Perfekcja

22 5 5
                                    

Denerwował go brak perfekcji w świecie. A w szczególności brak perfekcji ludzkiego wyglądu. Chciał każdego uczynić takim, jakiego on chciał widzieć. Próbował pracować jako chirurg plastyczny, ale nie mógł znieść tego, że wizja piękna i perfekcji zdaniem pacjentów była tak odmienna, absurdalna i nierzadko bezsensowna jego zdaniem.

Z czego żył? Z różnych prac, mniej lub bardziej legalnych. Mieszkał w małej klitce w kamienicy w jednej z biedniejszych dzielnic miasta. A całe jego mieszkanie było jego warsztatem. Wokół niego pełno było narzędzi, których używał, by dążyć do uzyskania perfekcji.

Trudno było mu jednak znaleźć chętnych do eksperymentów. Cóż, nie zawsze mu to wychodziło. Więc krążył ulicami, ze szmatką nasączoną chloroformem, późno w nocy. I gdy spotykał kogoś, kto szedł sam... Nie miało znaczenia, czy był to zagubiony turysta, czy prostytutka, która nie znalazła żadnego klienta.

Potem nieprzytomnego pacjenta zabierał do siebie. Nikt nie pytał, co robi i co niesie. Niejeden jego sąsiad też miał dosyć mroczne tajemnice, których nie miał ochoty zdradzać.

A co on robił z pacjentami? Rozcinał skórę, zmieniał, modyfikował, zszywał, zamieniał... By widział perfekcję, a przynajmniej to, co było dla niego perfekcją. Próbował odtworzyć obraz ze snu, który kiedyś widział. Owszem, jego wizja perfekcji była nietypowa, ale on wiedział... On wręcz wierzył, że to jest prawdziwa i jedyna perfekcja, perfekcja aniołów.

Ale zawsze czegoś brakowało w obrazie końcowym. Zawsze było coś nie tak. Coś w ogólnym obrazie, co powodowało, że perfekcja nie była kompletna. Wynosił więc ciało, wiózł je nad brzeg rzeki i tam pozostawiał, zawinięte w wór foliowy. Cóż, miał świadomość tego, że jego prac żaden człowiek nie przeżył jak dotąd. Ale gdyby naprawdę uzyskał perfekcję... Stworzyłby anioła, istotę idealną i nieśmiertelną.

I tego dnia miał dziwne uczucie, że to jest ten dzień, kiedy mu się uda. Kiedy znajdzie istotę, którą uczyni perfekcyjną. Szedł niemal podekscytowany, a on rzadko się ekscytował. Na ulicach nie było nikogo. Poza jedną, jakby zagubioną dziewczyną, która akurat stała do niego tyłem. Czy to będzie takie proste?

Już miał uśpić ją, tyko chwila, tylko centymetry, miejmy nadzieję, że nie będzie się szarpać, naprawdę, byłoby szkoda, gdyby coś naruszyło jej skórę przypadkiem. I wtedy odwróciła się i spojrzała oczami, które go przeraziły.

– Nie ma potrzeby, by mnie obezwładniać. – powiedziała głębokim, melodyjnym głosem.

Mężczyzna nie odpowiedział, tak bardzo sparaliżował go wzrok kobiety.

– Wiem, co pan robi. Obserwuję pana od dawna. Wie pan, dlaczego? I ja szukam tej perfekcji. Tylko ja szukam perfekcji, by siebie uczynić perfekcyjną.

– I...? – wydukał mężczyzna

– Ja samowolnie oddam się pańskim eksperymentom.

Dlatego teraz ona siedziała na stole w jego pracowni, a on powoli zdejmował z niej ubrania. Był oczarowany, zaskoczony, czuł, że jest jak w transie, jakby sam nie kontrolował własnych działań.

Kiedy ją rozebrał, ona położyła się na stole, wyglądała jak antyczna rzeźba. Idealna perfekcja zdaniem rzeźbiarzy antycznych... Ale on był innym rzeźbiarzem. Sięgnął po skalpel, ostrożnie go oczyścił. Powoli, jakby niepewnie zaczął rozcinać jej skórę. Nie wzdrygnęła się nawet, mało tego, wydała z siebie westchnienie jakby ulgi.

Ciął dalej, ale wtedy poczuł, że i jego skóra jest rozcinana. Nie był to ból, tylko coś ekstatycznego. Spojrzał w miejsce, gdzie poczuł rozcięcie. Ona też trzymała w ręku skalpel.

– Perfekcja aniołów... Tego pragniemy? – wyszeptała kobieta, głosem zmysłowym i elektryzującym – Aniołowie nie są ani kobietami, ani mężczyznami. Są jednym i drugim na raz. Wiesz, co musimy zrobić.

On kiwnął głową, a przez jego umysł przechodziła jasna i czytelna myśl, którą realizował bez chwili zawahania. Ona zdzierała z niego ubrania, szybkimi i zamaszystymi ruchami. I on i ona cięli swoje ciała skalpelami. Jednak ze złączeniem swych ciał w jedno nie czekali ani chwili.

Głęboki, namiętny pocałunek, a to nie było wszystko. W którymś momencie on wszedł w nią, a ona wydała z siebie ciche westchnięcie.

W perfekcyjnej harmonii każde wykonywało swoje ruchy ciałem... Swoje cięcia, krew powoli spływała po stole. Trudno powiedzieć, które sięgnęło po igłę i nić, które zaczęło zszywać ich ciała. Któreś z nich doszywało kawałki tkanin, guziki, koraliki. Któreś sięgnęło po klej, papier, kawałeczki drewna i metalu. Doskonale wiedzieli, co próbują uzyskać. Perfekcję, o której oboje śnili, której oboje pragnęli.

Choć zwykły człowiek uznałby ten widok za szkaradny i paskudny, ich to fascynowało. Oni tego pragnęli. Dla nich to było idealne.

Ich ruchy były coraz wolniejsze, coraz słabsze. Aż za którymś razem zastygli. Jednak gdyby spojrzeć na nich... Byli jednym. Złączeni na wszystkie możliwe sposoby. Ich martwe ciała... Ciało, właściwie... Leżało na blacie, zastygłe na wieki, jak rzeźba, ale rzeźba, która była też swoim rzeźbiarzem.

Mieszkanie na zawsze zamilkło, oni oboje też.

Jednak z czasem, coraz częściej i częściej, inni ludzie, w innych miejscach świata, zaczynali mieć dziwne sny. Sny o perfekcji aniołów, którą muszą stworzyć, więc sięgali po skalpele, chloroform... Aż któregoś dnia spotykali osobę, która także śniła o perfekcji, która tej perfekcji pragnęła. I kolejne mieszkania zamierały, a następne osoby w swych snach widziały o jedną sylwetkę perfekcji więcej.

Perfekcja | one-shotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz