Rozdział 7: Rana po decyzji.

102 10 7
                                    

Niepewnym wzrokiem patrzyłam na mieszkańców, którzy byli oburzeni moją decyzją.
Przyglądałam się każdej osobie, która patrzyła prosto w moje oczy.
Przetarłam dłońmi twarz i westchnęłam patrząc się w dół.

– Co ty zrobiłaś dziewczyno?! Sands wróci na Jorvik i znów będzie zabijać! Nie nauczyłaś się już po śmierci twoich rodziców?! – Jeden z mieszkańców krzyknął na całe gardło, jego twarz zrobiła się czerwona i z nienawiścią, pogardą patrzył na mnie. Jego ostatnie słowa mnie zabolały.

Sands zabił moich rodziców... Ale nie pozowlę, by zabił kogoś więcej.

– Posłuchajcie mnie. Podjęłam jedyną słuszną decyzję. Poza tym, to moja prywatna sprawa. Sam strażnik, zapytał czy chcecie przy tym zostać.

– Ale poświęciłaś za to losy całej wysypy! – krzyknęli chórem.

Podniosłam do góry dłoń i wokół niej pojawił się niebieski promień o jasnej barwie. Mieszkańcy byli zaskoczeni a również przestraszeni, czego nie chciałam zrobić.
Zamknęłam oczy i skupiłam się na mocy Aideen. Zacisnęłam drugą dłoń w pięść.

– Co ty wyprawiasz?! Nie mało nam kłopotów?

Westchnęłam głośno, po czym usłyszałam szybkie, ale niechętne kroki. Otworzyłam oczy i odwróciłam się tyłem do mieszkańców.

– Miałeś odejść – powiedziałam szorstko.

Przed moimi oczami ukazał się strażnik Dark Core, nie byłam zdziwiona. Używając mocy Aideen, miałam zamiar zobaczyć, czy Strażnik Dark Core, dalej był w okolicy Stajni.
Nie chciałam, by słyszał nasze rozmowy i błąkał się po wyspie.

– Jak to zrobiłaś panienko? – zapytał z zaskoczeniem w głosie.

– Miałeś przekazać decyzję Sandsowi, a nie podsłuchiwać nasze rozmowy! – uniosłam ton głosu, nie mogłam znieść tego, że strażnik Sandsa, był na Jorviku.

Mężczyzna nic nie odpowiedział, patrzył się w moje oczy z całkowitą pewnością. Po chwili założył ręce i uparcie się patrzył. Oczekiwał na moją odpowiedź, na wcześniejsze pytanie, ale nie miałam zamiaru odpowiadać.

– Wynoś się stąd. Masz przekazać Sandsowi moją decyzję i więcej się tu nie pojawiać. Jeżeli znów wykryje, że jesteś obok stajni, znów tu przyjdziesz i znów zaczniemy rozmowę – odparłam szorstkim tonem.

– Jasne panienko. Więcej panienka mnie tu nie zobaczy w przeciągu kilku tygodni.

Mruknęłam coś pod nosem, a po chwili strażnik odszedł bez słowa. Wiedziałam, że już odejdzie i nie wróci.
Odwróciłam się ponownie w stronę mieszkańców, a Ci spojrzeli na mnie wymownym wzrokiem.

– Pojadę tam i uratuję osobę, która jest u Sandsa. Jeżeli ktoś się sprzeciwia, proszę bardzo, może opóścić stajnię, a nawet Jorvik. Robię co uważam za słuszne. Nic więcej.

– Jesteś kretynką i głupią dziewuchą – odparł mieszkaniec zbliżając się do mnie. Stanął przede mną i wpatrywał się w moje oczy.

Zamilkłam, nie chciałam, by kierowała mną złość i nienawiść.

– Jesteś wstrętną egoistką i idiotką. Nie myślisz nawet o mieszkańcach, nie tylko stajni a całego Jorviku! Ktoś taki jak Ty, powinien zginąć.

– Robię co mogę, by zapewnić wszystkim bezpieczeństwo. Nie zamierzam się z Wami kłócić. Podjęłam decyzję i jej nie zmienię. Tylko tak, będe mogła uratować tę osobę.

– Jak wyjedziesz, nawet nie wracaj na tę wyspę.

– Ulio, przestań. Dziewczyna robi co uważa za słuszne. Nie możesz jej obwiniać – nagle odezwała się jakaś kobieta, na którą spojrzałam ciepło uśmiechając się.

Usłyszałam jakiś szelest, jakby jakieś ostrze o coś zachaczyło, jakby dźwięk metalu.
Spojrzałam na mojego rozmówcę.

– Jeżeli nie zgad–AAGH! – krzyknęłam z bólu, czując jakiś przedmiot w swoim brzuchu. Spojrzałam w dół i zobaczyłam wbity nóż.

– AGH! – krzyknęłam na całe gardło, z moich oczu ciekły łzy, a całe ciało przebiegł dreszcz. Złapałam dłońmi za uchwyt noża i upadłam na ziemię.
Unisołam głowę do góry czując straszny ból i pieczenie. Krzyknęłam ponownie.
Starałam się stłumić me krzyki i jęki wywołane ogromnym bólem, jednak nie wychodziło.
Łzy wszystko pogorszyły, obraz zaczął się rozmazwyać nie wiem czy przez paraliżujący ból czy przez słoną ciecz.

– Coś ty zrobił!!! Niech ktoś wezwie pomoc!! Szybko! – usłyszałam znajomy głos. Jednak nie byłam w stanie go rozpoznać.

Spojrzałam przerażonym wzrokiem na dłonie, które były całe we krwi. Lekko dotknęłam noża, przez co krzyknęłam ponownie na całe gardło.
Jedyne co wtedy chciałam, to stracić przytomność i zakończyć ból.
Czułam jak po moim ciele rozchodzi się ciepło.
Czułam, że upływało ze mnie życie.

Tak bardzo bałam się śmierci, a wtedy jeszcze bardziej, że już nigdy nie zobaczyłabym moich bliskich.

Nagle poczułam ostry ból ramienia, przez co wręcz wydarłam się na całe gardło.
Spojrzałam na ramię, w które był wbity drugi nóż.
Ból był nieodzniesiena, czułam jak umierałam.
Nie byłam w stanie tego wszystkiego wytrzymać.
Obok mnie, a raczej wokół była kałuża krwi, mieszkańcy stali jak wryci i patrzyli się na mnie z przerażeniem.

– Marika, nie umieraj... Nie możesz... Słyszysz? Nie umieraj, nie zostawiaj nas! – usłyszałam ponownie znajomy głos, ale tym razem inny.
Upadłam na plecy i ostatnimi siłami dotknęłam ręki, która leżała na moim brzuchu.
Nie czułam, ani nie szłyszałam w tamtym momencie nic.
Tylko swoje myśli.

Czy... Czy ja...umarłam?




**
Kolejny rozdział, starałam się napisać go jak najlepiej.

Podobał się Wam?

Jak oceniacie na razie tę część książki?














To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: May 15, 2020 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Burzliwy Promień Słońca |Star Stable Online| ZAWIESZONE|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz