XX. Tortury

116 12 1
                                    

Moja głowa pękała z bólu. Wszystko, co widziałam w tamtej chwili było całkowicie rozmazane. Chciałam chwycić się za głowę, jednak najmniejszy ruch w tamtym momencie przyprawiał moje ciało o kolejne sekundy cierpienia. Po chwili jednak zaczęłam słyszeć lekkie skrzypienie. 

Usiłowałam przywrócić świetność mojemu wzroku, aby skontrolować panującą sytuację. Z trudem, ale jednak skutecznie podniosłam się do siadu i rozejrzałam w okół.

Oh, shit.

Wrócił do mnie cały strach, który towarzyszył mi jeszcze chwilę temu, co momentalnie skłoniło mnie do zwrócenia wzroku w stronę wieżyczki. 

Na samym szczycie budowli stał brunet w masce. Spojrzałam niżej i zobaczyłam, że po zardzewiałej i praktycznie nie zdatnej do użytku drabince schodzi jakiś czarnowłosy chłopak.

Nie miałam czasu na ucieczkę, jednak ostatkiem sił spróbowałam wstać z zimnego betonu. Miałam zamiar rzucić się do szaleńczego biegu, jednak gdy postawiłam prawą nogę na podłożu, poczułam przeszywający ból.

Padłam na ziemie, odruchowo chwytając się za kostkę. Wydałam z siebie charakterystyczny jęk panicznego bólu, który uświadamiał mnie w tym, że kostka jest skręcona, jak nie nawet złamana.

Udało mi się usłyszeć za plecami kroki. W tamtym momencie miałam ochotę umrzeć. Co może być gorszego, niż spotkanie z jakimiś psycholami? 

- Hey, żyjesz jeszcze? - Usłyszałam głos, który jeszcze nie był mi tak dobrze znany, jednak równie przerażający. Odwróciłam się, aby zmierzyć rozmówce wzrokiem. Nie wiem, który z nich wyglądał gorzej. 

Krwawy grymas na twarzy tego człowieka był nieopisanie odrażający. Krew była świeża, jednak łatwo było zauważyć jak długo owa rana znajduje się na twarzy chłopaka. Ważnym aspektem, który przykul moją uwagę było to, że czarnowłosy zbliżał się do mnie z ostrzem w dłoni. 

Chciałam zacząć krzyczeć, ale to tylko pogorszyłoby moją i tak już złą sytuację.

Jedyne co mi zostało, to okazać niezłomną wolę do walki i starać się uciec. Tak, wiem, że to nie ma sensu ale nie poddam się tak po prostu. Zaczęłam wytrwale czołgać się po brudnej ziemi w kierunku wypatrzonego wyjścia. Nie mogłam stanąć na nogi, jednak używałam ich jako pomoc w przesuwaniu się po podłożu.

W głowie cały czas miałam obraz swoich zmasakrowanych zwłok walających się w tym miejscu i czekających o samoczynny rozkład. 

Za plecami słyszałam kpiący śmiech, zapewne z mojej próby ratowania żywota.

Po chwili na ziemie zeskoczył także chłopak w masce. Naprawdę, czy ja liczę, że przeżyję?

Właśnie wtedy poczułam ból, jakiego odczuć nie życzyłabym nikomu. 

Brunet wbił w moją nogę swój skalpel, który pociągnął w dół mojej kończyny wkładając w to dużo siły. Wrzasnęłam w cierpieniu, a do oczu wcisnęły mi się dziesiątki łez. Czułam jak narzędzie tnie moje części ciała, a krew swobodnie wypływa na beton malując na nim czerwone obrazy. Zaczęłam głośno łkać, jednak nic to nie dawało. Zabójca wyciągnął broń z mojej nogi, po czym z impetem wbił narzędzie w moją kostkę. Mój krzyk dało się zapewne usłyszeć w całym stanie, jednak nikt nie raczył mi pomóc.

- Dobra stary, może jeszcze jej nie zabijaj? 

- Pojebało Cię? Dlaczego niby? - Na pytanie uśmiechniętego odpowiedział oburzony brunet.

- Widać, że nie poddaje się tak łatwo. Zabierzmy ją na tortury, to może nie będzie już taka zahartowana. - Oznajmił czarnowłosy, po czym zaśmiał się. Mi twarz zbielała, a serce stanęło.

T-Tortury?

𝐍𝐢𝐞 𝐓𝐲𝐦 𝐑𝐚𝐳𝐞𝐦 || 𝐂𝐫𝐞𝐞𝐩𝐲𝐩𝐚𝐬𝐭𝐚Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz