23. Miłość wszystko wybacza

95 6 1
                                    

*Sal*

Słuchałem uważnie opowieści Rose, starając się jej nie przerywać. Dziewczyna opowiedziała mi o wszystkim. O tajemniczej kobiecie, jej siostrze, o tym co musiała zrobić, by ją odzyskać. Byłem, delikatnie mówiąc, przerażony, a jednocześnie zszokowany. Nie byłem jednak zły na Rose. W pewnym sensie rozumiałem ją. Chęć ochrony rodziny potrafi zmusić do wielu głupich i nieprzemyślanych rzeczy. Wiem to z własnego doświadczenia.

- Czemu wcześniej mi nie powiedziałaś? 

- Bałam się. Bałam się, że jeśli komuś o tym powiem, mojej siostrzyczce stanie się krzywda. - wyznała płaczliwym głosem. 

- Ale gdybyś to zrobiła, Susan już dawno mogłaby być w domu.

- Wiem, przepraszam cię, Sal. Ja naprawdę nie chciałam, żeby tak wyszło. Myślałam, że Franky jest normalną dziewczyną. Do głowy by mi nie przyszło, że jej DNA może mieć wartość dla wielu uczonych ludzi.

- Ma, i to ogromną. - westchnąłem. - Czy... kiedy widziałaś się ze Susan, zauważyłaś może u niej coś niepokojącego? - Rose przez chwilę zastanowiła się nad odpowiedzią.

- Rzeczywiście było coś takiego. To znaczy... myślałam, że tylko mi się przywidziało, ale oczy Susan przez chwilę zaczęły świecić się na żółto. To trochę jak...

- U Franky. - dokończyłem za nią, domyślając się, że znaleźliśmy brakujący element układanki. Na czyjeś zlecenie Horacy Miller porwał ósemkę dzieciaków, by jego pracodawcy mogli obdarować je nadludzkimi zdolnościami za sprawą DNA Franky. Nie wiemy jeszcze tylko jednego; kto za tym wszystkim stoi?

- Sal, tak bardzo mi przykro. Ja naprawdę... Bo Susy... 

- No już, spokojnie. - przytuliłem dziewczynę, pozwalając jej się wypłakać. - Zobaczysz, wszystko będzie dobrze. Teraz najważniejsze jest skrzyknąć ekipę i uratować dzieciaki, ale musisz nam w tym pomóc, dobrze? - Rose przytaknęła głową na znak zgody. 

- Dziękuję ci, Sal. Dziękuję ci za wszystko. 

*Franky* 

Właśnie wracałam od ojca i kierowałam się na komendę, gdzie Sam, Daniel i Harry analizowali nagranie z kamery, która zarejestrowała ucieczkę Horacego Millera. Stwierdziłam jednak, że nagranie to może chwilę zaczekać, gdy zobaczyłam swojego chłopaka siedzącego na ławce w parku. Johny pustym wzrokiem wpatrywał się w telefon. Nie zdziwiłoby mnie to, gdyby okazało się, że ekran jego smartphona kompletnie nic nie wyświetla. Podeszłam do niego, po czym usiadłam obok. Johny jednak zdawał się mnie nie zauważać, bo nie ruszył się w żaden sposób. 

- Kochanie? - zaczęłam niepewnie, na co chłopak nieco się przestraszył. Najwidoczniej zaskoczyłam go swoją obecnością. 

- Franky, co ty tu robisz? - spytał, chwytając się za serce.

- Szłam właśnie na komisariat pogadać z Danielem i Samanthą, a ty czemu tu siedzisz taki zmarnowany? 

- Poszedłem się tylko przewietrzyć. Naprawdę nic mi nie jest. - oznajmił, choć nie przekonało mnie to w żaden sposób. Domyślałam się jednak, czym jest spowodowany jego stan, bo dokładnie tak samo zachowywał się w szkole. 

- Skarbie, musimy o czymś porozmawiać. 

- Nie wybierałaś się przypadkiem na komendę? - poczułam, że tym pytaniem Johny próbował mnie zbyć. Nie zamierzałam jednak dać za wygraną. 

- Dlaczego to robisz? Czemu taki jesteś? - spytałam, oczekując szczerej odpowiedzi. 

- Niby jaki? 

Hunter Street : Ciernista RóżaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz