Chapter Twenty Two

1.8K 133 20
                                    

Mennica Narodowa, godzina 20:00

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Mennica Narodowa, godzina 20:00


—Delhi, obudź się.—poczułam jak ktoś mnie szturcha za ramię, a w pierwszej chwili nie zorientowałam się gdzie jestem. Światło zakuło mnie w oczy, które niekontrolowanie zmrużyłam. Przekręciłam głowę i spojrzałam na zmartwioną twarz Denver'a. Chwilę mu się przyglądałam, a gdy w końcu się całkowicie wybudziłam, a moje szare komórki zaczęły działać, wiedziałam, że coś musiało się stać.

—Co się stało? Coś z Mónicą?—szybko podniosłam się i usiadłam na brzegu kanapy, na której spałam. Patrząc za okno wnioskuję, że spałam z kilka godzin, bo na dworze już się ściemniało, ale wciąż było jeszcze jasno.

—Wszyscy się dowiedzieli, że ją zabiłem. Mój tata źle to przyjął, miał atak paniki i zasłabł.—przejechał zdesperowany rękami po twarzy, a ja słysząc, że coś stało się Moskwie, poderwałam się od razu na równe nogi.

—Gdzie jest?—spytałam i razem z młodszym chłopakiem wyszłam z gabinetu Arturito.

—W pokoju obrad.—zrównał mi kroku i razem weszliśmy do pokoju, gdzie był Berlin, Helsinki, Tokio i Nairobi.

Nie zwróciłam na nich zbytniej uwagi, tylko od razu ruszyłam w stronę kanapy, na której leżał Moskwa. Przykucnęłam przy kanapie i poprawiłam mu koc, który zsuną mu się z ramion. Był cały blady jak ściana i widziałam jak ciężko oddycha. Gdy wyczuł moją obecność otworzył wolno oczy i spojrzał na mnie jak na ducha.

—Jak się czujesz? Słyszałem, że zasłabłaś.—spytał słabo, a ja nie wierzyłam, że w takiej sytuacji to on mnie będzie pytał jak się czuje.

—Jesteś niemożliwy.—zaśmiałam się cicho.—Już jest dobrze, ty mi lepiej powiedz jak ty się masz.

—A jak się ma mieć facet z atakiem paniki po pięćdziesiątce?—jego głos był zachrypnięty. Strasznie źle się czułam z tym, że kiedy mnie potrzebował, ja sobie smacznie spałam.

—Sarkazm jest oznaką zdrowia.—wstałam i poszłam po butelkę wody dla niego.

—Miałaś jeszcze spać.—usłyszałam głos Berlin'a przy uchu. Nadal byłam na niego zła, za to jak się do mnie odezwał i za jego idiotyczne pomysły.

—Spałam wystarczająco.—odparłam sucho i go wyminęłam. Nie zamierzałam z nim rozmawiać do póki nie dotrze do niego, że nie może tak postępować. Podeszłam do Moskwy i przystawiłam mu butelkę do ust i trochę pochyliłam, by mógł się napić. Powinno mu trochę pomóc.

—Dajmy mu odpocząć. Denver idź wysprzątać do końca łazienkę, a później zmień Helsinki przy zakładnikach.—powiedział Andres i podszedł do akwarium. Widziałam niezadowoloną minę syna brodacza, bo było jasne, że wolał zostać przy chorym tacie. Wyszedł z pomieszczenia, a za nim Helsinki, który poszedł pilnować zakładników.

Bella Ciao || La casa de papelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz