Część 22

151 15 0
                                    

Po naszej nardzie w pokoju w bibliotece, ustaliliśmy jeszcze zgodnie, że w to wszystko wtajemniczmy też Stephanie, bo ona już i tak większość z tych rzeczy wie i na pewno zechce nam pomóc. I tak jak się spodziewałyśmy, z wielką ochotą przystanęła i zgodziła się na ten plan. Przydzieliliśmy ją do grupy, która miała zostać w zamku, bo obronić taką fortece i w szybkim czasie obudzić nauczycieli, wymaga wielu osób.

Następne dwa dni, do nocy kiedy miała być pełnia i nastąpić atak, spędziłyśmy w napięciu i zdenerwowaniu. Zgromadziłyśmy też różne przydatne nam przedmioty, które mogłyśmy wykorzystać w czasie walki. Rebecca skombinowała skądś kilka sztuk sztyletów, a w naszym pokoju udało się znaleźć proszki drażniące, mikstury dezorientujące i inne przydatnych elementy w ataku i obronie. Innym słowem zroślibyśmy wszytko co tylko mogłyśmy by zwiększyć nasze szanse na wygraną. Mimo to wszystkie się obawiałyśmy, że nam się nie uda, presja była ogromna.

W dniu kiedy w nocy miała być pełnia i przewidywany atak na szkołę, byłam całkowicie rozkojarzona i nie potrafiłam się skupić. Bałam się, że sobie nie poradzę, że wszystko zawale, że mi się nie uda i przypłacimy tym z Rebeccą życiem. Gra była w końcu o największą stawkę i przyszłość całej magicznej społeczności. Od tego wszystkiego przechodziły mnie ciarki. Może i byłam potężna, miałam w końcu moc swoją i Amandy, mojej siostry, która była niezwykle potężna, ale to były wiedźmy, a wśród nich ich przywódczyni. Jakie miałyśmy z nią szansę? Ja wciąż miałam problem z opanowaniem swojej magii i kazaniem jej robić to co chce.

Byłam bliska paniki, ale dziewczyny cały czas mówiły mi, że sobie poradzę i podnosiły mnie na duchu. Tylko to sprawiło, że nie popadłam w odmęt szaleństwa i wierzyłam, że nam się uda. Wszystko dokładnie zostało zaplanowane i nie mogłam ich zawieść. Musiałam sobie poradzić.

W końcu słońce zaczęło się chylić ku zachodowi i na nieboskłonie pojawił się piękny, jasny i idealnie okrągły księżyc. Patrzyłam na niego niespokojna, kiedy przygotowywałyśmy się z Rebeccą do podróży. Miałyśmy jechać na naszych jednorożcach, bo to był najprostszy środek transportu. Przymocowałam torbę z najpotrzebniejszymi rzeczami do siodła mojej białej klaczy. Pogłaskałam ją po grzbiecie by dodać odwagi jej i sobie. Czkała nas bardzo trudna noc.

Musiałyśmy wyruszyć o idealniej porze, tak by dotrzeć na miejsce kiedy większości wiedźm już nie będzie w leżu, ale tak by zdążyć wyjechać zanim one dotrą tutaj, by nas nie odcięły i by nie natknąć się na nie po drodze. Dlatego postanowiłyśmy wyjechać tyłam zamku, kiedy one prawdopodobnie zakatują od przodu. Co do czasu naszego wyjazdu, musiałyśmy zdać się na intuicje i szczęście.

Zatem kiedy wydawało nam się, że to już idealna pora, ruszyłyśmy w drogę, zostawiając zamek za sobą. Opuszczenie szkoły, okazało się dość proste i nikt nas nie zauważył. Ruszyłyśmy zatem galopem w stronę naszego celu, czyli majaczącego się na horyzoncie w oddali mrocznego lasu. Wiatr rozwiewał nasze ciemne peleryny, których kaptury założyłyśmy na głowę, by być mniej zauważalne i rozpoznawalne. Mknęłyśmy w ciszy przez rozległe pola, a w uszach słyszałyśmy tylko pęd wiatru, który uderzał nas w twarz od prędkości. Moja klacz była blada i biała, za to z kolei rumak Rebecci był czarny jak otaczająca nas noc, rozświetlona tylko blaskiem księżyca w pełni. Serce kołatało mi się w klatce piersiowej, a w ustach brakowało śliny. Poradzę sobie, powtarzałam to sobie raz po raz, aż w końcu stanie się to prawdą.

Po jakimś czasie, gdzieś w połowie drogi, pierścień na moim palcu zaczął się świeć. Dała mi go przez wyjazdem Anastazja, byśmy mogły się kontaktować, bo pełnił on funkcje telefonu, tylko tyle, że był mniejszy i służył tylko do rozmowy. To, że świecił oznaczało, że osoba który ma drugi z pierścieni chce się ze mną połączyć. Przekręciłam świecący się kamień w pierścieniu, łącząc się tym sposobem z Anastazją.

- Jak sytuacja? - słyszę jej głos w szumie wiatru, kiedy nie przerwany swojej podróż i dalej przemy na przód.

- Jesteśmy w drodze – mówię.

- Dobrze. Madison wypatrzyła właśnie z wierzy astronomicznej zbliżajcie się w naszym kierunku wiedźmy, które lada moment do nas dotrą i rozpęta się tu piekło, Miałyśmy we wszystkim rację, dziś nastąpi atak – słyszałam jak wzdycha zdenerwowana.

- Powodzenia – mówię.

- Przyda się. Bez odbioru.

Potem Anastazja się rozłączyła, a my zyskałyśmy pewność, że przywódczyni jest sama w ich bazie. Miałam nadzieję, że ona poradzą sobie tam w zamku, ale chwilowo miałam większe zmartwienia. Musiałyśmy znaleźć wiedźm leże i pokonać przywódczynie.

W pogoni za magią || Tom 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz