Rozdział 2

6.5K 290 17
                                    


Kilka dni później Harry usłyszał, jak kilka osób wślizguje się do sali. Skierował na nich swój wzrok na tyle, na ile pozwalał mu kołnierz. Byli to Dumbledore, Tonks, Moody, McGonagall i, ku niezadowoleniu Harry'ego, Snape. Wszyscy wyglądali dość dziwnie w mugolskich ubraniach.
- Wyjdźcie - powiedział głosem zachrypniętym z powodu rzadkiego odzywania się.
- Typowy Potter. Odmawia pomocy, gdy wyraźnie jej potrzebuje. Coś nie tak, Potter? Nie możesz znieść tego, że inni widzą cię, gdy jesteś słaby? - zadrwił Snape. Harry zamknął oczy, walcząc ze łzami. Nienawidził się za tę reakcję, ale od czasu wypadku nie potrafił kontrolować swoich emocji.
- Wystarczy, Severusie. Harry, co się stało? - zapytał smutno Dumbledore. Większość przybyłych wpatrywała się ze strachem w duży metalowy gorset. W gorset lub w dużą bliznę na jego klatce piersiowej, powstałą po tym, jak wbili mu rurki w zniszczone płuco.
- Vernon był pijany - odparł chłopak. Wiedział, że ta odpowiedź ich nie usatysfakcjonowała.
- Co masz na plecach? - zapytała Tonks. Harry nie odpowiedział, po prostu wpatrywał się w sufit.
- Cóż, Potter, zamierzasz może wstać, żebyśmy mogli już opuścić to miejsce, czy też chcesz wywiercić wzrokiem dziurę w suficie? - spytał Snape, marszcząc brwi.
- Nie mogę.
- Czego nie możesz, Harry? - dociekała Tonks. Potter nie odpowiedział i na moment w pomieszczeniu zapanowała cisza. Została ona jednakże przerwana w momencie, gdy ktoś otworzył drzwi do sali.
- Cześć. Jesteście przyjaciółmi Harry'ego? - spytał nowy głos. To był Jeremy.
- Można tak powiedzieć - odparł Moody.
- Dam mu tylko leki i zaraz stąd znikam - powiedział pielęgniarz, idąc w stronę łóżka chłopaka. Harry otworzył usta i Jeremy dał mu tabletki i wodę do popicia.
- Potrzebujesz czegoś, Harry? - spytał pielęgniarz. Harry nie zareagował. Jeremy westchnął i odszedł od niego.
- Przepraszam, panie...- zaczął Dumbledore, zanim chłopak zdążył opuścić pomieszczenie.
- Niech mi pan mówi Jeremy. Jestem jednym z pielęgniarzy Harry'ego.
- Dobrze więc, Jeremy, mógłbyś nam może w takim razie powiedzieć, co stało się z obecnym tu młodym Harrym? Nie chce najwidoczniej o tym rozmawiać - poprosił dyrektor.
- Nie mam mu tego za złe. Harry, masz coś przeciwko, żebym im powiedział? - spytał Jeremy. Harry nie odpowiedział i pielęgniarz westchnął.
- Zapewniam cię, że możesz nam powiedzieć. Jestem dyrektorem jego szkoły i obecnie opiekunem prawnym, jako że Dursleyowie nie mogą już pełnić tej funkcji.
- W takim razie w porządku. Krótka wersja, czy długa? - zapytał Jeremy.
- Wolałbym długą - odrzekł Dumbledore.
- Jakiś miesiąc temu miał miejsce wypadek samochodowy. Wuj chłopca był pijany i zjechał na sąsiedni pas. Ciężarówka uderzyła w nich od strony pasażera, czyli tam, gdzie siedział Harry. Miał złamane dwa żebra, jedno z nich przebiło płuco, niszcząc je, ale to już udało nam się naprawić. Może mieć problemy przy głębszym oddychaniu, ale poza tym wszystko powinno być w porządku. Jedna z jego nóg również była złamana, ale nastawiliśmy ją prawidłowo i kość się już praktycznie zrosła. Najgorszych obrażeń doznał rdzeń kręgowy, ponieważ jest przerwany. Obawiam się, że Harry jest sparaliżowany od pasa w dół. Będzie musiał pozostać w szpitalu do momentu, aż wyleczymy jego plecy, co może potrwać jeszcze kilka miesięcy. Do tego czasu nie wolno mu się ruszać i dlatego ma na sobie ten metalowy gorset. Inspektorzy, którzy zajmują się sprawą o prowadzenie pod wpływem alkoholu, odkryli również, że był zaniedbywany przez bliskich, o czym już chyba wiecie - wyjaśnił cicho Jeremy.
- Zaniedbywany? – zapytał Snape z drwiną w głosie.
- Wygląda na to, że nie odżywiał się odpowiednio, a większość jego ubrań była używana i nie pasowała na niego. Na drzwiach jego sypialni znajdowało się kilka zamków, żeby móc go w niej zamknąć. Czasami był zmuszany do pracy fizycznej. Kiedy go tu przywieziono po wypadku, ważył mniej niż czterdzieści sześć kilogramów, co może, choć nie musi, wpłynąć na to, jak szybko wyzdrowieje - Harry zignorował zdziwione westchnienia. - Zarówno jego wuj, jak i ciotka, są oskarżeni o zaniedbywanie dzieci. Jeśli chcecie, zostawię was samych z Harrym, ale obawiam się, że, podobnie jak dotychczas, nie powie nic więcej poza pojedynczym zdaniem - powiedział pielęgniarz i, gdy Dumbledore kiwnął głową, wyszedł z pomieszczenia.
- Nimfadoro, bądź tak miła i aportuj się do Świętego Munga i sprowadź uzdrowiciela dla Harry'ego - poprosił dyrektor, zamykając przy tym drzwi od szpitalnej sali. Tonks kiwnęła głową i szybko się deportowała.
- Harry, czy to wszystko było prawdą?- zapytał Dumbledore.
- Co? To, że byłem wykorzystywany i poniżany przez te wszystkie lata tuż pod pańskim nosem? To, że Vernon jest zatwardziałym alkoholikiem? Czy może to, że teraz jestem cholernym kaleką? - spytał gorzko Harry. Mógł praktycznie poczuć to, jak obecni w pomieszczeniu czarodzieje się wzdrygnęli.
- Przepraszam, Harry. Tarcza ochrona została stworzona, by chronić cię przed Voldemortem i śmierciożercami. Nigdy nie sądziłem, że będziesz potrzebował ochrony przed własną rodziną - powiedział smutno Dumbledore. Chwilę potem aportowała się Tonks wraz z uzdrowicielem ze Świętego Munga. Dumbledore szybko streścił mu obrażenia Harry'ego.
- Obawiam się, że nie możemy cofnąć paraliżu, jeśli obrażenia powstały tak dawno. Nawet w najlepszych warunkach uszkodzenia rdzenia kręgowego są niełatwe do naprawienia. Jako że w tym przypadku część obrażeń została uleczona mugolskim sposobem, nie mogę naprawić nerwów. Mogę jedynie na tyle wyleczyć jego kręgosłup, żeby mógł poruszać pozostałymi partiami ciała. Co do reszty obrażeń, te też mogę uleczyć - orzekł uzdrowiciel. Dumbledore kiwnął głową, by dać do zrozumienia, że się zgadza, a Tonks i Moody wyszli z sali, aby przyprowadzić mugolskiego lekarza. Harry był przybity wieścią, że pozostanie niepełnosprawny. Typowe. Magia potrafiła odebrać tak wiele rzeczy, ale rzadko je zwracała.
Gdy uzdrowiciel pracował, jeden z mugolskich lekarzy, który prawdopodobnie był czarodziejem mugolskiego pochodzenia, charłakiem lub przynajmniej wiedział o świecie magii, został przyprowadzony, by zdjąć gorset i kołnierz, dzięki czemu uzdrowiciel mógł uleczyć plecy Harry'ego. Na pracowników rzucono zaklęcia zmieniające pamięć, tak by zapomnieli o młodym pacjencie i cała grupka opuściła szpital, z Harrym na wózku inwalidzkim prowadzonym przez McGonagall.
Doprowadzili go do dużego, błyszczącego, czarnego samochodu, wyraźnie ulepszonego za pomocą magii. Czuł się niesamowicie zażenowany, gdy Snape podniósł go z wózka i posadził na tylnym siedzeniu, siadając obok niego. McGonagall usiadła po drugiej stronie chłopca. Moody i Dumbledore usadowili się z przodu razem z Tonks, która prowadziła. Harry czuł się niezbyt komfortowo, znajdując się obok profesora Snape'a, ale odkrył, że nie może się odsunąć. Tak w zasadzie, to nawet nie czuł swoich nóg. Uderzył się lekko w jedną z nich i zadrżał, gdy nie niczego nie poczuł.
- Co ty wyrabiasz, Potter?- spytał Snape.
- Nie czuję ich - odparł cicho chłopak.
- To chyba normalne, kiedy jest się sparaliżowanym - powiedział Mistrz Eliksirów.
- Zostaw to dziecko w spokoju. Jak ty byś się czuł, gdybyś nagle stracił czucie w nogach? - wtrąciła się Tonks. Snape ją zignorował.
Wkrótce potem zatrzymali się przed Grimmuald Place. Snape ponownie wyjął Harry'ego z samochodu i posadził na wózku, zaś Tonks popchnęła go w stronę domu. W pewnym momencie Harry'ego ogarnęło mnóstwo obaw. Co pomyślą Ron i Hermiona? Jak zareagują na to, że jest niepełnosprawny? Że jest kaleką? Nie powiedział jednak ani słowa, gdy weszli do budynku.
- Harry! - krzyknął jakiś głos. Ron i Hermiona biegli w jego stronę, wraz z Ginny i bliźniakami depczącymi im po piętach.
- Co się stało, Harry? Słyszeliśmy, że byłeś w szpitalu - powiedział Ron. Harry nie odpowiedział. Nie musiał, jako że pani Weasley wpadła do pokoju i mocno go przytuliła.
- Och, Harry, tak mi przykro. Nie powinniśmy byli nigdy odsyłać cię z powrotem do tych mugoli. Powinieneś trochę odpocząć, przed chwilą wyszedłeś ze szpitala. Przygotowaliśmy dla ciebie pokój na parterze. Mam nadzieję, że ci to pasuje? - oznajmiła pani Weasley.
- W porządku - odpowiedział Harry. Kobieta poprowadziła go korytarzem i wprowadziła do pokoju z wielkim łóżkiem. Z jej pomocą Harry wydostał się z wózka i położył się w pościeli. Zarumienił się lekko, gdy mama Rona pomogła mu przebrać się w piżamę.
- Proszę bardzo. Jeśli będziesz czegoś potrzebował, nie bój się i wołaj kogoś z nas - powiedziała, wychodząc z pokoju. Chwilę potem Harry znów popadł w rozpacz z powodu swoich nóg. W szpitalu miał na sobie gorset i nie mógł się w ogóle ruszać. Teraz, kiedy już nie był ograniczony, poczuł cały ciężar swego problemu. Nie był nawet w stanie przewrócić się do wygodniejszej pozycji.
Jak on ma teraz żyć? Nie będzie w stanie dostać się tam, gdzie będzie chciał. Cholera, jak on ma teraz poruszać się po Hogwarcie z tymi wszystkimi schodami, szczególnie, że dormitorium Gryffindoru znajdowało się w wieży? I Quidditch. Będzie musiał całkowicie rzucić latanie i nauczyć się zupełnie nowego sposobu na poruszanie się w otaczającym go świecie.

 ****

- Pozwól mu zostać tutaj z nami, Albusie - błagała Molly. Kilku członków Zakonu, głównie ci, którzy znaleźli Harry'ego, plus państwo Weasley, dyskutowało nad tym, co zrobić z chłopcem.
- Przykro mi, Molly, ale to nie byłoby najlepsze dla Harry'ego. Ostatnią rzeczą, jakiej teraz potrzebuje, jest nadopiekuńczość. Musi się nauczyć, jak radzić sobie z nowymi ograniczeniami, musi nauczyć się polegać na sobie. I szczerze wątpię w to, że chciałby zostać właśnie tu, gdzie wszystko przypomina mu o Syriuszu.
- Więc gdzie go wyślesz? Remus jest często na misjach i, nie obrażając go, wilkołak nie będzie raczej w tym momencie najlepszym opiekunem dla Harry'ego. Co, jeśli coś się wydarzy podczas pełni? Jedynym innym wyjściem jest Hogwart, ale nie możemy liczyć na to, że profesor zawsze tam będzie, a Harry potrzebuje teraz kogoś, kto byłby przy nim przez cały czas - powiedziała pani Weasley.
- Zastanawiałem się, czy może ty, Severusie, miałbyś coś przeciwko temu, żeby przygarnąć młodego Harry'ego? - spytał Dumbledore ubranego na czarno czarodzieja, stojącego w głębi pokoju.
- Mówisz poważnie, Albusie? A co z Czarnym Panem? - zapytał Snape.
- Już ci nie ufa, Severusie, nie widzę więc powodu, abyś miał dłużej narażać swoje życie. Twoja posiadłość ma wystarczająco dużo osłon, by powstrzymać Voldemorta i śmierciożerców, jeśli tylko zmodyfikujesz swoje połączenie z siecią Fiuu. Jesteś jedyną osobą, której mogę zaufać, że nauczy Harry'ego, jak przetrwać, zamiast go rozpieszczać. Wiem, że miałeś kiedyś przyjaciela w podobnej sytuacji - stwierdził Dumbledore. Snape był oszołomiony. Dumbledore pozwolił mu się wycofać. Nie musiałby już dłużej szpiegować. Mógłby wrócić do swojego poprzedniego życia. Ale, oczywiście, tkwił w tym pewien haczyk. Musiał zająć się tym bachorem, Potterem. Może w swoim nowym... stanie... będzie mniej irytujący. - Nie można tak po prostu opuścić szeregów Czarnego Pana, Albusie. Beze mnie nie będziemy mieli nikogo wewnątrz - odparł Snape.
- Mam na to rozwiązanie, Severusie. Jeden z twoich Ślizgonów przyszedł do mnie pod koniec zeszłego roku szkolnego, prosząc o ochronę przed swoim ojcem, który chciał, by chłopiec został śmierciożercą. W końcu zdecydował się przyjąć Mroczny Znak i zostać szpiegiem. Mówiąc Voldemortowi, kto z jego sług odpowiedzialny jest za przecieki, zostanie dopuszczony do wewnętrznego kręgu, a ty będziesz mógł odejść - wyjaśnił Dumbledore. Padło jeszcze parę argumentów za i przeciw, aż w końcu wszyscy obecni zgodzili się, że Snape był najlepszym kandydatem.
- A więc ustalone - ogłosił Dumbledore. – Może powinieneś poświęcić jutrzejszy dzień na urządzanie pokoju dla Harry'ego, tak, byś mógł go zabrać tego samego wieczora lub następnego dnia rano?
- W porządku, Albusie – westchnął zrezygnowany Snape.
- Wspaniale!

 ****

Harry większość następnego dnia spędził w łóżku. Spał do późna, więc Hermiona, Ron, Ginny oraz bliźniacy przynieśli mu lunch.
- Harry, proszę, powiedz nam, co się stało? - spytała Hermiona. - Czemu jesteś na wózku inwalidzkim?
- Jestem sparaliżowany – odparł bez owijania w bawełnę.
- C-co?- niedowierzała.
- Sparaliżowany. Paraliż. Nie mogę ruszać moimi własnymi cholernymi nogami! - wypluł gorzko.
- Och, Harry, tak mi przykro! - powiedziała dziewczyna. Zarówno ona, jak i Ginny, przytuliły go mocno.
- Nie ma powodu – odwarknął.
- Harry! Nie musisz być wobec nich taki chamski. Próbują jedynie pomóc – wtrącił się Ron. Brunet nie odpowiedział i przez chwilę siedzieli w ciszy.
- Przepraszam. Po prostu nie czuję się najlepiej – usprawiedliwił się Potter.
- W porządku, Harry. Całe twoje życie wywróciło się do góry nogami. Nie winię cię za to - odparła Hermiona.
- Zostaję tutaj? – spytał cicho. Nienawidził przebywania w domu Syriusza.
- Nie. Przykro mi, stary, ale wysyłają cię do Snape'a. Jak dla mnie, to oni oszaleli – odpowiedział Ron.
- Snape? - zapytał Harry. Ron kiwnął głową i Potter jęknął – Nie przeżyję tego lata.
- Nie martw się, damy ci sporo naszych produktów, żebyś mógł je na nim wypróbować – powiedział George.
- Naprawdę, jeśli Dumbledore mu ufa, to on musi być osobą, która teraz najlepiej się tobą zajmie. Jestem pewna, że jest cała masa zaklęć, jakich może cię nauczyć, by pomóc ci funkcjonować w otoczeniu. I nie będziesz musiał zostawać tutaj - dodała Hermiona.
- Pewnie masz rację - powiedział Harry. - Zawsze ją masz - zauważył, że nie może znaleźć zbyt wielu minusów mieszkania u Snape'a. Gdyby został tutaj, to miał pewność, że znalazłby się w środku gigantycznego, oszalałego tłumu, w którym każdy będzie potykał się z pośpiechu, aby mu pomóc, a to nie było coś, czego pragnął. Chciał przez chwilę być sam, a potem nauczyć się, jak sobie pomóc. Wszystkie te seriale, które nieustannie oglądała ciotka Petunia, uświadomiły mu, że są gorsze rzeczy i to, co się stało, to nie koniec świata.

UszkodzonyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz