XXVII

3.1K 227 75
                                    




Po skończonym posiłku, wypiciu magicznych napoi oraz odpoczynku ruszyliśmy w dalszą drogę. 

Z godziny na godzinę w lesie było coraz cieplej, mimo dalej uporczywego czucia obserwowanym, szło się lepiej. 

Jest około godziny czternastej, więc mamy pięć i pół godziny na znalezienie Dworu.
Jedyną niewiadomą było czy tak właściwie kierujemy się we właściwą stronę. 

Co jeśli Dwór jest gdzie indziej, a Dumbledore się mylił? Jeśli Voldemort zwycięży?
Teraz doszła do mnie pewna myśl, a mianowicie, śmierciożercy. Skoro Tom chce Piekielne Ogary, to nie możliwym jest zostawienie tego miejsca bez żadnej opieki.
Pewnie chce jak najszybciej przywołać je do życia, więc też może tam być

-Ej? Co zrobimy, jeśli na miejscu będą śmierciożercy?- zapytałem z lekką paniką
-Dostaną Avadą i po problemie- odparł zimno Malfoy
-Harry, nie mamy wyboru- odezwała się Miona, pewnie znając moje myśli- Wybrali strony po których się znajdują. Jeśli my ich nie pokonamy, to oni nas
-A ogłuszenie?
-Słuchaj Potter- odezwała się Parkinson- Jeśli ich ogłuszymy to Riddle będzie miał więcej stworzeń po swojej stronie. Teraz pewnie przydzielił jeden oddział. Nie spodziewa się nas. Miejmy nadzieje, że Cho była jedynym ogarniętym szpiegiem i siedzi w jakiejś okropnej celi i wije się pod crucio.. wracając musimy ich wszystkich wykończyć i nie ma zmiłuj- po przemyśleniu, tych słów nie mogłem się z nimi nie zgodzić. 

Albo my albo oni. 

A już dawno postanowiłem sobie, że nie dam skrzywdzić już nikogo

-Masz rację- przyznałem i skupiłem wzrok na krajobrazach przed nami. Chcąc nie chcąc musimy być przygotowani na najgorsze- zawsze jednak jest światełko w tunelu i może ich nie będzie
-Zazwyczaj twoim światełkiem w tunelu jest nadjeżdżający pociąg, więc się zbytnio nie ciesz-podsumował blondyn i natychmiast dostał ręką w potylice od Pansy- Ała! Za co to?- warknął oburzony
-Za bycie cholernym pesymistą, słońce- powiedziała i wróciła do rozmowy z Hermioną.
A ja nieudolnie próbowałem powstrzymać chichot

-Nie szczerz się tak- warknął, poprawiając zlepione żywicą włosy
-Warczysz jak taki piesek, a dokładnej Chihuahua
-Chiło-co?-zapytał zdezorientowany
-Taki mały drący się wszystkich i wszystko piesek, a jak dojdzie co do czego to ucieka gdzie pieprz rośnie
-Nie jestem żadną chiłajają, czy Merlin wie kim- rząchnął się
-Fretka wolisz?- zapytałem ze śmiechem
-Ja tu nie widzę żadnej fretki, jedynie obok mnie idzie taka wielka obślizgła żaba
-A wiesz, że płazy nie mają mózgu- powiedziałem dumny z siebie, przypominając sobie przemówienie na ten temat Hermiony
-Wiem, żabciu- zaśmiał się, pokazując język i tym razem oberwał ode mnie w potylice

-Pansy ratuj! Biją mnie!- wykrzyknął udając przerażenie, lecz ta pokazała mu jedynie środkowego palca- Wiesz ty co? Tak można na ciebie liczyć!- oburzył się

-Uspokój się bo złość piękności szkodzi, a tobie i tak chyba niewiele zostało
-Weź się, bo chyba uderzyłeś się za mocno w głowę. Ja jestem perfekcyjny i zapamiętaj to Potter-oświadczył z dumą
-Chyba ciebie na porodówce lekarz upuścił kilka razy na podłogę, że tak ci się wydaje
-Porodo..czym?- wystękał
-Poro dówce
-Porno?
-P O R O D Ó W C E, idioto
-Sam jesteś idiotą- i tak minęła nam godzina, podczas której sprzeczaliśmy i wyzywaliśmy się o jakieś pierdoły, a nasze argumenty stawały się coraz głupsze

***

W pewnym momencie z dobrego humoru obudził mnie głośny, przerażający ryk, który dobiegał z niebezpiecznie bliskiej części lasu. 

Całą czwórką stanęliśmy jak wryci

-Co to do cholery było?- wyszeptała przerażona czarnowłosa
-Nie wiem, ale teraz idziemy w grobowej ciszy- rozkazała Miona, przygotowując różdżkę.

Zgodnie z poleceniem dziewczyny szliśmy przed siebie, starając się nie wydawać żadnych dźwięków. Z początku było dobrze, lecz potem teren z trawy i piachu, zmienił się. Droga pokryta była wyschniętymi szeleszczącymi liśćmi. Na dobitkę znowu usłyszeliśmy ten koszmarny, mrożący krew w żyłach wrzask. Jazgot tego czegoś dobiegł nas z lewej strony i natychmiast wszyscy odsunęli się jak najdalej. Nie wiedząc co robić staliśmy tak przez kilka minut wsłuchując się w straszliwą i paranormalna ciszę. 

Wiatr, ptaki i inne zwierzęta przestały się ruszać, świat stanął jakby w miejscu, lecz uczucie obserwowania przybrało na sile. Z przyspieszonym biciem serca i drżącymi rękoma, otworzyłem plecak i najciszej jak mogłem wyjąłem pelerynę oraz to coś od Snaep'a

-Na naszą czwórkę jest zdecydowanie za mała- wyszeptał blondyn
-Ale lepiej miejmy ją w pogotowiu, może chociaż dziewczyny się uratują- odpowiedziałem równie cicho
-Nie gadaj głupot- zirytowała się Hermiona- nikt, powtarzam nikt stąd nie ucier..- jednak wypowiedź znowu przerwał ryk, kilka kroków od nas. Niecałą minutę potem ujrzeliśmy gigantycznego na 3/4 metry stwora. Łeb przypominał pysk jakby łysej krowy, po środku znajdowało się wielkie żółte oko o pionowej źrenicy, a dwójka pozostałych gałek znajdowała się po obu stronach. Paszcza bestii otwarta rozwarta była na nienaturalną szerokość, za to na czubku głowy znajdowały się dwa gigantyczne poroża. Grzbiet jak i brzuch stwora był brudno szary z czerwonymi jak krew kropkami i owłosionymi tuz przy karku kudłami. Po lewym boku znajdowały się jakieś dziwne i niezidentyfikowane wzory. Łapy jak można się spodziewać nie były też normalne. Przypominały mi szpony smoka z turnieju trójmagicznego. Moje ciało zesztywniało, a ja nie byłem zdolny do wykonania minimalnego ruchu. Dziewczyny złapały się za ręce i stały z szeroko otwartymi buziami.
Draco jako pierwszy się otrząsnął i gdy zwierzę zbliżyło do nas pysk

-Avada Kedavra- rzucił, a zielony promień trafił stworzenie prosto w środkowe oko. Monstrum jednak zamiast upadku i śmierci, ryknęło na całe gardło i już chciało nas pożreć, gdy tuż za naszymi plecami usłyszeliśmy syk

-Za mną- powiedział jakiś człowiek- Szybko!- wrzasnął obracając się i znikając za krzakami. Poczułem jak ktoś szarpie mnie za ramię, a następnie gdy nie otrzymał żadnej reakcji pociągnął mnie tak, że prawie upadłem. Następnie zobaczyłem jak dziewczyny ruszają za nieznajomą postacią, a Draco pomaga mi się ocucić.
-Kurwa, Potter, ruszaj się- po przeżytym szoku pokiwałem tylko głową, z całej siły rzuciłem  dwoma  buteleczkami z eliksirem i razem z szarookim pobiegliśmy na oślep przez las.

Tajemnicza postać prowadziła nas jakimś dróżkami, krzakami, a za nami biegła rozwścieczona maszkarada. Słychać było kolejny ryk oraz łamanie drzew, gałęzi i ciężar biegu kilkusetno-kilogramowego cielska. W pewnym momencie jak się okazało staruszek, zatrzymał się przed jakąś studnia i za pomocą zaklęcia otworzył właz. Popatrzyliśmy się na siebie i nie widząc innego wyboru weszliśmy do nory czarodzieja. Podczas długiego spadania w ciemną przestrzeń, przypomniały mi się słowa Dumbledora o " zwariowanych i zdziczałych czarodziejach" oraz "nie ufajcie nikomu i niczemu".

Po kilku sekundach w końcu poczułem twardą powierzchnie i czym prędzej odsunąłem się, aby reszta na mnie nie wpadła.

Jesteś moim...| Drarry ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz