19.Kolacja.

422 13 46
                                    

Powrót z Rosji nie trwał długo. Po powrocie odbył się pogrzeb Will'a Byers'a. Ciężko było nam to przeżyć. Z jednej strony cieszyliśmy się, ze uwolniliśmy Hoppera, a z drugiej szkoda nam było Will'a.

Atmosfera na jego pogrzebie była ponura. Każdy płakał. Max nawet uroniła parę łez. Po pogrzebie postanowiliśmy, że urządzimy kolację u mnie w domu.

Siedziałem na kanapie w salonie. W kuchni mama i Nancy przygotowywały kolację. Mama usmażyła kurczaka, a Nancy zrobiła jakąś sałatkę. Ja pomogłem w zrobieniu deseru. Zrobiłem gofry. Muszę przyznać wyglądają super.

Nagle usłyszałem pukanie do drzwi.

-Mike otwórz!!- krzyknęła z kuchni Nancy.

Przekręciłem zamek i otworzyłem drzwi. Ujrzałem Hoppera, El, Joyce i Jonathana. Wpuściłem ich do środka. Zacząłem się z nimi witać. Joyce, Hopper i Jonathan poszli pomóc mojej mamie i Nancy w przygotowaniu kolacji. Nakryli stół i zapalili świeczki dla dobrego nastroju.

Razem z El udaliśmy się do salonu. Porozmawialiśmy chwilę o głupotach. Próbowaliśmy sobie nawzajem poprawić humory, ale nam nie wychodziło. Była tak samo przybita jak ja.

Z dość niezręcznej rozmowy wyrwał nas dzwonek do drzwi. Ruszyłem w ich stronę. Otworzyłen je i ujrzałem naszą całą paczkę. Brakowało tylko Willa...Lucas,Max i Dustin byli wyraźnie w złym humorze. Dustin zawsze był uśmiechnięty, a teraz miał oczy spuchnięte od łez.

-Robin i Steve też przyjadą?-spytałem.

-Tak. Steve mówił, że już wyjechał z domu. Musi jeszcze tylko zajechać po Robin i przyjadą-odpowiedział Dustin bez żadnych emocji.

-Mamo idziemy do piwnicy. Zawołasz nas na kolację?-spytałem.

-Tak pewnie idźcie i bawcie się dobrze-odparła i lekko się uśmiechnęła.

Zeszliśmy do piwnicy. Usiedliśmy na kanapie.

-Co to za pudło?-spytał Lucas

-Weź je i postaw na stoliku-odparłem zmarnowany.

Wstałem i otworzyłem je. Zacząłem powoli wyciagać zawartość. Był tam fioletowy strój maga, który kiedyś nosił Will. Sięgnąłem głebiej.

-Patrzcie. Pamiętacie jak pierwszy raz graliśmy w D&D?-spytał Dustin.

-Czuję się jakby to było wczoraj-odparł Lucas.

Wyjąłem pogniecioną kartkę. Wygładziłem ją tak, że była prawie prosta.

-To list?-spytała Max.

-Chyba tak-odpowiedziałem bez żadnych emocji.

Zacząłem czytać na głos.

"Cześć to ja Will. Nie wiem czy ten list do ciebie dotrze, ale muszę ci coś, a raczej wam powiedzieć. Bardzo za wami tęsknię. Brakuje mi was jak cholera. Ja i El wspieramy się wzajemnie. Minął dopiero tydzień od wyjazdu, a ja już tu nie wytrzymuje. Jest tu cicho,spokojnie. Totalnie nic się nie dzieje. Gdy wyjechałem poczułem, że część mnie jakby zniknęła. Czułem się pusty w środku. Co noc płaczę ze świadomością, że nie ma was tutaj. Życie bez przyjaciół i miłości to nie życie. Każdego dnia dziękuję El, że jest przy mnie. Zastępuje mi siostrę, której nigdy nie miałem. Codziennie śnią mi się koszmary. Śni mi się, że umieracie w przeróżny sposób. Mam nadzieję, że się to kiedyś skończy i spotkamy się jak kiedyś. Pamiętajcie nadal czekam, aż zagramy w D&D.
Kocham was.
                                            Will"

Złożyłem list i wsadziłem do kieszeni. Zacząłem płakać. Łzy leciały mi jak jakiś wodospad. Po chwili już wszyscy płakaliśmy. Nie mogliśmy się uspokoić. Ja chyba płakałem najbardziej. Przyjaciele mnie przytulili. Bardzo się cieszę, że ich przy sobie mam. Są dla mnie wszystkim. Nie wybrażam sobie bez nich życia.

-Steve i Robin już są możecie już przyjść-powiedziała mama pukając w drzwi od piwnicy.

El podeszła do mnie i otarła mi łzy.

-Kocham cię-powiedziała czule.

-Ja ciebie też-odpowiedziałem i przytuliłem ją najmocniej jak mogłem.

Wyszliśmy z piwnicy. Usiedliśmy przy stole. Byli już wszyscy. Zająłem miejsce przy El i Nancy. Hopper i Joyce siedzieli obok siebie i trzymali się za rękę. Zaczynam coś podejrzewać, ale wolę się narazie wstrzymać z pytaniami.

Hopper puścił rękę Joyce i wstał.

-Chciałem wam podziękować za uwolnienie mnie. Niestety w tej ważnej misji zginął Will. Nasz przyjaciel i brat. Był wspaniałym człowiekiem. Także wnieśmy toast za Will'a Byers'a najbardziej niezwykłego chłopaka na świecie!!-krzyknął i podniósł  kieliszek.

Dorośli podnieśli kieliszki z winem, a my szklanki z sokiem jabłkowy.

-Za Willa!-powiedziałem.

-Za Willa!-powtórzyli wszyscy niemal równocześnie

Podnieśliśmy szklanki i kieliszki. Zaczęliśmy pić. Usiedliśmy i zaczęliśmy jeść. Byliśmy w dobrych humorach. W tamtym momemcie w końcu poczułem, że żyje. Willa już z nami nie ma, ale muszę wytrzymać. Żyć dalej dla osób, które mam przy sobie i na których mi zależy.








I CAN'T | Mike WheelerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz