XXII

3.5K 231 85
                                    




Całą niedziele spędziłem na myśleniu o życiu, co teraz, zdarzało się zdecydowanie zbyt często.

 Po nieuniknionej rozmowie z przyjaciółmi doszedłem do bardzo ciekawych, ale i stresujących wniosków. A mianowicie, że mogę być gejem oraz Hermiona stwierdziła,  iż po moim zachowaniu, wnioskuję, że mogę czuć coś do blondyna.
Co oczywiście na początku wydawało mi się kompletną abstrakcją, bo ja i on?

Moja reakcja jak można się spodziewać, była odpowiednia jak na prawdziwego mieszkańca domu Gordyka, bo zacząłem tak się śmiać, że spadłem z kanapy.

Miona westchnęła z politowaniem, a Ron się zapowietrzył od razu zaprzeczając jej wnioskom. Rewanżując się jej słodkim głosem zapytałem się co u Parkinson, lecz ta zamiast planowanego oburzenia, zaczęła prowadzić monolog lub czasami wyminę zdań sama ze sobą. Między innymi dowiedzieliśmy się z Ronem, że Pansy ma takie mięciutkie włosy, piękne oczy i idealne kości policzkowe.

No niby dziewczyna jest ładna i z tych kilku dni dowiedziałem się, że charakteru też nie ma najgorszego, no ale nie podniecajmy się tak! Potem temat zszedł na jej osobowość i tu też Herm prowadziła konwersację z trzema swoimi ja.
Jak można łatwo wywnioskować Ron kolejny raz nieomal zszedł na zawał, gdy dziewczyna zaczęła mówić, iż Pansy jest niezwykle seksowną, inteligentną młodą kobietą, a na domiar wszystkiego ma kota. Zwykłego, białego dachowca z niebieskimi oczami o imieniu, chyba Śnieżka.  A jak wiadomo Grenger ma fioła na punkcie zwierząt, a w szczególności kotów.

Niestety temat w końcu musiał zejść na temat ostatniego horokruksa, czyli mnie.

Nie wiem jak dyrektor wie co jest cząstką duszy Voldemorta, ale skoro do wszystkich poprzednich pięciu miał rację, to i tu też musiał. Szczerze mówiąc jestem mu wdzięczny, że nie zatajał tej informacji tylko powiedział prosto z mostu. Nie ukrywam, jest to  krótko mówiąc popierdolona sytuacja, ale co zrobić?
Nie oszukam w żaden sposób przeznaczenia. Nie chce umierać, ale lepiej, żebym się poświęcił, niż w przyszłości musiałoby to zrobić miliony czarodziei, mugolów, zwierząt lub innych stworzeń.

Voldemort jest w końcu o tyle wielkim czarodziejem, co okrutnym. 
Skoro nawet Dumbledore nie jest w stanie go pokonać... znaczy inaczej.
Dyrektor jest zbyt miły i ufny, a dobrocią serca nikogo nie zabije.
Gdyby jednak "pokazał różki" uważam, że mógłby to zrobić.

Nie jestem w niego ślepo zapatrzony. Wiem, że czasami jest lekkomyślny, zbyt często powierza ludziom swoje życie i nie jest idealny, ale jak każdy.

Wszystkie istoty nie są perfekcyjne, każdy ma swoje mocne i słabe strony, więc co się czepiać. Jednak jedyną rzeczą, której nie mogę mu do końca wybaczyć jest umieszczenie mnie u Dursley'ów. Dobrze wiedział jakie mają podejście do magii , a mimo wszystko musiałem tam zamieszkać. Nie były to dobre czasy, byłem poniżany, często bity za najdrobniejsze pierdoły lub głodzony. Nikt nie wmówi mi, że Albus tego nie widział. Wiem, że to teraz moja jedyna żyjąca rodzina, ale wolałbym mieszkać u kogoś innego.

Jaki nastolatek musi mieszkać w komórce pod schodami, być na nogach codziennie od szóstej do dwudziestej trzeciej i dostawać za to kromkę suchego chleba?!
Wiem, że inni mają gorzej dlatego też nigdy nie mówiłem o tym na głos. Każdy ma problemy i nie chce swoimi obarczać całego świata.
Poza tym do ukończenia osiemnastki został mi około rok, więc nie jest tak źle.

A nie.. zostałyby mi dwa lata do pełnoletności.

Wujek z ciotką na pewno się ucieszą, gdy nie będę zawracał im dupy przez te dwa miesiące w roku.

Ciekawe czy urządzą mi pogrzeb? Pewnie nie.
Voldemort znając życie zrobi coś obrzydliwego z moimi zwłokami, więc o pochówku na cmentarzu z moimi rodzicami nie ma nawet mowy.
Ehhh....

***

Za to poniedziałek minął mi bardzo spokojnie, próbowałem oderwać myśli od  złych myśli.

Gdy reszta domowników z wyjątkiem Miony wyszli z dormitorium na lekcje nudziłem się niemiłosiernie. Dlatego też moja wspaniałomyślna przyjaciółka kazała mi się uczyć zaklęcia od Bleisa. Cały dzień spędziłem na parapecie, ucząc się tych kilku zdań na pamięć.

Ułatwieniem nie był też język. Urok był napisany po łacinie, więc nie było to proste.
Jednak o około piętnastej, dumny z siebie powiedziałem je na pamięć kilka razy.
Jedna rzecz z głowy.

Uśmiechnąłem się i poszedłem spać o dwudziestej-pierwszej.
Wiem, wcześnie ale mam zamiar trzymać siły na wędrówkę.

Jesteś moim...| Drarry ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz