Rozdział 16 - Czerwoni dobrzy i źli

857 34 33
                                    

   Słowo Einstand wywarło na mnie spore wrażenie. Stałam dalej skryta za murem, obserwując, jak wszyscy gracze rozbiegli się we wszystkie możliwe strony... Nie! Nie wszyscy. Został jeden. Mały, drobniutki blondyn, wyglądał jakby znajomo, ale nie wiedziałam, skąd mogłabym go znać.

   Ciekawość wzięła nade mną górę, tak że podeszłam nieco bliżej, już zamykając szkicownik. Oto co zobaczyłam - Pastorowie ze skrzyżowanymi na piersiach rękami, starszy nadepnął chłopcu na rękę, pod którą znajdowały się kolorowe kulki.

- Einstand! - zawołał ponownie Kretyn.

- Nie macie prawa - wyjąkał blondynek. W lot poznałam tego chłopca. Był to ten sam chłopak, który wpadł na mnie, kiedy wychodziłam od krawca. Nie powiem, ujęła mnie jego bojowość i walka o swoje racje. Jak na takiego malca był niesamowicie odważny, ale w tym starciu ewidentnie nie miał szans.

- Nie słyszałeś, co powiedziałem? Einstand! - zagrzmiał starszy Pastor i chwycił blondynka mocno za kołnierz jego koszuli - A teraz zbierz kulki i oddaj - puścił chłopaka, by ten mógł wykonać polecenie.

   Nagle malec odwrócił się i zerwał do biegu, ale młodszy Pastor podstawił mu nogę, przez co chłopiec z impetem upadł na ziemię. Coś we mnie pękło. Jak mogłam tak po prostu się temu przyglądać? Dźwięk upadku skutecznie ocucił mnie z otępienia. Postanowiłam to przerwać.

- Dzień dobry - uśmiechnęłam się przyjacielsko do trójki chłopców - Co tu się dzieje? - zapytałam dalej przyjaznym tonem, podchodząc bliżej.

   Starszy Pastor nagle wywalił gały, jakby z niedowierzaniem. Rozpoznał mnie, skubaniutki... Na jego nieszczęście, ja ich również.

- To ty? - zapytał i odsunął się, jak rażony piorunem.

- Miło, że mnie pamiętasz - dalej trzymałam na twarzy mój szczerozłoty uśmiech, który podtrzymywała jedna myśl "Zniszczę ci dzień, pajacu!" - A teraz pozwolicie, że zapytam jeszcze raz. Co tu się dzieje?

- Odsuń się, kwiatku - uśmiechnął się bezczelnie starszy - bo jeszcze ci parę listków i płatków ubędzie - zaśmiał się z własnego żartu. Postanowiłam puścić tę uwagę mimo uszu.

- Nie twoja sprawa - odezwał się młodszy Pastor - Nie twój interes.

- A zatem czyja to sprawa? - zapytałam tępo-naiwnym tonem.

- Nasza! - warknął Kretyn - Teraz możesz już iść.

   Spojrzałam na chwilę na chłopaka od krawca. Zdążył już wstać i otrzepać się z kurzu, ale nie ruszył się z miejsca. Stał w miejscu jak zaczarowany, patrząc na mnie zdziwionym wzrokiem. Oj, nie zostawię cię tak, koleżko! - pomyślałam.

- Pewnie, już idę...

- I bardzo dobrze - skomentował starszy z braci.

- Też tak uważam. Pójdę prosto do Feriego Acza - imię ich, a w sumie i mojego przywódcy wypowiedziałam nad wyraz wyraźnie.

- Niby po co? - zapytał zbity z tropu młodszy Pastorek.

- No jak to? - udałam teatralnym tonem wielkie zdziwienie - Ktoś musi go powiadomić, że dwa Czerwone Krasnale postanowiły sobie einstand urządzić. Ciekawe, nie wydaje mi się, by był z tego powodu zadowolony. No cóż...

- Blefujesz! - zawołał starszy Pastor - I niby czemu, miałby być "niezadowolony"?

- Nie urodziłam się wczoraj. Wiem, że einstand jest zabronione. Każdy to wie. Ciekawi mnie tylko, czy was wyrzuci, czy może ukarze kąpielą w jeziorze, a może broń wam zabiorą...

Chłopcy z Placu Broni - Po drugiej stronie muruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz