Rozdział 1

11 2 0
                                    

Słyszę dźwięk, otwieram niechętnie oczy, po chwili uświadamiam sobie, że jest 5:45.

- To nie może być prawda.- Mówię do siebie. Dziś poniedziałek, nienawidzę każdego dnia, prócz dni gdy nie muszę iść do istnego piekła na ziemi zwanego szkołą.

Czasem zastanawiam się jak to jest się nie bać.. Tak się da? Nienawidzę siebie. Nienawidzę ludzi.

Nawet nie będę udawał, że życie jest piękne. Nagle słyszę kroki, to pewnie moja mama.

- Alek, kochanie wstawaj, już 6:00.
- Dobrze mamo. - Odpowiedziałem z uśmiechem.

Tak, jestem zimny dla wszystkich, oprócz mojej mamy. Ona na to nie zasługuje.

Ubrałem się i przyszedłem do kuchni. W oczekiwaniu na śniadanie sprawdzam social media: Facebook, Instagram.

- Kochanie, jedz bo się spóźnisz. - Powiedziała mama.

- Eh, dobrze mamo. - Odpowiedziałem.

Gdy już zjadłem, ubrałem buty i wziąłem plecak

- Pa mamo, kocham cię.

- Pa skarbie, miłego dnia, kocham cię  - Odpowiedziała jak zawsze z uśmiechem.

Jest 6:57 czekam aż łaskawie mój bus się zjawi. Patrzę na osoby, które też czekają ze mną.
- Jak ja ich cholernie nienawidzę.- Myślę, patrząc na nich.

Na szczęście nie słyszę co za głupoty znowu pieprzą, słucham muzyki żeby jakoś się przygotować na spotkanie w piekle.

- Gdzie ten bus, Matko.- Jestem już lekko zdenerwowany.

7:02 jest wreszcie. Wsiadam oczywiście ostatni, nie mam najmniejszego zamiaru nawet się delikatnie otrzeć o kogokolwiek. 

- Dzień dobry. - Mówię.

- Dzień dobry. - Odpowiada kierowca.

Widzę samotne miejsce, docieram do niego i siadam nie patrząc na nikogo.

Włączam muzykę, zakładam słuchawki i czuję ukojenie. W tym momencie dziękuję osobie, która stworzyła słuchawki. Kocham gościa, bez kitu. 

Droga mija mi powolnie jak zawsze. Nic ciekawego się nie dzieje. 

Jest 7:22 wysiadłem, idę. Widziałem właśnie przed chwilą dziewczynę, która mi się cholernie podoba, ale jest kurwą, nie lubię takich. 

Mijam miejscowych alkusów, na szczęście mam słuchawki dzięki temu nie słyszę nic, tylko muzykę.

Przechodzę przez pasy, jak zawsze od poniedziałku do piątku.
- Kurwa, nie chce mi się nawet iść.- Mówię, nie dbając o to czy ktoś to usłyszy.

Idąc rozmyślam o moim nędznym życiu, jestem bogaty i odpowiada mi to, w końcu każda laska jest moja. Cała szkoła mnie kocha, a ja mam na nich totalnie wyjebane. Same kurwy i...kurwy , to odpowiednie słowa. Nauczyciele nie lepsi, pomachasz im kasą przed oczami to traktują Cię jak Boga. 

- Alek nie pierdol  tylko idź do sklepu, bo z głodu umrzesz przez te 7 lekcji w piekle.- Otrząsam się z rozmyślań.

Ha! To by dopiero było, miał tyle kasy, a umarł z głodu bo nie chciało mu się iść po jedzenie. Czaisz bazę ziomuś? 

Jak już kupiłem jedzenie- zmierzam do mojego małego piekiełka.

Dokładnie o 8:00 wchodzę do piekielnej czeluści, na całe 7 lekcji. Czujesz ten zapach? Tych wszystkich jebniętych, chorych z zazdrości, plujących jadem ludzi? Bo ja tak. Tak bardzo mi ich nie żal, że aż prawie mi przykro z tego powodu. 

bez tytułu Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz