ROZDZIAŁ 1 PRZEPROWADZKA

424 15 0
                                    

- Mamo! Wychodzę! - krzyknęłam, łapiąc jedną ręką za klamkę w drzwiach, a drugą trzymając torbę i kurtkę.

- Dobrze skarbie! - usłyszałam krzyk mamy dochodzący z pokoju na górze.

Zapewne pakowała do kartonów ostatnie rzeczy, które miały zostać zabrane przez firmę zajmującą się przeprowadzkami. Ostatnio ich liczba stale się powiększała. Wszędzie było ich pełno, a nasz dom nie wyglądał już tak jak dawniej. Był teraz taki zimny i pusty. Całe szczęście, że wychodziłam. To był mój ostatni raz w tym domu. Tego dnia mama miała zdać klucze i załatwić ostatnie formalności związane ze sprzedażą. Wyszłam z domu, ostatni raz rzucając spojrzeniem na puste wnętrze.

Pogoda tego dnia nie dopisywała. Nie dość, że było zimno, to jeszcze padało. Idealna jesienna pogoda, pomyślałam z sarkazmem i założyłam na siebie kurtkę przeciwdeszczową. Skrzywiłam się, kiedy poczułam pierwsze krople na głowie. Założyłam kaptur. Nie chciałam przecież wyglądać jak strach na wróble z połączeniem gąbki do kąpieli. Najgorsze, że musiałam się przyzwyczaić do takiej pogody, bo tam, gdzie się wybierałam, było jeszcze zimniej i jeszcze bardziej deszczowo.

Na przystanek nie miałam daleko. Wystarczyło przejść na drugą stronę jezdni i pójść jakieś 200 metrów. Miałam tylko nadzieję, że autobus przyjedzie na czas. Nie zamierzałam marznąć na przystanku.

Włożyłam słuchawki do uszu i włączyłam w telefonie swoją ulubioną piosenkę, mając nadzieję, że choć trochę poprawi mój dzisiejszy nastrój.

Tego dnia nie tylko żegnałam się z domem, ale i ze szkołą. To był mój ostatni dzień w szkole. Po zajęciach mama miała mnie odebrać i miałyśmy jechać na lotnisko, skąd był samolot do Raprenvile, a tam miało się rozpocząć nowe życie. Mama dostała tam pracę i od następnego dnia nasze życie miało się toczyć właśnie tam.

Autobus na szczęście przyjechał punktualnie. Mokra i zmarznięta wsiadłam do jego ciepłego i suchego wnętrza w poszukiwaniu wolnego miejsca. Udało mi się je znaleźć prawie przy końcu.

- Dwa wolne miejsca. Wspaniale! - powiedziałam w myślach uradowana i opadłam na siedzenie najbliżej okna.

Droga do szkoły trwała jakieś 20 minut. Miałam nadzieję, że w tym czasie zdążę choć trochę wyschnąć. Nie chciałam ostatniego dnia w szkole wyglądać jak nieszczęście. W szkole nie byłam raczej popularna i miałam co prawda tylko jedną przyjaciółkę – Alexandrę – ale mimo to nie chciałam wypaść źle. Było mi przykro, że musiałam Alex zostawiać samą, jednak wiedziałam, że nie było innego wyjścia.

Mój ojciec zmarł krótko po moich narodzinach, zostawiając mnie i mamę, Gabriellę, bez środków do życia. Na początku mamie było ciężko, ale starała się, jak mogła. Gdy tylko zaczęłam chodzić do szkoły, udało jej się znaleźć lepszą pracę. Była architektem, a w wolnym czasie również agentem nieruchomości. Dostała propozycję zaprojektowania jakiegoś centrum handlowego w Raprenvile, jednak warunkiem było to, że musiała się przeprowadzić, by osobiście móc dopilnować tam wszelkich spraw, a że miałam siedemnaście lat i byłam niepełnoletnia, musiałam przenieść się tam razem z nią. Nie przekonywał jej fakt, że za jakieś pół roku będę już pełnoletnia i z tego powodu mogę przecież zamieszkać sama. Jasno dała mi do zrozumienia, że przenoszę się tam razem z nią.

Z drugiej strony cieszyłam się, że wyjadę z Nowego Jorku, lubiłam odkrywać nowe miejsca, ale wolałam je odkrywać podczas wakacji, a nie od razu się do nich przeprowadzać i zmieniać całe swoje życie. Poza tym nie przepadałam za poznawaniem nowych ludzi, a świadomość bycia nową w szkole nie przemawiała do mnie na plus. Bycie w centrum uwagi raczej było nie dla mnie. Preferowałam życie szarej myszki, której motyw tak często przewijał się w książkach, które uwielbiałam czytać w wolnych dniach. Niestety Raprenvile należało do niewielkich miasteczek, więc możliwość pozostania w szkole niezauważoną i anonimową, była raczej znikoma. Mogłam się z mamą spierać i stanowczo jej powiedzieć, że nigdzie się nie przenoszę, ale nie chciałam się z nią kłócić. Miałyśmy tylko siebie. Z tego, co mówiła, nie miałyśmy żadnej innej rodziny, przez to zawsze było mi przykro z tego powodu, ponieważ żadne święta i uroczystości w gronie rodzinnym nie wchodziły w grę. Zazdrościłam kolegom z klasy, którzy mieli duże rodziny. Na każdym kroku widać było, że rodzina ich napędza, dodaje im sił, otaczając aurą miłości, wsparcia i poczuciem bezpieczeństwa. Wiedziałam, że otrzymuję to wszystko od mamy, że stara się, jak tylko może, jednak i tak gdzieś w sercu było mi z tego powodu przykro.

- Mia jesteś w końcu! - usłyszałam swoje imię.

Odwróciłam się w stronę, skąd dobiegł mnie znajomy głos i ujrzałam idącą w moją stronę niską, farbowaną blondynkę z burzą loków na głowie oraz ogromną ilością piegów na twarzy.

- Alex, hej! - złożyłam buziaka na policzku przyjaciółki. - Autobus miał lekkie opóźnienie.

- Już myślałam, że chcesz wyjechać bez pożegnania.

- No coś ty? Nigdy bym ci tego nie zrobiła.

- Wiem, wiem. Żartowałam tylko. Swoją drogą szybko przeleciały te dwa miesiące. Dopiero co mi powiedziałaś, że się przeprowadzasz, a to już dzisiaj. Och, będę tęsknić! - rzuciła się na mnie z zaskoczenia i zaczęła ściskać.

ANIOŁY. POCZĄTKI NIEBAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz