Will nigdy nie czuł takiej paniki jak w chwili, kiedy biegł przez korytarze swojej uczelni, ściskając kurczowo telefon w dłoni. Miał pełną świadomość tego, jaki był głupi i bez spamu, który Percy robił mu od rana. Dlaczego więc dopiero ostatnia wiadomość zmusiła go do działania? Dlaczego nie wszystkie inne, tylko ta konkretna sprawiła, że wręcz rzucił kartką w wykładowcę i wybiegł z sali, nie przejmując się oceną, jaką dostanie?
,,Czekał na ciebie."
Przecież ich relacja miała być skończona. W końcu Ben wybrał studia, nie jego. Nie to, co między nimi było... Cokolwiek to było. Nawet nie potrafił dobrze tego nazwać. A skoro tego nie umiał, jakim prawem miał go zatrzymywać i niszczyć mu marzenia i szanse na całkiem dobrą przyszłość? Jeśli Ben chciał studiować w innym mieście, miał do tego pełne prawo. Skoro nic go nie trzymało w Manhattanie, świat stał przed nim otworem. Każdy powinien realizować swoje cele i marzenia. Korzystać z szans, które daje mu życie. Realizować się, dążyć do bycia szczęśliwym.
Problem polegał na tym, że Will odnalazł szczęście w czymś dosyć dla niego niespodziewanym - w codzienności. I zaskakującym był fakt, że głównie za sprawą McRoya.
,,Zatrzymajcie tego kretyna"
Lubił codzienność, w której Ben odbierał Lilly ze szkoły i wracał z nią do domu. Lubił, gdy w trójkę siedzieli na kanapie w salonie i oglądali bajki Disneya. Lubił, gdy Ben komentował wszystko, co uważał za głupie i kłócił się z Lily dopóki ta nie szantażowała go płaczem, by przyznał jej rację i kiedy jej ulegał, ponieważ nienawidził jak płacze. Lubił siedzenie w trójkę przy zadaniach Lily i pomaganie jej. Kochał, kiedy podczas gdy on uczył się do późna Ben pilnował, by Lils umyła zęby i spakowała plecak na następny dzień.
Kochał to, z jaką czułością Ben odnosił Lily do łóżka, gdy ta zasypiała na kanapie, oglądając do późna bajki, mimo że często się na ten temat kłócili. Kochał sposób w jaki Ben śmiał się z niego, gdy podpalił mikrofalę robiąc popcorn. Kochał jak zaczął zastępować przekleństwa innymi słowami, by go nie denerwować, a jak już przeklinał, zawsze tłumaczył Lily co to znaczy, bez względu na to ile pytań zadała i jakie by nie były. Kochał jego oczy, w których wiecznie tańczyło rozbawienie i zadziorny uśmiech nie schodzący z jego ust. Kochał wrażliwość, którą Ben próbował ukryć, a która ukazywała się w kontaktach z Lily. Kochał jego wiecznie roztrzepaną, ciemnobrązową czuprynę, którą czasem widywał rano zza podłokietnika kanapy, kiedy wchodził do salonu, bo komuś nie chciało się wracać do siebie.
Kochał codzienność, którą Ben wywrócił do góry nogami i ułożył na własnych zasadach. nie pytając nikogo o zdanie, bo taki właśnie był Ben - robił to na co miał ochotę bez względu na to, czy było to dobre bądź złe i jakie niosło za sobą konsekwencje. Rozbrajające było to, że jakkolwiek pozował na badboya, końcowo zawsze pozostawał zaskakująco szczerze sobą, z całą gamą swoich nietypowych zachowań i myśli w czystej postaci. To było na swój sposób ujmujące, choć przysparzało też wielu problemów. Ale Will był gotów zaakceptować go z całym pakietem jego zalet i wad, o ile już tego nie zrobił.
Chciał zatrzymać ich wspólną codzienność. Nawet jeśli Ben tego nie chciał i nawet jeśli Will przez ostatnie kilkanaście dni wmawiał sobie że wcale mu nie zależy. Możliwe, że w tej chwili był cholernie wielkim egoistą. Możliwe, że było już za późno. W sumie było dużo możliwości, które nie były optymistyczne, ale traciły na znaczeniu, gdy jechał taksówką, a potem biegł w miejsce, w którym mieli się wszyscy spotkać. Miejsce, w którym jakis czas temu Ben na niego czekał i być może jeszcze nie zniknął z jego życia.
Mimo tłumu ludzi, szybko dostrzegł swoją siostrę i siostrę Nico, a także Percy'ego, kucającego przed Lily. Podszedł do nich, cały zdyszany i prawie zawył z frustracji, kiedy zobaczył przepraszającą minę Jacksona. Nie musiał pytać, żeby wiedzieć. Jego gardło ścisnęło się z żalu. Zamrugał kilkukrotnie, by odgonić łzy, które w przypływie emocji napłynęły mu do oczu.
CZYTASZ
✓ Love Me || Percico
FanfictionDRUGA CZĘŚĆ SAVE ME Koniec roku zbliża się wielkimi krokami, a problemy zamiast znikać, tylko się nawarstwiają. Zdezorientowany Nico próbuje na nowo odbudować sobie życie, za fundament obierając jedyny znany mu wcześniej element własnej przeszłości...