"... Złożywszy ręce jak do ostatniej modlitwy o odmianę swego losu, Scrooge nagle zobaczył, że szata i kaptur Ducha zmieniają kształt. Cała postać zaczęła się kurczyć i rozmywać aż wniknęła całkowicie w podporę baldachimu łóżka..."
***
Ebenezer obudził się cały zlany zimnym potem. To był tylko zły sen, to się nie wydarzyło. Starzec jeszcze przez chwilę doprowadzał się do spokoju oddychając głęboko. Po kilku dobrych minutach wstał i aby osiągnąć stan już zupełnie spokojny sprawdził pamiętny pokój, w którym siedział drugi Duch - pusto, następnie poszedł zobaczyć kołatkę - czy aby na pewno jest zwykłą kołatką, a nie głową jego zmarłego przyjaciela w życiu i interesach. Na całe szczęście, ta była sobą.
Scrooge wyszedł do pracy. Widząc nazwisko zmarłego towarzysza zapragnął zmiany. Zdjął tablicę i ostatnimi resztkami brązowej farby zamalował oba nazwiska i - gdy ta wyschła - słabo żarzącym się kawałkiem węgla, wyrył nowy napis z jego nazwiskiem. Drewniana tabliczka wyglądała teraz żywiej i aż się chciało wejść do kantoru i wdać się w miłą rozmowę z właścicielem.
W tym właśnie momencie nasz główny bohater przypomniał sobie, że dziś są święta i Cratchit nie przyjdzie dziś do pracy. Czyli trzeba wrócić do domu i siedzieć. Można też przeliczyć pieniądze jakie zostały. Ebenezer nie rozumiał radości ubogich w TEN dzień. Przecież oni są biedni - jak mogą świętować? Ja sam oszczędzam jak mogę a o tak z miesiąca na miesiąc jestem coraz biedniejszy. Chyba muszę jeszcze potrącić z pensji Bob'a - rozmyślał w drodze do domu. Scrooge nie miał zamiaru się zmieniać. Przestraszyła go wizja pokazana przez trzeciego Ducha, ale on przecież nie zamierza umierać. Podobał mu się jego byt. Ludzie się do niego nie zbliżali, nie życzyli wesołych świąt. Tylko trzeba jeszcze zrobić coś z siostrzeńcem. Ten tak łatwo się nie odczepi. Starzec aż prychnął. Coś się wymyśli - powiedział, kończąc swoje rozmyślania.Wszedł do domu i ledwie zdążył zamknąć drzwi, już ktoś za nimi stał. Był to mały chłopczyk śpiewający kolędę do dziurki na klucz. Bohater jednym, płynnym ruchem otworzył drzwi, złapał dziecko za kaptur i gwałtownie zrzucił go z kamiennych schodków prowadzących do wejścia jego kamienicy. A potem wszedł z powrotem do wnętrza. Tak po prostu, nie patrząc czy biedak coś sobie zrobił.
Cisza, więc chyba podziałało - pomyślał zadowolony z siebie Ebenezer. Usiadł w fotelu i jedząc kleik, rozmyślał nad swoim życiem. Co zrobić aby mój majątek się zwiększył? - zapytał na głos sam siebie, a delikatny płomień świec, w który się wpatrywał, zatańczył wesoło. Po kilku chwilach oczekiwania na mądrą odpowiedź bohater zaczął czytać. Nie pałał miłością do tej czynności, ale było za wcześnie aby położyć się spać.***
Scrooge odłożył książkę (stwierdził, że była nawet ciekawa) i spojrzał na masywny zegar z zardzewiałymi już wskazówkami. Była 19-ta. Czas ubrać szlafrok i założyć szlafmycę i udać się w blogi stan spoczynku, w którym nie trzeba się niczym martwić. Starzec chciał jak najszybciej odpłynąć w objęcia Morfeusza, ale znów ktoś zakłócił jego spokój. Po całym przedsionku rozległo się donośne pukanie, potem było słychać szybkie stukanie butów o kamienne schodki. Ebenezer przewrócił oczami i otworzył drzwi. Był tam ciepły indyk na tacy, polany sosem jabłkowym. Obok były dwa prezenty i karteczka.
Wesołych świąt Wuju!
Fred z rodziną
Bohater warknął, odział płaszcz i podnosząc podarki, ruszył szybkim krokiem do domu siostrzeńca. Gdy tam dotarł, zapukał, a drzwi otworzyły się prawie natychmiast. Krzyknął na stojącego w nich Freda:
- ILE RAZY MAM CI POWTARZAĆ, ŻE JA NIE OBCHODZĘ ŚWIAT!?
Po tych słowach rzucił pod nogi jeszcze parującą tacę z indykiem. Prezenty wcisnął do ręki. Siostrzeniec tylko patrzył, stał zupełnie blady. A Scrooge? Odszedł. Tak po prostu wrócił do siebie, nie czując nic oprócz radości. Fred był ostatnią osobą, która nieustannie - pomimo wielu sprzeciwów i zakazów - nadal rok w rok, życzyła mu miłych świąt. Starzec nie wiedział, że tracąc ostatniego życzliwego mu człowieka, stracił miłość jaką został darzony. Jego siostrzeniec, pomimo jego podejścia, darzył go wielką miłością.***
Tej nocy Ebenezer Scrooge nie spał dobrze. Śniła mu się śmierć jego ukochanej siostry. Około godziny 3.00 nad ranem nastąpiła ciemność. Pustka. I Cisza.
Krew powoli przestawała dopływać do jego skamieniałego serca. Starzec umarł, a ten kto w tej chwili chodźby na chwilę spojrzał na ulicę, zobaczyłby wysoką, kościstą postać w czarnej pelerynie, z kosą w ręku.
Postać przeniknęła przez drzwi domu zmarłego.I zniknęła.
CZYTASZ
Opowieść wigilijna i złe zakończenie
Short StoryZ racji tego, że pisałam inne zakończenie Opowieści Wigilijnej na lekcje polskiego pomyślałam, że zostawię to tutaj. Zapraszam do złego zakończenia świątecznej opowieści!