Zapraszam was na moje nowe krótkie opowiadanko. Jest to Scorose (which is surprising to exactly no one) w wersji mugolskiego AU. Czyli postacie z Pottera wrzucamy w nasz świat, nie ma magii i generalnie mogę robić to, na co mam ochotę xd
Och no i ostrzegam, że to coś bardzo leciutkiego i opływającego cukrem, więc jeśli akurat poszukujecie poważnej, trzymającej w napięciu historii to z pewnością będziecie rozczarowani :D Ale może przynajmniej zachichoczecie! Powinnam zamknąć się w trzech rozdziałach.
Zapraszam!
*
– Poważnie? Hamilton? – Albus zmarszczył brwi.
Zepsuła nam się klimatyzacja i znając życie nie mogliśmy liczyć na jej naprawienie wcześniej niż za tydzień. Rozstawiliśmy w kawiarni kilka wiatraków, które znaleźliśmy na zapleczu, ale niewiele pomagały. Kosmyki kręconych włosów, które wydostały się z mojego koka, przylepiały mi się do szyi i czułam się naprawdę obrzydliwie.
– Nie. – Przewróciłam oczami. – To po prostu jedyny musical, który w życiu widziałam, pamiętasz? Kupiłeś mi bilety na urodziny. Skoro nie widziałam żadnego innego, to muszę powiedzieć, że ten jest moim ulubionym.
Pokręcił głową z dezaprobatą, po czym odwrócił się w stronę kolejki. Uśmiechnął się do młodej kobiety, stojącej najbliżej lady.
– Co dla ciebie? – zapytał, opierając się dłońmi o blat i eksponując ramiona.
Dopiero wrócił z wakacji w Los Angeles, więc popisywał się złotą opalenizną przed każdą kobietą, która przekroczyła dziś próg Starbucksa.
– Poproszę duże cappuccino z odrobiną syropu karmelowego – odparła brunetka, rumieniąc się lekko, co powiedziało mi dokładnie jakiego rodzaju uśmiech posłał jej Albus. – Na wynos.
– Się robi. – Mój kuzyn złapał jeden z kubeczków i wyciągnął marker z kieszeni na piersi. – Mogę prosić twoje imię?
– Katie. – Dziewczyna wyglądała, jakby chciała powiedzieć coś jeszcze, ale się powstrzymywała. – Czy ty jesteś Albus Potter? – wypaliła w końcu.
Wzniosłam oczy do nieba, po czym syknęłam z bólu, momentalnie odskakując od ekspresu. Zapomniałam, że właśnie spieniałam mleko i strumień gorącej pary buchnął mi na dłoń, która tam zawędrowała.
Za rozmówczynią Albusa rozległo się prychnięcie. Uniosłam wzrok.
Stał tam nieziemsko atrakcyjny blondyn, ale kiedy na niego spojrzałam, jego wzrok był skupiony na telefonie. Może to tam zobaczył coś godnego tak pogardliwego dźwięku. Może wcale nie chodziło o mnie.
– Tak – odparł z zadowoleniem Albus.
– Syn Harry'ego Pottera? – upewniła się z przejęciem Katie. – Tego bejsbolisty?
– Tego samego – powiedział.
Wujek Harry był sławny jeszcze zanim się urodziliśmy, a teraz, jako, że miał już czterdzieści sześć lat, przebywał na emeryturze sportowej. Mimo to, czasem i tak zdarzało się, że ktoś rozpoznawał charakterystyczne rysy twarzy Albusa i pytał o jego pokrewieństwo z najlepszym miotaczem naszych czasów.
Jeszcze sławniejszym uczyniła go ta afera z World Series, na którym to zawodnik przeciwnej drużyny, Tom Riddle, był bardzo niezadowolony z przegranej. Podszedł do wujka Harry'ego i przyłożył mu w głowę swoim kijem bejsbolowym. Potterowi została na czole śmieszna blizna w kształcie błyskawicy, a kilka miesięcy później wyszło na jaw, że Riddle został skierowany na leczenie psychiatryczne. Ponoć kazał swoim przyjaciołom tytułować się Lordem Voldemortem i zwierzał się im ze swoich planów zapanowania nad światem. Okazało się, że zawsze miał problemy z agresją oraz dziwną obsesję na punkcie chomikowania pamiątek po swoich przodkach.
CZYTASZ
Kawa, basen i spinacze biurowe
FanfictionMiejsce podawanej kawy jest w kubku, nie na człowieku, nawet jeśli ów człowiek bardzo cię zdenerwuje. Rose nie przypomina sobie tej lekcji ze szkoły, ale jest pewna, że tym razem ją zapamięta. romans/Scorose/mugolskie AU/humor Opowiadanie "posiada"...