Pov. Stark
Nie powiem, nie byłem jakoś specjalnie zadowolony ze słów, które wypłynęły z ust osiemnastolatka. Mordował na życzenie, pozbywał się światków, a takich kolei rzeczy jako superbohaterowie nie pochwalamy. Tyle, że.. jednak mimo wszystko uratował pozostałą większość przed zaplanowanym zawaleniem budynku. A może nie miał tego w planie? Może był pod wpływem emocji?
-Jest zbyt niestabilny.. -szepnąłem tuż po jego wyjściu z salonu.
Zerknąłem w stronę swoich towarzyszy i zauważyłem, ze im również przeszła ochota na kontynuowanie wspólnego jedzenia.
-Dziwisz mu się? -zapytał z wyrzutem Bucky. -Przeszedł więcej niż ja, a weź pod uwagę, że też nie byłem wtedy zbyt ogarnięty. -zrobił krótką pauzę, zupełnie jakby dając nam chwilę czasu na zastanowienie się, przypomnienie sobie tego. -To go wyniszcza wewnętrznie. Ta walka z samym sobą. To ujawnianie swoich różnych stron, które stworzył do różnych sytuacji.
Kiwnąłem niemo głową, analizując jego słowa.
Miał rację. Miał cholerną rację. Chłopak zmienia się z każdą sekundą, raz mi ufa, pozwala robić sobie zastrzyk, potem przystawia nóż do gardła, wyrywa się.. a nawet atakuje. Czyżby niektóre sytuacje były aż tak bardzo zbliżone do siebie, że przypominały mu o pobycie tam? Czyżby przeżył więcej krzywd, niż ujawnione było w tym dokumencie?
A jednak mimo wszystko jeszcze nigdy mnie nie skrzywdził. Niestety reszta zaznała cierpienie przez niego, które bądź co bądź, było tylko i wyłącznie w obronie własnej.
-Pogadamy o tym rano, a teraz może.. prześpijmy się z tym i zaplanujmy, w jaki sposób możemy mu pomóc. Bo jeśli nie opanujemy sytuacji, to będziemy musieli go zamknąć. -westchnął ponuro Steve, po czym wstał i udał się do siebie.
-Nie chciałabym, aby ta opcja się ziściła. -szepnęła w moją stronę Natasha, posyłając mi błagalne spojrzenie. -Będziemy cię wspierać w tym, Tony.
Posłałem jej delikatny uśmiech, uświadamiając sobie, że tym zdaniem utwierdziła mnie w przekonaniu, że chłopak w końcu pozwoli sobie pomóc, ale tylko i wyłącznie mi. Wstałem jako ostatni od stołu i z zamiarem wstąpienia do Młodego, ruszyłem w stronę jego pokoju. Wiem, że może za szybko na nazywanie go tak, ale bądź co bądź, zamierzam przekonać go do zmienienia strony i zachęcić do niesienia pomocy. W końcu z jego zdolnościami to na pewno wiele by zdziałało.
Już po dwóch minutach znalazłem się pod jego drzwiami, spod których nie wychodziła żadna łuna światła. Prędko przyłożyłem ucho do drzwi, lecz nie usłyszałem żadnego odgłosu. Czy on.. uciekł? Przerażony szybko, ale nad wyraz cicho otworzyłem drzwi, a moim oczom ukazał się skulony na łóżko Peter. Po jego postawi widać było, że nie był do końca pewny, czy chce tu być, czy nie. Nie przebrał się, nie umył, nie nakrył kołdrą. Rękami zakrył głowę, a kolanami niemalże dotykał swojej szyi, chroniąc w ten sposób dwie najważniejsze części ciała - głowę i serce. A może.. może on się czegoś boi? Może jego zaufanie było chwilowe, a słowa kłamstwem? Westchnąłem niepewnie i szybko przykryłem go leżącym pod jego stopami kocem, po czym na paluszkach wyszedłem, kierując się w stronę swojej sypialni.
Pov. Peter
Mój wycieńczony wątpliwościami umysł błagał o sen, a obolałe ciało, pomimo już kilkugodzinnego odpoczynku, nie zregenerowało się jeszcze do końca. Nic więc dziwnego, że obudziłem się, gdy słońce było już na środku nieba, oślepiając swym blaskiem całe miasto. Mnie niestety też, bo jego pomienie skutecznie dostawały się przez odsłonięte okno, czule gładząc moją zmęczoną życiem twarz. Ciepło, jakie wywołało sprawiło, że mimowolnie uśmiechnąłem się i naprawdę z chęcią otworzyłem oczy.
CZYTASZ
Nie znasz mnie
Фанфик"Usiadłem na wygodnym, wręcz luksusowym łóżku po raz pierwszy i powoli, jakby jeszcze nie dowierzając w to, co się wokół mnie dzieje, przejechałem dłonią po niewiarygodnie miękkim materiale, który okalał najpewniej cieplutką kołdrę. Pod nią to jakiś...