Rozdział 12| Terry

87 3 1
                                    

- Już go nie wyzywaj Fred.- mruknela naprawdę rozłoszczona Hermiona.- Jest profesorem, miał prawo nałożyć ci szlaban, skoro sam się na to prosiłeś!- powiedziała tonem znawcy, a ja wywróciłem oczami.

Nie znoszę cię Hermiona.

- Jak to jest możliwe że potrafisz, rozwiązać te zadania. Skoro jesteś ode mnie duzo młodsza?- zapytałem marszcząc brwi.- Jak ja tego nawet nie rozumiem.- uderzyłem głowa w ławkę, co było naprawdę głupim pomysłem.

Złapałem się szybko za czoło i wykrzywiłem twarz w boleśnym grymasie. Hermiona na moj widok zaśmiała się cicho i pokręciła widocznie rozbawiona głowa.

- Weasley'owie naprawdę są tacy sami.- powiedziała pod nosem, chichocząc.

- Nie porównuj mnie do Rona.- zdzgnalem ja palcem w bark.- Jestem od niego dużo przystojniejszy, zabawniejszy i po prostu....fajniejszy.- odliczałem na palcach.- A on? To ułomna parówka.- prychnalem cicho, a Hermiona wybuchła głośnym smiechem.

Bibliotekarka skarciła za to Granger, powodując kolejny chichot dziewczyny, jednak znacznie cichszy.

- Ależ masz porównania.- powiedziała próbując się uspokoić.

Łapała oddech, przy okazji pisząc coś na pergaminie. W głowie nadal miałem naprawdę, głupią kłótnie z Deliah. Próbowałem wyrzucić dziewczynę z głowy, bynajmniej teraz aby skupić się na swojej świetnej pracy dodatkowej.

Powinnienem był ją od razu przeprosić, a takto pozostawiłem kosę na wcześniejszym miejscu. Było mi naprawdę ciężko wysiedzieć w jednym miejscu. Miałem ochotę wybiec z biblioteki i wejść do salonu Ślizgonów, błagając dziewczynę o wybaczenie.

Jednak było to w 100-tu procentach niemożliwe. Naraziłbym i ją, i siebie na dodatkowe problemy. A tak samo jak ona, mam już ich wystarczająco duzo.

Postanowiłem wiernie poczekać do rana, żeby wszystko jej wynagrodzić i wytłumaczyć swoje zachowanie.

Ale co ty jej powiesz?  Może to że ją kochasz?

Pokręciłem szybko głową. W życiu jej tego nie powiem, nie chce zostać zranionym. Napewno nie jestem w jej typie, ona w ogóle nie jest mną zainteresowana.

Jestem tylko przyjacielem. Chodz czasami zastanawiałem się czy w ogóle mogę się nim nazwać. Przecież nigdy tak nie powiedziała? Jaka jest tego pewność?

Zabrałem się za przeglądanie książek aby uzyskać informacje do prac dla Snape. Obiecałem sobie, że gdy tylko sprawa ucichnie, zemszczę się na nietoperzu gorzej niż zwykle.





Pov. Deliah

Fred Weasley, naprawdę potrafi skomplikować wszystko co się do tej pory miało w marzeniach. No bo...kurczę, zawsze jako mała dziewczynka marzyłam o wysokim, przystojnym brunecie, żeby był bogaty i najlepiej inteligentny. Oraz oczywiście czystej krwi.

A Fred spełnia jeden ten warunek, jest czystej krwi. Reszta zdecydowanie go nie opisuje. Nawet wmawiając sobie to w myślach, roześmiałam się w pokoju wspólnym Ślizgonów.

Marco posłał mi zdezorientowany wzrok, a ja machnęłam ręką żeby się nie przejmował. Jednak chłopak usiadł obok mnie i czule objął ramieniem.

Teraz jak o tym myśle...Teery spełnia wszystkie wymienione przeze mnie warunki. Lekko się speszyłam, myśląc o tym. Do moich policzków podpłynęło trochę krwi, powodując rumieńce.
Chłopak zachichotał, patrząc na mnie a ja posłałam mu mordercze spojrzenie.

- Jak tam?- zapytał po chwili dosyć niezręcznej ciszy.

- Wszystko w porządku.- uśmiechnęłam się słabo, nie wiedząc jak zacząć rozmowę.- A u ciebie?

- Nic nowego.- wzruszył powoli ramionami.- Moja ukochana mnie niezauważa, na dodatek była w skrzydle szpitalnym. Żyć nie umierać.- powiedział cicho.

- Przepraszam cię Marco.- mruknelam zażenowana, chowajac dłonie pomiędzy swoje nogi, aby nie widział jak się bawię palcami.

- Nie masz za co mnie przepraszać. Nic nie zrobiłaś.- powiedział pocierając moje ramie.- Ale...- zaczął.- Może bys się ze mną wybrała na spacer? Czy do Hogsmeade?- zapytał z nadzieja.

Przez moment chciałam powiedzieć stanowcze nie, ale widząc jego smutek i jednocześnie skryta nadzieje w oczach, nie potrafiłam odmówić.

- Jasne, czemu nie.- odparłam a on ucieszony, roześmiał się głośno i mocno mnei przytulił.

To było miłe uczucie, być przez kogoś kochanym. Być dla kogoś ważnym, żeby komuś na tobie zależało. Terry może i był slizgonem, ale miał wielkie serce.

Miałam wrażenie że rozlał na moje kamienne serduszko, miód, powodując tym samym stopnienia lodu. Oddałam przytulasa i nie martwiłam się tym, jakie mogły być tego konsekwencje.

A niedługo miałam się przekonać, ze nie warto ufać pozorom.

Jednak w tamtym momencie, cieszyłam się wszystkim i niczym. Żyłam w śnie ciesząc się z danej mi miłości.



Miłego dnia moi drodzy 👀❤️!

Women of fear| Fred Weasley [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz