ROZDZIAŁ 10 "ŚMIERĆ...TO PESTKA"

237 14 0
                                    

W drzwiach oprócz mojej mamy stał mężczyzna, którego już wcześniej widziałam, a którego pierwszy raz zobaczyłam w swoim domu.

- Pan Anheles. - zrobiłam wielkie oczy.

- Widzę, że przyszliśmy w nieodpowiednim momencie.

- Wręcz przeciwnie Gabrielu. Przyszliśmy w samą porę. - odparła moja matka, a sądząc po jej minie nie była zadowolona z widoku, który zastała.

No to mi się dostanie!, podsumowałam całe zdarzenie w myślach. Nie wiedziałam jak się wytłumaczyć, dlatego uznałam, że najlepiej zrobię, jeśli będę milczeć.

- Yyy co ty masz na sobie?! - wypaliła.

Spojrzałam w dół i zrozumiałam już co miała na myśli. Wiedziałam, że teraz to już muszę się bronić.

- To nie tak. Lucas po prostu dał mi coś swojego żebym nie musiała chodzić w brudnych rzeczach.

- Wychodzimy! - powiedziała przez zaciśnięte zęby.

Wiedziałam, że jeszcze chwila i wybuchnie, a wtedy nic i nikt mnie już nie uratuje. Pośpiesznie wyszłam z pokoju Lucasa i skierowałam się schodami na dół. Za mną szedł cały sznur: mama, pan Gabriel i Lucas.

- Dzień dobry. - przywitałam się z blondwłosą kobietą uczesaną w koka i ubraną w elegancki biały kombinezon i czarną marynarkę, która na nogach miała czarne szpilki. Była bardzo podobna do Angel. Domyśliłam się, że to pani Anheles. Za nią stała Angel z uśmiechem na twarzy, Noah i Michael.

- Dzień dobry. - odpowiedziała kobieta. - Maria Anheles.

- Miło mi panią poznać. Mia Melton. - wymieniłam z kobietą uścisk dłoni.

- Cześć Mia! - odezwał się Noah, a zaraz za nim Michael.

- Cześć! - odpowiedziałam.

- Może zostaniecie, chociaż na śniadaniu?

- Dziękuję ci Mario, ale może innym razem. - usłyszałam głos mamy.

- Angel podaj rzeczy Mii. - odezwała się Pani domu.

Angel podeszła do mnie i z nieukrywaną radością na twarzy wręczyła mi kurtkę i buty, które natychmiast włożyłam na stopy. Bez słowa założyłam kurtkę i gotowa do wyjścia powiedziałam:

- Dziękuję za wszystko i przepraszam za kłopot.

- Żaden kłopot kochanie. - powiedziała pani Anheles. - Zawsze jesteś tu mile widziana i proszę cię mów mi po imieniu. - usłyszałam chrząknięcie mojej mamy. - Ale teraz będzie lepiej, jeśli już pójdziesz. Powodzenia. - ściszyła głos, spoglądając ponownie na mnie.

- Do widzenia. - odparłam i wyszłam z domu.

Zanim wsiałam do samochodu usłyszałam tylko jak mama się żegnała. Spojrzałam na dom. Nigdzie nie widziałam Lucasa. Mama zajęła miejsce obok mnie i odpaliła silnik. Kiedy w końcu udało mi się go odnaleźć na balkonie przynależącym do jakiegoś pokoju samochód ruszył. Całą drogę do domu pokonałyśmy w ciszy. Wiedziałam jednak, że to jeszcze nie koniec, że to cisza przed burzą, bo prawdziwe piekło rozpocznie się jak zamkną się drzwi od domu. Śmierć przy tej rozmowie to pestka, bułka z masłem. Modliłam się o to, by rozpoczęła się jak najpóźniej. Niestety pomyliłam się.

Wojna rozpoczęła się jak tylko wyszłyśmy z samochodu. Widać mama nie mogła już wytrzymać i złość wzięła górę nad rozumem.

- Możesz mi powiedzieć co ci kurwa strzeliło do głowy jechać taki kawał do lasu?! Bez słowa?! Na dodatek, kiedy zapadał już zmrok?! - weszłyśmy do domu.

- Nie spodziewałam się, że tak szybko zapadnie zmrok. Jechałyśmy tylko na wycieczkę do Złotka. - rozebrałam się i usiadłam na kanapie.

- Gdzie?! - na słowo „Złotko" wściekła się jeszcze bardziej. - Mia do cholery co się z tobą dzieje?! Wcześniej się tak nie zachowywałaś! Nie wspominając o tym, że nawet twój telefon nie odpowiadał!

- Przepraszam mamo. - uznałam, że to jedyne co mogę w tej chwili powiedzieć.

Wiedziałam, że nawaliłam. Wiedziałam, że błędem było jechać do lasu nie mówiąc jej o niczym oraz błędem było nie naładować telefonu przed wyjazdem. Wiedziałam to doskonale i żałowałam swoich błędów.

- Kiedy do ciebie dotrze, że to nie Nowy Jork?! Że tutaj nie grozi ci tylko potrącenie przez samochód?! Zrozum, że wszędzie są lasy, a w tych lasach różne zwierzęta! Jedne bardziej groźne, inne mniej! Mogło ci się coś stać! - chodziła w kółko zdenerwowana, podczas gdy ja w dalszym ciągu siedziałam na kanapie ze spuszczoną głową.

- Mamo... - postanowiłam ratować swoją wolność, zanim jeszcze padł wyrok. - ... masz rację. Nawaliłam. Nie przemyślałam tego. Zachowałam się gorzej niż dziecko.

- Owszem zachowałaś się! Nie rozumiem, dlaczego nie powiedziałaś mi o tym, że chcesz tam pojechać?!

- Wiedziałam, że się nie zgodzisz.

- Aha! Wiedziałaś, a mimo to pojechałaś! Tym razem nie ujdzie ci to na sucho! - pogroziła mi palcem.

- Ależ mamo! Przecież nic się nie stało.

ANIOŁY. POCZĄTKI NIEBAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz