Na szczęście w drodze powrotnej nie napotkaliśmy żadnych przeciwności losu, nie licząc tego, że nie za bardzo dałam radę sama wznieść się w powietrze, nie mówiąc już o wniesieniu na szczyt urwiska przyjaciół. Wobec tego Jason zaniósł tam mnie i Percy'ego z prostego względu-nadal byliśmy ranni. Piper starała się jak mogła, korzystając z wyuczonych w Obozie ZPRH (zasad pomocy rannym herosom), ale w tak polowych warunkach nie zdołała zrobić czegoś więcej ,niż zmienić nam opatrunki, korzystając z bandaży, które o dziwo nosiła wymięte w wewnętrznej kieszeni jeansowej kamizelki. Mimo to, nikt z nas (niech Zeus potępi naszą głupotę) nie wziął ze sobą wystarczającej porcji ambrozji, by choćby uśmierzyła ból. Jason po wyniesieniu nas na górę, zleciał z powrotem w dół, by asekurować wychodzących po ścianie urwiska w bardziej tradycyjny sposób. Czekając na pozostałych siedzieliśmy dyndając nogami na krawędzi przepaści.
-To było...-zaczął Percy.-Mocne.-dokończyłam.-Dalej mam takie dziwne uczucie. Takie swoiste...co by było gdyby?-Gdyby co?-Gdyby w tej właściwej wojnie, przeciwko mnie wystartował cały legion takich Mellis..Percy wzruszył ramionami.-Nie wykluczone, że właśnie to nasz wróg planuje zrobić. Musimy być nieugięci.-Mówi ten, który nie potrafił zabić stwora udającego jego matkę-burknęłam.-Naszą matkę-poprawił mnie.Popatrzyłam na niego. Czy on na prawdę dalej wierzy, że to NASZA matka? No błagam...która matka do jasnej cholery tak bardzo nienawidzi swojego dziecka, że zostawia je samo pod blokiem, że wyrzuca je z domu przy pierwszej lepszej okazji zostawiając w ramionach ojca którego widziało pierwszy raz w życiu? Która matka jest tak nieugiętą żmiją jak Sally Jackson?
Bardzo chciałam powiedzieć mu to wszystko. Chciałam wykrzyczeć mu to w twarz. Nie potrafiłam jednak. W głowie za bardzo utkwiła mi rozmowa z Willlem, żeby nie mieć wątpliwości co do przyczyn takiego zachowania mojej rodzicielki.
-Percy, między nami jest już mniej więcej okej, ale chcę żebyś wiedział..-odetchnęłam głęboko.-Że nigdy nie będę traktowała ją jak matkę. Nie po tym co zrobiła....
Uświadomienie mu tego, dało mi natomiast niebywałą ulgę. Wiedziałam, że jej sprawę będę rozważać na wiele różnych sposobów, szukając każdej odpowiedzi. Ale...nie chciałam dawać bratu nadziei na stworzenie szczęśliwej rodzinki, z jednej prostej przyczyny. Nie wiedziałam, czy potrafię.
-Nigdy właściwie dokładnie nie wyjaśniłaś, co takiego zrobiła.-mruknął Percy, mierząc mnie oskarżycielskim spojrzeniem.-Nie pomyślałeś, że to nie jest dla mnie takie proste?-powstrzymałam się od krzyku.-Może z całych sił staram się zapomnieć, a ty cały czas chcesz mi to przypominać?-Sugerujesz, że swoją osobą przypominam ci o tamtych wydarzeniach?-zapytał z niedowierzaniem.To zamknęło mi usta. Spuściłam głowę ,nie wiedząc co odpowiedzieć. No bo co miałam zrobić? To mój brat, kocham go, ale...na bogów.... właśnie to czuję gdy go widzę. Cieszę się, że odzyskaliśmy kontakt, cieszę się, że się dogadujemy, ale co mam poradzić na to, że gdy go widzę, gdy z nim rozmawiam, gdzieś w zakamarkach umysłu cały czas pojawia się ten piekielny obraz gdy matka wyrzucała mnie z domu, gdy ojciec na siłę wyciągał mnie z mieszkania Jacksonów, jak zapierałam się rękami i nogami o framugi drzwi. Tak bardzo chciałam uwierzyć, że nie było to dyktowane jej nienawiścią do mnie. Że stoi za tym coś większego...Jednak nie mogłam wymyślić logicznej odpowiedzi. Przez wiele lat odpychałam każdą myśl związaną z matką. A właśnie wtedy, gdy spotkałam się z Percy'm....to wszystko...wróciło.-Rozumiem.-parsknął mój brat po długiej chwili milczenia.-Jedyne o czym myślisz jak mnie widzisz to tamte sceny? Na prawdę, znaczę dla ciebie tyle co jakieś stare denne wspomnienia?-Percy, to nie tak.-westchnęłam posyłając mu udręczone spojrzenie.-Mylisz się Mara.-odparł ,najwidoczniej do głębi urażony-Właśnie tak. Chciałam coś dodać, przeprosić, załagodzić sytuację, ale właśnie w tej chwili na krawędzi pojawiła się Anabeth. Widząc nas zmarszczyła brwi.-Coś nie tak?Szybko zaprzeczyłam i pomogłam jej wejść do końca. Wciąż lustrowała wzrokiem mnie i swojego chłopaka, ale zanim zdążyła ujawnić swoją, najpewniej słuszną, teorię spiskową ,na krawędzi urwiska pojawiła się reszta załogi, więc musiała odłożyć to do chwili ,aż wrócimy na statek. Ostatni na twardym gruncie stanął Jason. Lekko zachwiał się na nogach, co było całkowicie zrozumiałe po tak długim czasie, podczas którego wykorzystywał swoje moce. Ja zapewne padłabym po czasie o ponad połowę krótszym. Chciałam zamienić z Percy'm jeszcze kilka słów, ale uciekł w opowieści o tym co działo się ,gdy nas nie było. Frank oznajmił, że według nich minęło kilka godzin, ale Hybris orzekła, że w jaskini czas mija szybciej. Nie zrozumieliśmy co to może znaczyć, ale nie zawracaliśmy sobie tym głowy. Podczas powrotu cieszyliśmy się, że bogini bójek nie zajęła nam miesiąca, według przypuszczeń Willa, ale zaledwie kilka godzin.
CZYTASZ
Córka Olimpu - na podstawie Percy Jackson
FantasyPercy Jackson, każdy kto chodź raz sięgnął po powieść Ricka Riordana, bądź słyszał o jego książkach, zna tego bohatera. Dziecko Posejdona, bohater nie jednej przepowiedni, wraz z przyjaciółmi ocalił świat nie jeden raz. Ale co by było gdyby jego his...