Sebastian siedział w salonie, od dłuższego czasu przeglądając papiery. Ciel chwilę wcześniej powiedział mu, że wyjdzie na moment odetchnąć świeżym powietrzem. Michaelis spojrzał na zegar i westchnął, odnotowując, że chłopaka nie było już od dobrej pół godziny. To zdecydowanie dłużej niż chwila.
Z niezbyt zadowoloną miną odłożył dokumenty na bok, po czym dźwignął się z kanapy i wyszedł na dwór. Pogoda dziś nie dopisywała. Powiewał zimny wiatr, w towarzystwie nieprzyjemnej mżawki. Szare chmury niezmiennie ciążyły nad Londynem wraz z mgłą, która czyniła dzień bardziej ponurym.
Z ust mężczyzny ulatywały obłoczki pary, a lekko uschnięta trawa i gałązki trzaskały pod stopami, gdy obchodził rezydencję, szukając chłopaka. Zobaczył go, jednak niezbyt mu się ten widok spodobał. Młody dziedzic opierał się o jedną z obdrapanych ścian dworku, w jednej z dłoni trzymając papierosa, z którego końcówki ulatywał szarawy, niezbyt przyjemnie pachnący dym. Mężczyzna oparł się o ścianę niedaleko chłopaka, który w pierwszym momencie nie zauważył jego obecności. Dopiero po chwili odwrócił wzrok, podskakując lekko, kiedy dostrzegł swojego obecnego współlokatora.
- Sebas... - zaczął, chcąc się wytłumaczyć, jednak mężczyzna gestem mu przerwał. Wyciągnął dłoń, w której bez protestu wylądowała paczka papierosów.
- Zawiodłem się. - skwitował krótko, chowając własność chłopaka do kieszeni. Potem odwrócił się i nie posyłając w jego stronę nawet jednego spojrzenia, wrócił do rezydencji.
***
- Jak myślisz, co powinienem zrobić? - pytał żałośnie Ciel, uznając, że poprosi o radę znajomego grabarza.
Tym razem to on zawitał w zakładzie pogrzebowym, czując że potrzebuje pogadać z kimś o sytuacji z rana. Wiedział, że zawiódł Sebastiana i jednocześnie znów przegrał z uzależnieniem, przez co był nieźle sfrustrowany i zły na siebie. Tymczasem jasnozielone oczy Undertakera skupiły się na nim, nic sobie nie robiąc ze złego humoru młodego Phantomhive'a. Mężczyzna zachichotał w typowy dla siebie sposób, okręcając wokół palca kosmyk długich, białych włosów.
- Myślę, że przede wszystkim nie powinieneś się tak obwiniać. Każdy popełnia błędy. - powiedział, po czym oparł łokcie na stole, policzek kładąc na dłoni.
Uważnie zmierzył wzrokiem swojego gościa, badając każdy szczegół jego szczupłej sylwetki, delikatnych dłoni, smukłych nóg i włosów w nietypowym, granatowym odcieniu. Syn dawnego władcy Funtomu miał nietypową i zjawiskową urodę, która niejednej kobiecie, a może nawet mężczyźnie, nieźle zawróciłaby w głowie. Adrian wpatrywał się w niego, mając wrażenie, że w ten sposób patrzy w przeszłość. Widział Vincenta, stojącego przed nim z tak typowym dla niego uśmiechem.
- Wiem, ale mimo wszystko chciałbym to jakoś naprawić. - przyznał ponuro, patrząc na herbatę, którą chwilę wcześniej podsunął mu przyjaciel ojca.
Odgarnął jednocześnie do tyłu granatowe kosmyki, zarówno poprawiając w ten sposób widoczność, jak i niwelując stres. Ten gest zawsze go uspokajał, pozwalał nieco uporządkować kłopotliwe emocje.
Obecnie nie nosił już opaski. Grzywka wciąż nieco skrywała przed światem piękny odcień fioletu, nie zakrywając go jednak tak dobrze, jak kawałek czarnego materiału. Dzięki temu wygląd chłopaka stawał się jeszcze bardziej nietypowy i ujmujący.
- Przeproś. Po prostu powiedz mu, że żałujesz. Nie mów, że więcej tak nie zrobisz. Nie tłumacz się i nie wymyślaj. Szczere ''przepraszam'' będzie najodpowiedniejsze, na pewno zrozumie. - poradził, przy czym jego usta uformowały się w naprawdę nietypowy, ciepły uśmiech.
Bawiła go ta nieporadność chłopaka. Widać było, że obaj nie potrafili okazywać uczuć ani odnajdywać się w relacji z innymi. Byli tak słodko niedoświadczeni, pogubieni w najprostszych kwestiach. Nie znali tak banalnej zasady, jak chociażby to, że czasem wystarczyła rozmowa. Że zwykłe wsparcie drugiej osoby ciepłym słowem jest tak potrzebne, a banalne przepraszanie za błędy zazwyczaj rozwiązujące te mniejsze spory.
Póki co białowłosy zauważył również, że obaj nie potrafili się za bardzo przyznać do winy i czuli presję, chcąc jak najlepiej wypaść przed drugą osobą. Niezmiernie ciekawie obserwowało się ich powolne dopasowywanie się do siebie i błądzenie niczym we mgle, poszukując właściwej drogi. Wiedział jednak, że powoli wchodzą na dobre tory, choć będą musieli jeszcze wiele w sobie zmienić. Nie zamierzał on jednak wypełniać za nich tego mozolnego zadania. Nigdy nie stanie po stronie ani jednego, ani drugiego i nigdy nie podsunie im gotowego rozwiązania. Mimo to będzie stanowił dla tej dwójki wsparcie, służąc chociażby zwykłą rozmową. Wydawało mu się, że właśnie tego wymagałby od niego Vincent, gdyby dalej żył.
- I tylko tyle? - zapytał, przechylając lekko głowę, co mężczyzna skwitował cichym, rozbawionym śmiechem, który również do niego nie pasował.
Spojrzał następnie na młodego Phntomhive'a i jedynie skinął głową, odpowiadając w ten sposób na jego pytanie. Och tak, bardzo uroczo nieporadni, myślał, stukając paznokciami w blat biurka. Czekał, będąc ciekaw, jak to się rozwinie. Wiedział już, że sobie poradzą.
- Idź już. - ponaglił po chwili, wspierając się na wezgłowiu krzesła, które wydało z siebie jęk starości.
Młody Phantomhive posłuchał, dopijając herbatę, dziękując, a następnie wychodząc z zakładu. Białowłosy jeszcze chwilę patrzył za chłopakiem, po czym uśmiechnął się w sposób ukazujący jego prawdziwe uczucia. Nie szaleństwo i nie obłęd, godzien prawdziwego wariata. W uśmiechu tym odbiła się jego inteligencja, zaradność i mądrość. Cała wiedza, jaką zdobył przez wszystkie lata, ale i tęsknota, tak głęboko skrywana w jego sercu.
Adrian schylił się i otworzył jedną z szuflad biurka, przez chwilę szperając w rzeczach, które w niej schował. Po paru sekundach spośród sterty papierów i starych gazet wyjął srebrny wisiorek. Przyjrzał mu się uważnie i uśmiechnął, gdy w szlachetnym metalu odbiło się światło. Otworzył wieko zawieszki w owalnym kształcie, oglądając to, co znajdowało się w środku. Ukazała mu się wyblakła przez upływ czasu fotografia, a na niej mężczyzna, tak dobrze kiedyś mu znany.
Tęsknota zawładnęła sercem grabarza, a w gardle coś go ścisnęło na widok znajomego uśmiechu, który kiedyś znaczył dla niego tyle, co cały świat. Tak bardzo pragnął, aby jego przyjaciel uśmiechał się już zawsze. Był gotów poruszyć niebo i ziemię, aby usłyszeć ten cichy, melodyjny śmiech. Od kiedy Ciel się odnalazł, jego myśli coraz częściej błądziły wśród wspomnień z tamtych, wydawać by się mogło, odległych lat. W synu Vincenta widział ten zapał i determinację, wolę walki kryjącą się w kruchym ciele, jak i niewątpliwą, choć stłamszoną nadzieję na happy end.
- Byłbyś z niego dumny. - uśmiechnął się słabo, zamykając wieko wisiorka.
Potem założył medalion na szyję, wkładając go pod koszulę, przez co poczuł na skórze zimny metal. W sercu natomiast pojawiło się dziwne ciepło, gdy fotografia znów znalazła się przy narządzie, który wiele ludzi utożsamiało z miłością. Tak bardzo żałował przeszłości, tego, że poddał się bez walki i ustąpił, tracąc te ostatnie i jakże cenne chwile. Wiedział jednak, że za późno na lament, że żadna żałoba nie zwróci życia ukochanemu przyjacielowi. Musiał żyć, nawet jeśli wiedział, że już nigdy nie poczuje się kompletny.
Witam moje jelonki. Oby powiadomienia doszły, błagam. Szczególnie że dziś taki w miarę udany rozdzialik - w końcu jest Underek, a z nim się wszystko udaje. Mam nadzieję, że się podobało i dalej będziecie śledzić poczynania Ciela i Sebastiana, bo będzie się działo :D
CZYTASZ
POKER FACE || SEBACIEL
FanfictionŚwiat hazardu rządzi się swoimi prawami. Grasz, aby wygrać, choć nieraz przegrywasz. Pojęcie przegranej jest jednak obce Cielowi, który w zaledwie kilka tygodni stał się żywą legendą. Jest tak do dnia, w którym w drzwiach kasyna nie zjawia się pewie...