Pożegnania bywają smutne.
Wirujące na wietrze liście, poszarzała trawa i białe chmurki pojawiające się z każdym oddechem boleśnie przypominały mi, że listopad zbliża się ku końcowi. Nawet w zamku robiło się chłodno, a ja byłem naprawdę wdzięczny za mój gruby sweter w kolorach Gryffindoru, przynajmniej gdy Annabeth go nie zabierała.
Ponoć wszystko, co dobre, szybko się kończy. Może i rozmawianie z upiornymi duchami czy walki w mrocznej puszczy nie są na pierwszym miejscu na mojej liście rzeczy do zrobienia, ale patrząc wstecz, nasz pobyt w Hogwarcie był wyjątkowo udany. Rzucanie zaklęć, robienie eliksirów, a nawet pisanie rozprawek na astronomię, uchodzi za o wiele przyjemniejsze niż walczenie z gigantami, o zamykaniu Drzwi Śmierci nie wspominając.
W moim przypadku to stare powiedzenie się sprawdziło, bo gdy wreszcie przyszedł dzień opuszczenia Szkoły Magii, czułem się, jakby ostatnie trzy miesiące minęły jak mrugnięcie oka (lub odesłanie minotaura do Tartaru). Nie chciałem jednak narażać się Hekate, która wyraziła się dosyć jasno na temat daty opuszczenia Hogwartu. Kartkę z odpowiedzią na list Annabeth nadal mam przy sobie. Oto ona:
Kochani herosi!
Cieszę się, że Wasza misja się powiodła, choć mogliście się trochę bardziej streścić. Powinniście już wracać do Obozu Herosów. Sugeruję, żebyście wyruszyli 27 listopada (to nie jest żadna specjalna data, prawdę mówiąc jest to pierwsza losowa liczba, którą podała mi Siri) przed zmierzchem. Swoje różdżki i inne magiczne przedmioty wręczcie dyrektorce Hogwartu.XOXO,
Wasza ulubiona bogini — Hekate.Patrzę na tę kartkę, gdy chcę sobie przypomnieć dlaczego tak bardzo kocham bogów Olimpijskich.
***
Z kieszeni dżinsów wyciągnąłem różdżkę - 15 i pół cala, włókno z wodorosta — celując ją w leżącą w przeciwnym rogu pokoju walizkę.
- Accio kufer!
Torba podskoczyła w kółkach i podjechała w moją stronę. Użyłem Wingardium Leviosa by unieść ją ponad siebie i wyszedłem, zamykając za sobą drzwi. To Dormitorium dzieliłem z Harrym, Ronem, Nevillem, Seamusem i Deanem przez niepełne trzy miesiące — tyle czasu spędziłem w Hogwarcie. Tylko tyle. Aż tyle.
Przemierzając Pokój Wspólny, ściskałem na pożegnanie kolejnych Gryfonów, słysząc „Ale to szybko zleciało! Musicie tak szybko wyjeżdżać?" czy „Siema stary! Będziesz pisał listy, nie?". Tuż przy portrecie Grubej Damy stał Neville Longbottom.
- Słyszałem, że wracacie do Choose? - zagaił.
Dopiero po chwili zrozumiałem, że mówi o szkole magii, do której rzekomo uczęszczamy w Stanach.
- Tia, niestety.
- Trochę nie rozumiem czemu teraz. W końcu pierwszy semestr jeszcze się nie skończył, dopiero listopad.
- Wiesz jak to jest, w szkołach w USA nic nie jest jak tutaj. - Zmyśliłem naprędce. Przecież nie mogłem powiedzieć „To dlatego, że jesteśmy półbogami i skończyliśmy misję dla bogini". Wątpię, żeby w ogóle mi uwierzył.
- Jasne, to wszystko wina różnic w kulturze i nie ma nic do czynienia z tymi naradami w skrzydle szpitalnym, Elliotem lub waszą bitwą w Zakazanym Lesie.
Cholercia. Przez chwilę rozważałem granie na zwłokę, ale coś mi mówiło, że przekonanie Nevilla nie będzie łatwe, a ja nie jestem najlepszym aktorem.
- Neville, przepraszam, ale na razie musisz przynajmniej udawać, że po prostu wracamy do szkoły jak zwyczajni uczniowie z wymiany.
- Jasne. Przyzwyczaiłem się do pomagania Harremu i innym nawet nie wiedząc w czym — odparł z pozoru beznamiętnie, ale z miną cierpiętnika. Poczułem wzrastające poczucie winy.

CZYTASZ
olimpijscy czarodzieje
FanfictionSądzisz, że po pokonaniu Gaji i Sami Wiecie Kogo herosi i czarodzieje wreszcie będą mieli spokój? Nawet nie wiesz, jak bardzo się mylisz... Annabeth i Percy (nie do końca z własnej woli) udają się do Hogwartu, w którym przeżyją (albo i nie ) wiele n...