A/N: Raz na dwa lata trzeba napisać jakiegoś lemona, żeby ćwiczyć sceny erotyczne, no i tym razem padło na PrusPola :) Jak sam opis wskazuje, zawiera treści dla starszych czytelników. Bawcie się dobrze :>
Wiatr, nieustannie przetaczając ciepłe, przesycone zapachem lip powietrze, poruszał delikatnie koronami przyjeziornych drzew, roznosząc ich szum po całej okolicy; rozległej, pustej przestrzeni łąk, nad którymi rozpościerało się nieskończone, błękitne niebo. Oprócz wiatru niewiele było tu słychać; okazjonalnie pluśnięcia wody, gdy odbijającą letnie słońce taflę przebiła ryba, łopot skrzydeł podrywającej się do lotu tutejszej czapli albo odległe szczeknięcie sarny, których płowe ciała raz po raz pojawiały się w zasięgu wzroku.
Mazury otuliły ich zapachem natury; nagrzana ziemia pachniała, zachęcając do zamknięcia oczu i błogiego odpoczynku, a nieodległy krzew bzu posyłał im kolejne fale przyjemnej, słodkiej woni. Nawet woda miała swój zapach; nie zdążywszy jeszcze wyschnąć na włosach, towarzyszyła każdemu wdechowi i wydechowi, muskała nozdrza i, jak wszystko dookoła, zachęcała do snu.
Błogość, mówiły pola, drzewa i jeziora, szemrały bez i lipa, pod którą znaleźli cień, i miękka, gęsta trawa, uginająca się pod ich ciałami jak materac. Sen, podpowiadał wiatr, targając włosy w miłej pieszczocie. Odpoczynek.
Słońce zaglądało do nich od czasu do czasu, migocząc wśród liści albo odbijając się w wodzie i posyłając ku nim kolejne odblaski, zupełnie jak dziecko bawiące się lusterkiem. Muskało skórę oraz opuszczone powieki i gdy przez nie przenikało, sprawiało, że Gilbert, leżąc na trawie z głową na swoim plecaku, marszczył lekko brwi, a potem odruchowo próbował skryć twarz w przedramieniu.
Ciekawe, czy zasnął, pomyślał Feliks, samemu próbując powstrzymać ziewnięcie. Siedząc obok, oparty o pień drzewa, z kolanami podciągniętymi pod brodę i z włosami wciąż wilgotnymi, przyglądał się partnerowi z delikatnym uśmiechem. Patrzył na włosy, których kilka kosmyków opadało teraz na oczy, na wygładzoną relaksem twarz, na uchylone usta i skrytą pod ciemnym T-shirtem klatkę piersiową, unoszącą się w spokojnym, rytmicznym oddechu.
– Śpisz? – zapytał szeptem, pochylając się nad Gilbertem i osłaniając go od kolejnych słonecznych refleksów. Z wolna przysunął się bliżej, zasiadł między bokiem partnera a jeziorem, zupełnie jakby był jego tarczą. Oparł się dłońmi o ziemię, wyprostował nogi i tym razem wsparł się plecami nie o lipę, ale o ciepłe, miękkie ciało.
– Nie... – mruknął Gilbert cicho, nieprzytomnie, nie otwierając oczu i ledwo poruszając ustami, a to utwierdziło Feliksa w przekonaniu, że jego ukochany błąka się gdzieś po granicy jawy i snu, stąpa po niej jak po cienkiej linii, co chwila przechylając się to na jedną, to na drugą stronę. Feliks mógłby mu teraz zadawać setki pytań, ważnych i całkowicie nieistotnych, na każde z nich otrzymując bezsensowną odpowiedź, a Gilbert pewnie i tak nic by z tego nie zapamiętał.
Przeczesał palcami włosy partnera, czując jak radość unosi kąciki jego ust. Tak zrelaksowanego Gilberta nie widział od dawna; zbyt dużo problemów w pracy, zbyt dużo problemów w domu, ale ta samotna rowerowa wycieczka nad jezioro, przed którą Gilbert tak się wzbraniał, przyniosła efekt.
Zupełnie jakby jakaś jeziorna nimfa, tutejsza, mazurska najada, wychyliła się z wody i rzuciła na niego czar, oplotła snem jak rybacką siecią i wciągnęła w toń spokoju, wytchnienia i wyraju.
Ostrożnie, by nie obudzić Gilberta, Feliks poruszył się lekko, bo chociaż trawa była przyjemnym posłaniem, tak ziemia po jakimś czasie przypominała o sobie niewygodą i zmuszała do zmiany pozycji. Pochylając się ponad ciałem męża, sięgnął po swój plecak. Ostrożnie przeniósł go na drugą stronę śpiącego i z głównej komory wyciągnął butelkę wody.
CZYTASZ
[aph] Dzień letni
FanfictionDzień był letni i senny, okolice jeziora piękne i puste, a oni sami - a stąd już niedaleka droga do uczynienia ich rowerowej wycieczki jeszcze przyjemniejszą. PrusPol, erotyk, human au.