Nie minęła chwila, a zza rogu wyłoniła się tak dobrze mi znana, tak bardzo znienawidzona, blada twarz mojego największego oprawcy z Hydry. Momentalnie cofnąłem się do tyłu, a wszystko, co do tej pory trzymałem w dłoniach poleciało na podłogę. Dosłownie cała pewność siebie, jaką do tej pory skumulowałem w sobie nagle uleciała, a ciało zaczęło niekontrolowanie dygotać. Z przerażenia.
-C-co ty.. tu ro-robisz? -zapytałem słabo, czując, że mój głos drży równie mocno, co ciało.
Wszystko dookoła zaczęło tracić kolory, a wspaniałe uczucia i emocje, które przez lata były mi odbierane, powoli się wyciszały. Dodatkowo, jak na złość chusta, która zasłaniała moje usta poluźniła się, odsłaniając w całej okazałości twarz, na której nie było niczego, oprócz przerażenia. Byłem dosłownie sparaliżowany.. w końcu skąd on się tu wziął? No skąd?! Jebane dwa lata miałem spokój, no może nie licząc kilka epizodów, kiedy to przez przypadek natknąłem się na nich podczas jakiś zleceń.
Ale to nie zmienia faktu, że jestem całkowicie przerażony obecną sytuacją. Zwłaszcza, że ludzie, których rzekomo tu przetrzymywali, to były hologramy. Ja.. ja nie chcę tam wracać, nie teraz, gdy w końcu zaznałem prawdziwego życia. Ale.. ale patrząc na niego czuję, że nie mogę się sprzeciwiać, bo niemal od razu będę ukarany. Boleśnie ukarany. Będę na krawędzi życia i śmierci.
-Jak to co? -zapytał po angielsku tym swoim zapadającym w pamięć głosem, od którego przeszły mnie widoczne ciarki. -Przyszedłem po to, co moje.
Momentalnie na całym peronie zrobiło się lodowato, a mój oddech stał się niesamowicie płytki. Nawet kroki, które stawiałem przy cofaniu się były coraz bardziej chwiejne, niepewne. A to dlatego, że te słowa.. nigdy nie zwiastowały niczego dobrego.
Siedziałem z Buckym w naszej celi tego jakże długiego i chyba niekończącego się dnia. Byłem strasznie zmęczony po całym popołudniu morderczych treningów i robiło mi się ciągle ciemno przed oczami od zbyt dużej utraty krwi. Ale ich działania powoli przynosiły skutki.. ja.. bałem się. Bałem się nawet oddychać bez ich zgody. Bałem się podnieść bez ich zgody.
-Jesteś pewien, że nie chcesz się położyć? -zapytał starszy, nie przerywając głaskania mojego lewego, ramienia, które jako jedyne na całym ciele nie miało jeszcze żadnych świeżych i krwawych śladów.
Mruknąłem cicho w odpowiedzi, napawając się ciepłem osoby, która jeszcze nigdy mnie nie skrzywdziła. Która jako jedyna na tym świecie chciała dla mnie dobrze i naprawdę byłbym w stanie oddać za niego życie. Dla takiego przyjaciela.. dla tak wspaniałego brata warto. Jednak nic nie trwało wiecznie, bo nagle usłyszałem ciężkie kroki na korytarzu. Momentalnie spiąłem całe swoje ciało, powodując tym samym, że większość zasklepionych już ran znów się otworzyła. Mężczyzna posłał mi zaniepokojone spojrzenie i zaczął coś do mnie mówić, gdy tylko niekontrolowanie zacząłem się trząść.
Ze strachu. Bo tak naprawdę wiedziałem, ze to zapowiada najgorsze zwieńczenie dnia, jakie można sobie wyobrazić.
Nie minęła chwila, a wysoki, blady jak kartka papieru mężczyzna wszedł gwałtownie do naszej ciasnej celi. Odziany był w czarną marynarkę oraz równie ciemne, eleganckie spodnie i koszulę, która niemalże wtapiała się w jego skórę.
-Czego tu? -warknął agresywnie Bucky, ściskając mnie jeszcze mocniej.
Jemu przynajmniej nic nie zrobią. Dlaczego nie potrafię być tak silny, jak on? Dlaczego ciągle muszę się im podporządkowywać?
Bo nie znam niczego innego, proste.
-Przyszedłem po to, co moje. -oznajmił stoickim tonem. -Nie broń go, bo jeszcze bardziej ucierpi.
CZYTASZ
Nie znasz mnie
Fanfic"Usiadłem na wygodnym, wręcz luksusowym łóżku po raz pierwszy i powoli, jakby jeszcze nie dowierzając w to, co się wokół mnie dzieje, przejechałem dłonią po niewiarygodnie miękkim materiale, który okalał najpewniej cieplutką kołdrę. Pod nią to jakiś...