardziej umiarkowanych klimatów, ale SiZhui przypuszczał, że nie było gorzej niż zamrożone spojrzenia śmierci wujka Lan QiRena, kłócąc się z ojcam przez cały rok, z tego samego pwodu, ostatecznie uciekli z Chin do Stanów. Stary człowiek wciąż nie dawał rady: jego doskonały bratanek Lan WangJi poprowadzi ścieżkę zrujnowania przez tego dziwaka Wei WuXiana, diabła wcielonego. Więc jego rodzice przenieśli się do Ameryki, kiedy jego ojciec zdecydował się wybrać szczęście Wei WuXian zamiast zgody wuja Lan QiRena. Lan WangJi potrafił robić najbardziej zaskakujące rzeczy.
Mimo to rozpoczynanie kariery w Ameryce jako nastolatek było trudne dla Lan SiZhuiego. Piekło, będąc nastolatkiem, było trudneo, ale Lan SiZhui był bystry, wesoły i szybko opanował angielski, zaprzyjaźniając się, mimo że był jedynym obcokrajowcem w całej szkole, składającym się z 415 jasnowłosych dzieci, głównie pochodzenia niemieckiego i polskiego; trójka włoskich dzieci o ciemnych włosach i oczach była już uważana za obcą osobę, dzięki czemu SiZhui było czterokrotnie bardziej obcey. Wcześniej, jesienią koreańska dziewczyna przeniosła się do jego szkoły, a wszystkie dzieci zaczęły nazywać ją jego dziewczyną tylko dlatego, że, "Wygląda jak ty".
-Nawet nie mówię po koreańsku!-SiZhui protestował bezskutecznie. Nie interesował się nią, nie potrafił nawet wymówić jej imienia, ale wciąż była jego nominalną dziewczyną, czy mu się to podobało, czy nie. Obaj unikali się jak zarazy.
Jedyni Azjaci w promieniu pięćdziesięciu mil pracowali w samotnej chińskiej restauracji Triple Luck Sunshine Palace, gdzie Wei WuXian był zatrudniony jako jeden z kucharzy. Jak na szczęście, miejsce specjalizowało się w kuchni szechuańskiej, regionie znanym z nadmiernie liberalnego stosowania ostrych papryczek chili. Było to dokładnie w guście Wei WuXina, ponieważ był królem pikantnych potraw. Jedzenie posiłków jego ojca oznaczało wypalenie ognistej ścieżki od ust do odbytu, a następnie przez wiele godzin był wypatroszony biegunką. Lan WangJi trzymał się z daleka, trzymając się religijnie, przestrzegając łagodnych potraw wegetariańskich własnego klanu, jedzenia tak nijakiego, że Wei WuXian często szydził: - Kolacja w klanie Lan zabije cię nudą!
CZYTASZ
I Love You, Don't Hate Me
RomanceLINK DO ORYGINAŁU: https://archiveofourown.org/works/22426999/chapters/53584423#workskin