Obudziłam się nie wierząc, jak wielką łamagą jestem. Dość mocno oparzyłam sobie lewą dłoń, tak że na wierzchu, czyli miejscu całkiem widocznym tworzyła mi się długa pionowa szrama, od środkowego palca do nadgarstka. Idealnie w połowie dłoni. Ana uznała, że zrobiłam to specjalnie, żeby pokazać ciotce, jak służące wykorzystują mnie do niewolniczej pracy. Oczywiście, że nie była to prawda, ale pokojówka nie była w stanie uwierzyć, że można być aż taką niedorajdą... Jak widać można.
Irma od razu opatrzyła mi rękę - posmarowała maścią i zawinęła białym opatrunkiem. Jako jedyna mnie doceniła słowami :
- Jak to miło, że postanowiłaś się okaleczyć dopiero po skończeniu pracy.
Złota kobieta, wszędzie widzi pozytywy. A poza tym stwierdziła, że wyprasowałam ten obrus na tyle starannie, że należała mi się nagroda. W myślach modliłam się, żeby to był sernik...
A co zrobić z naczelnym problemem pod tytułem "Co zrobić, żeby ciotka się nie dowiedziała?"? Nic prostszego. Od tego momentu miałam nosić rękawiczki. Niezbyt wygodne, ale za głupotę musiałam jakoś zapłacić.
Wczoraj postanowiłam jeszcze odwiedzić Alinę i zapytać ją, czy nie pomogłaby mi z tą całą poezją. Wiele razy na naszych spotkaniach czytałyśmy najrozmaitsze wiersze. Nigdy do końca nie rozumiałam ich sensu i pomyślałam, że Alina mogłaby mi pomóc. Nie chciałam tego przerabiać z guwernantką, bo nie chciałam robić sobie okazji do kłótni. Wiem, że jestem od tego uzależniona. Wystarczy znaleźć nawet błahy powód i sypią się argumenty, z których finalnie nic nie wynika. Pora dorosnąć. ZERO KŁÓTNI!
Zjadłam w pośpiechu śniadanie i po chwili ubrana w kwiecistą sukienkę ruszyłam w odwiedziny do znajomej. Przed wyjściem Ana wręczyła mi prowizoryczne rękawiczki z koronki. W sumie nie do końca rękawiczki, bo nie zasłaniały palców, ale najważniejsze, że zasłaniały oparzenie. Ich jedyną zasadniczą wadą było to, że zakładając je miałam wrażenie, iż są wykonane z najwyższej jakości papieru ściernego. Bolesne niemiłosiernie... Właściwie to jakiekolwiek tarcie skóry w tym miejscu było nieprzyjemne.
Idąc uliczką obracałam ręce podziwiając zdobienia koronki. Ni to podobne do kwiatów, trochę zawijasów, a wśród nich parę kryształków odbijających światło słoneczne. Patrzenie na nie nieco raziło w oczy, nie mówiąc już o samym słońcu, które kompletnie mnie oślepiło. Zwolniłam nieco kroku, co chwila mrużąc powieki. Prawidłowe widzenie wróciło mi niestety o sekundę za późno.
Niechcący wpadłam na kogoś. Lekko zachwiałam się na nogach, ale zdołałam zachować równowagę.
- Przepraszam, nie chciałam - odezwałam się zwracając się do wysokiego chłopaka w niebieskiej marynarce.
- Nic się nie stało - powiedział spokojnie - Nic ci nie jest?
- Nie, znaczy chyba nie. Zagapiłam się tylko... A tobie?
- Nic, a nic - uśmiechnął się lekko.
- Uff, to dobrze - ulżyło mi - jeszcze raz przepraszam - uśmiechnęłam się przepraszająco.
- Jeszcze raz, nic się nie stało - zaśmiał się lekko - ale mimo wszystko zalecam ostrożność.
- Spokojnie, będę uważać - podniosłam głowę, by ostatni raz spojrzeć na chłopaka - Do widzenia.
- Do zobaczenia - pożegnał mnie kłaniając się i zdejmując czapkę. Dygnęłam w odpowiedzi i zwróciłam w swoją stronę.
Korciło mnie trochę, żeby jeszcze się za nim odwrócić. Chciałabym jeszcze raz przyjrzeć się jego oczom. Były brązowe, tak jak jego włosy. Ciemne. Zawsze ciekawiły mnie osoby o ciemnych tęczówkach. Wielu moich kolegów miało ciemne oczy, a gdy ze mną rozmawiali nigdy nie byłam do końca pewna, czy patrzyli się na mnie, czy gdzieś obok. Zwykle o to nie pytałam, bo wydawało mi się to trochę głupie, że zastanawiają mnie takie rzeczy. Poza tym samo takie pytanie brzmi wystarczająco głupio: "Hej, patrzysz na mnie, czy gdzieś obok, bo masz tak ciemne oczy, że nie widzę."
CZYTASZ
Chłopcy z Placu Broni - Po drugiej stronie muru
Adventure... Zwiesiłam głowę. Nie wiedziałam, co powiedzieć. - To nie takie proste - wydusiłam z siebie. - To może mi wyjaśnisz! W czym widzisz problem? - ... Ja... - głos mi zamarł. - Co ty? To przecież nic prostszego... - Nie rozumiesz... - ... Po której...