Osiemnaste urodziny

218 19 11
                                    

Ronalda Weasleya od pełnoletności dzieliły już tylko trzy ostatnie minuty bycia siedemnastolatkiem. Czas przelatywał mu przez palce, a on sam czuł się tym niesamowicie podekscytowany. Osiemnastka już od dziecka kojarzyła mu się ze swego rodzaju wolnością od przedrzeźniających go starszych braci i rozpoczęciem nowego, niesamowitego epizodu w jego życiu. W końcu będzie mógł sam decydować o swoim życiu i nikt nie będzie narzucał mu, w jaki sposób powinien postąpić, aby zrobić coś "dobrze".

Spojrzał na zegarek, choć w otaczającej go ciemności nie widział za dużo...została mu minuta, a przynajmniej tak mu się właśnie wydawało.

Siedział samotnie w północnej wieży Hogwartu, otulony kocem aż po samą szyję i obserwował pięknie rozgwieżdżone niebo, otaczające zakazny las oraz jezioro, w którego tafli odbijał się intensywny blask księżyca. Widok zapewne byłby dla niego zdecydowanie piękniejszy, gdyby towarzyszyła mu Hermiona i Harry, nie chciał jednak budzić swoich przyjaciół, aby wraz z nim obchodzili jego urodziny. Nie był na tyle samolubny, aby: a) pakować ich w kłopoty poprzez błąkanie się nocą po szkole i b) poprzez błąkanie się nocą po szkole pakować ich w kłopoty.

Ponownie zerknął na zegarek, jeszcze tylko parę chwil, parę sekund i będzie pełnoletni... trzy, dwie, jedna. BACH. Ktoś naskoczył mu na plecy burząc przy tym jego stoicki spokój, w tej chwili miał wrażenie, że za moment zejdzie na zawał, chociaż... dziwnie byłoby tak zejść ze świata w dniu swoich urodzin.
- WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO!
Złapał się za serce i obejrzał za siebie. Oprócz Hermiony, dostrzegł również Harry'ego, i Neville'a. Wszyscy ubrani byli w piżamę, tak samo zresztą jak i Ron. Hermiona trzymała w dłoniach sporych rozmiarów metalową tackę, na której stała tylko jedna, mała czekoladowa babeczka z wbitą po środku palącą się świeczuszką. Neville oraz Harry stali obok niej uśmiechając się szeroko w stronę wciąż przerażonego jeszcze Weasleya.

- Ależeście mnie wystraszyli, chyba zaraz zemdleje - odezwał się w końcu nie potrafiąc powstrzymać cisnącego się na jego usta uśmiechu.
- Nie marudź, pomyśl życzenie i zdmuchnij świeczkę zanim ktoś się dowie, że tu jesteśmy - odpowiedział Harry, który w prawej dłoni ściskał mocno materiał swojej peleryny niewidki.
- Na pewno ktoś już tutaj idzie, wydarliśmy się na pół Hogwartu - zauważył Neville - także musisz się pośpieszyć Ron.

Wealey podszedł szybko do Hermiony i zerkając jej w oczy zastanowił się nad odpowiednim życzeniem, tylko jednym... które mogłoby coś odmienić w jego życiu. Ale czy właśnie tego chciał? jego rodzina była zdrowa, miał wspaniałych przyjaciół... Z quidditcha może nie był najlepszy, ale nie będzie marnować życzenia właśnie na tę grę. Zerknął kolejno na Harry'ego i Neville'a i w momencie w którym zdmuchnął świeczkę, zza jego pleców wyskoczyli nagle bliźniacy Weasley.
- Nasz mały braciszek, nie jest już taki mały. - mruknął Fred, na co ciało Rona kolejny raz wzdrygnęło się z przerażenia.
- Może stanie się mądry. - dopowiedział George
- I odpowiedzialny.
- W końcu znajdzie sobie dziewczynę...
- Albo żonę.
I oboje zerknęli jednoznacznie w stronę Hermiony, która zauważyła ich roześmiane spojrzenie. Ron spojrzał na swoich braci i pokręcił głową z rozbawieniem.
- A wy jak się tutaj znaleźliście?
- Przylecieliśmy na miotle.
- Będą z tego problemy, ale dla osiemnastki brata warto. - Fred z Georgem poklepali solenizanta po plecach i parę sekund później dołączyli do gromadki przyjaciół Rona.

"To najlepsze urodziny w moim życiu" pomyślał poprawiając zsunięty z jego ramion koc. Zauważył jednak, że ręce Hermiony delikatnie dygoczą z zimna, pomyślał więc, że w geście TYLKO I WYŁĄCZNIE przyjacielskim odda jej swój koc. Ściągnął go z siebie i rozłożył z myślą, że może mógłby zdobyć w sobie tyle odwagi, aby okryć nim jej ramiona. Niestety. Nie potrafił. Szczególnie mając za sobą dwójkę tych gamoniów, którzy z pewnością by go wyśmiali. Wręczył dziewczynie koc i uśmiechnął się do niej delikatnie.

- Weź go, jest tutaj chłodno. - oznajmił wzruszając lekko ramieniem. Harry z Nevillem przez dłuższą chwilę lustrowali ich obojga przesłodzonym wzrokiem i w momencie w którym chcieli zrobić głośne "ooo", wszyscy usłyszeli hałas dobiegający ze schodów wieży. Nie minęło parę minut, a rusz zdążyli rozpoznać dwa przytłumione głosy, które prowadziły ze sobą dialog.
- Na pewno tam są, słyszałem ich Albusie, zresztą przecież wiesz, że bym Cię nie okłamał.
- Och Severusie, miałem niesamowity sen, mam nadzieję, że ściągasz mnie tutaj w słusznej sprawie.
Wszyscy spojrzeli po sobie z pytającym spojrzeniem. "I co teraz?".
Nie było czasu na naradzanie się. Harry oddał swoją pelerynę Ronaldowi, a sam ruszył w stronę przywołującego go gestem dłoni Freda. Neville nie chciał psuć atmosfery między Hermioną i Ronem, dlatego zabrał metalową tackę z rąk dziewczyny i podszedł szybko do Georga, idąc za śladem Pottera, wsiadł na miotłę jednego z bliźniaków, po czym cała czwórka odleciała z wieży zostawiając Rona i Hermionę samych. "No świetnie" pomyślał Ron. Narzucił pelerynę na siebie i na Hermionę, a następnie przycisnął palec do swoich ust, aby pokazać dziewczynie, żeby była cicho. Hermiona obrzuciła go drwiącym spojrzeniem, ale nie skomentowała tego. Zwinnie odsunęli się pod ścianę, akurat w momencie, w którym postać Severusa oraz Albusa dotarła do punktu widokowego wieży. Severus ubrany był w swoją czarną szatę i tylko Albus miał na sobie piżamę, wyglądał w niej dość zabawnie, ale nie była to najlepsza pora na żarty. Gdyby Ron wybuchł teraz śmiechem zdradziłby ich położenie. Nie mógł jednak powstrzymać się od uśmiechu, a gdy Hermiona go zauważyła, szturchnęła rudzielca ramieniem.
- Cicho bądź, pajacu - szepnęła na tyle cicho, na ile tylko potrafiła.
I po jej słowach, Albus odwrócił się przodem w ich stronę. Ron modlił się w myślach na Merlina, aby Dumbledore nie ściągnął z nich peleryny. Przez chwilę był w stanie przysiąc, że Albus patrzył się Weasleyowi prosto w oczy, ale... na całe szczęście odwrócił się w stronę Severusa, który nerwowo rozglądał się po całej powierzchni wieży.
- Na pewno tu byli, Albusie. Widziałem jak tutaj wchodzą. - sprostował, a w jego głosie można było wyczuć irytację.
Albus skinął jedynie głową i podszedł do betonowego murka kierując swoje spojrzenie na przepiękny tej nocy widok. Jego oczom umknęły dwie miotły, które pędem obleciały jedną z gór, a chwilę później wylądowały przy murach Hogwartu.
- Wiesz, Severusie... że mamy dzisiaj marzec? - odezwał się po krótkiej chwili.
Zmieszany Severus zmarszczył brwi i spojrzał kpiąco na dyrektora. Ron z Hermioną również spojrzeli na siebie pytająco, a potem skierowali swój wzrok na Dumbledore'a, który wolnym krokiem pokierował się w stronę schodów.
- Pierwszy marzec, hm... ciekawe.
I zniknął za kolejnym murkiem schodząc powoli po schodkach. Bezradny Severus zrobił to samo, nie zamierzał w końcu tkwić bezczynnie na wieży i dopiero, kiedy Hermiona z Ronem upewnili się, że nauczyciele już tutaj nie wrócą; oboje odetchnęli z ulgą.
- Wydawało mi się, że przez chwilę się na nas patrzył- odezwał się w końcu Ron.
- A wiesz, że mi tak samo? zupełnie jakby wiedział, że tu jesteśmy - Hermiona wzruszyła ramionami i z głupim uśmiechem na ustach kolejny raz szturchnęła Ronalda łokciem.
- Ałć, a to za co? - rozmasował swoje "obolałe" ramię.
- Dopiero co wszedłeś w pełnoletność, a już łamiesz przepisy.
Zaśmiała się cicho i ciągnąc delikatnie Rona za nadgarstek skierowała się wraz z nim w stronę schodów. "Najlepsze..." przypomniał sobie Ron, kiedy to Hermiona zsunęła swoją dłoń odrobinę niżej, a ich palce zaczęły się o siebie wzajemnie ocierać.
"Chcę ją mieć przy sobie przez cały rok".

*

Hej! wiem, że pierwszy rozdział jest odrobinę króciutki, ale mam nadzieję, że polubicie to opowiadanie, bo mam na nie superancką fabułę! życzę miłego dnia! x

Nasz Rok ϟ RonmioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz