2 ~ twenty eight.

521 41 2
                                    

6 listopada 2038, godz. 00.

Wszyscy staliśmy za lustrem weneckim i słuchaliśmy Hanka, który przesłuchiwał defekta i wylewał przy tym siódme poty, ponieważ siedział tam już pół godziny, a android ani drgnął.

Nadal czułam się źle po ataku, głowa mi pulsowała jak wściekła a zjadłam już trzy tabletki przeciwbólowe.

Prawie zawału dostałam, kiedy mężczyzna walnął pięścią o stół.

- Powiedz coś do cholery! - krzyknął Hank.

Anderson nie wytrzymał długo, wstał z krzesła i wyszedł z pokoju przesłuchań, po czym wszedł do pokoju za drugą stroną lustra.

- Marnujemy czas przesłuchując maszynę. Nic nam nie powie. - oznajmił zrezygnowany Hank, i usiadł na krześle.

- Można by go troszeczkę przycisnąć. - rzekł Gavin, w międzyczasie krzyżując ręce na klatce piersiowej.

- Ale jak? Ty potraktujesz go złym sposobem, a Hankowi się przed chwilą nie udało.

Po moim zdaniu, Anderson, Reed i Miller spojrzeli na siebie, a później na mnie.

- Co? - zapytałam.

- Jesteś wystarczająco pyskata, aby dać sobie radę z takim rodzynkiem. - Gavin wskazał na defekta siedzącego za lustrem.

Jakoś jego towarzystwo nigdy mi nie sprzyjało. Był egoistycznym mamisynkiem który myślał, że wie wszystko. Nasza znajomość była niestabilna. Większość czasu chcemy się nawzajem pozabijać, ale zdarzało się nam przegadać całą przerwę. Nie znałam dnia ani godziny kiedy miało mu odpierdolić.

Nigdy nie wiadomo kiedy wariat żartuje.

- Naprawdę sądzisz że będę rozmawiać z czymś, co mnie zaatakowało? - zapytałam z irytowaniem.

- Tym bardziej, powinnaś się za to zrewanżować. - Hank machnął ręką.

Chwilę myślałam nad decyzją.

- Xeph, nie mamy całej nocy. - Anderson westchnął i wstał z krzesła, a następnie położył mi rękę na ramieniu. - Dasz radę.

Stałam tam zamurowana, myśląc o tym wszystkim. Z jednej strony, straszliwie się bałam bo nie wiedziałam czy dałabym radę utrzymać emocji na wodzach, a z drugiej musiałam się zgodzić bo wszyscy na mnie liczyli.

- Dobra. Zrobię to, ale później dacie mi spokój. - powiedziałam zrezygnowana patrząc się w podłogę.

- Zuch dziewczyna. - porucznik poklepał mnie po ramieniu.

- Idę z panią. - odrzekł na RK800.

Jego odpowiedź mnie trochę zdziwiła.

Gavin Reed zaczął się śmiać.

- Co w tym śmiesznego? - zapytałam go oschle.

- A to, że ten gówniany android chce pomóc.

- To chyba dobrze nie? Może i jest tą gównianą maszyną, ale przynajmniej ma więcej honoru niż niejeden facet na tej planecie. Bo ty jedyne co robisz, to gardzisz wszystkim co chodzi.

- Oho, teraz zgrywasz dobrą mamusię? On nie czuje, jest maszyną. - Reed podszedł do mnie niebezpiecznie blisko.

- Weź się człowieku kurwa opanuj, jesteśmy w pracy. Ego sobie wywyższaj po godzinach.

- Zamnkij mordę Pines, nic o mnie nie wiesz. - szatyn złapał mnie za kołnierz bluzy i przycisnął do ściany.

- Proszę, wal! Pokaż jaki jesteś męski! - zaczęłam krzyczeć.

Fearless | Detroit: Become HumanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz