Mury domu państwa Blythe. To one najwyraźniej miały coś przeciwko wyjściu Gilberta z domu, gdyż gdy chłopak uchylał drzwi - one natychmiast z hukiem się zamykały. Zawołał ojca, z prośbą o przytrzymanie drzwi, gdy ten będzie wynosił ostatnie torby z ubraniami.
Od jakiegoś czasu nic nie było takie proste. Rodzice zdecydowali się na dwutygodniowy wyjazd do rodziny zamieszkałej w mieście, którego Gilbert nazwy już dawno nie pamiętał. Chciał uporać się z tym wszystkim, gdyż obiecał w połowie kwietnia zorganizować uczniom z Białych Piasków wycieczkę do Avonlea. Nawet Adam Letcher zobowiązał się do przyjazdu. Obiecał - również z racji tego, że w jego wozie znajdowało się wystarczająco miejsca na ponad połowę uczniów - właśnie ich zabrać. Resztę uczniów przywieźć miał jeden z rodziców. Na początku rodzice uczniów nie byli przekonani co do tego pomysłu, ale Gilbert w końcu przekonał ich, koloryzując delikatnie Avonlea i mieszkańców.
Poprzedni dzień nie był dla niego taki łaskawy. Widział się z Anią tylko na spotkaniu Kółka Miłośników, a tak naprawdę nie zauważył by na dziewczynie jakkolwiek odbiło się spotkanie po dłuższej przerwie. On również starał się pokazać obojętność, choć czuł jej brak.
Gdy tylko pani Blythe wycałowała syna i oboje z mężem zniknęli za horyzontem, Gilbert zaczął pakować w wiklinowy koszyczek makaroniki, które jego matka upiekła. Niosły cudowną woń, za którą podążał dość obszerny wóz, wiozący dziesiątkę dzieci. Gilbert, słysząc z zewnątrz głośne prychnięcie konia, wyszedł natychmiast, pozostawiając jeszcze koszyk w kuchni.
— Blythe, nie miałem pojęcia, gdzie mieszkasz, ale za tym zapachem podążyłbym na drugi koniec Kanady! — krzyknął z oddali Adam, głaskając się po brzuchu.
— To dla dzieci! —zaśmiał się Gilbert, czując, że Adam byłby w stanie wchłonąć wszystkie makaroniki i zapytać, czy jeszcze coś zostało.
— A ja to kim, przepraszam bardzo, jestem? — udawał obruszenie i natychmiast zeskoczył do chłopaka. Gilbert dopiero teraz, z bliska zauważył, że Adam nabrał wyglądu jeszcze dojrzalszego niż wcześniej. Kości policzkowe odznaczały się tak bardzo, jakby chciały wyskoczyć spod jego skóry. Włosy mu rozjaśniały, trudno było określić, czy był ciemnym blondynem, czy może jasnym brunetem. Od nadgarstków aż po wewnętrzną część łokcia ciągnęły się wystające z rąk żyły. Dziwne, gdyż do żniw pozostało kilka miesięcy. Ciekawe czym chłopak się tak zapracował?
Gilbert zdał sobie sprawę, że obok niego nie wyglądał jak nauczyciel, lecz raczej jak uczeń, wmieszany między jeszcze mniejszych. To jednak zdecydowanie nie mogło mu zepsuć humoru. Jednak zaczął nerwowo liczyć dzieci, wysiadające powoli z wozu chłopaka.
— Myślałem, że zmieścisz ich więcej — powiedział zdziwiony, gdyż nawet nie widział Antosia Wattsona.
— Rodzice na ostatnią chwilę zmienili zdanie. Antek Wattson jedynie zachorował. Ale z tego co widziałem, to kwestia kilku dni i powinien nadawać jak zawsze — poklepał klacz po grzbiecie i zerknął na stajnię Blythe'ów. — Tam wprowadzić?
Gilbert skinął głową i spojrzał na siódemkę uczniów. Miało ich być trzy razy więcej. Zdecydował, że zrobi wszystko, aby była to najcudowniejsza wycieczka w życiu tych malców. Żeby ci, którzy nie pojechali - żałowali.
✺✺✺
Cała horda szła do Domu Ludowego KMA. Prowadziła ich trójka - Adam, Gilbert i trzymająca go kurczowo za rękę - Ania White. Pozostała szóstka szła z tyłu w składzie: Janek Letcher, Mateusz Craven, Izabella Donato, Jadwinia Foley, Karol Griffin i Sebastian Fox. Rozmawiali w najlepsze. Widzieli już Las Duchów, Jezioro Nimf, Ścieżkę Brzóz, no i oczywiście Zielone Wzgórze, na które Maryla serdecznie zapraszała, jednakże z nieznanemu nikomu powodu Gilbert odmawiał.
— Coś tu się święci Blythe! Kto taki ciekawy mieszka na tym Zielonym Wzgórzu? Nawet do wroga byś się tak nie bronił wejść! — nie kończył śmiać się z niego Letcher, co i rusz szturchając go łokciem. A choć Gilbert chciał mu oddać za każdym razem, bał się, że pociągnie za sobą niewinną Anię White, która z wytrzeszczonymi oczyma podziwiała każdy kwiatek na drodze.
— Długa historia. Kiedy jest najbliższe spotkanie Rady w Białych Piaskach? — natychmiastowo zmienił temat, zerkając na małą Anię, by znowu nie potknęła się o kamień.
— To raczej nie jest odpowiedź, której oczekiwałem — rzucił niezadowolony Adam. — Dzisiaj, bodajże o godzinie siedemnastej. Coś się stało?
Gilbert spojrzał na słońce. Było mniej więcej na środku drogi między wschodem, a zachodem. W głowie jego zaczęły kłębić się obliczenia. Nie zdąży.
— No nic. Następnym razem — powiedział na głos, ale jakby sam do siebie. Ania spojrzała na niego ze zdziwieniem, ale nadal wytrzeszczonymi oczami. Wszystko wokół wydawało jej się takie dziwne, a zarazem niezwykłe. Czemuż się dziwić, skoro dziewczynka bywała - poza swoim domem - tylko w szkole.
— Blythe! Czy tam mieszka TA dziewczyna? — Letcher natychmiastowo się uśmiechnął i zatrzymał chłopaka. — Czy tam mieszka A-N-N-A? — recytował.
— Ja jestem Anna! Ja mieszkam w Białych Piaskach, proszę Pana — odezwała się mała, puszczając rękę Gilberta. Chłopacy wybuchnęli śmiechem, a panna White nie mogąc zrozumieć, spojrzała na nich z pełnymi zdziwienia oczami, dopominając się o wytłumaczenie.
— Oj Aniu — zaczął Adam. — Takiego jak Pan Blythe trudno poskromić. Widzisz, tak daleko trzeba mieszkać, tak daleko trzeba się wspinać na wzgórze, gdzie on właśnie swe serce ulokował.
Gilbert zaczął się rumienić, co było bardzo rzadkim widokiem, zwłaszcza dla jego kompana, który tym upewnił się, że tam właśnie mieszka wybranka jego serca. Oczywiście, że chciał ją poznać, ale wyczuł, że musi jeszcze o tę sprawę wypytać chłopaka.
— Zakochana para! — zaczęła śpiewać mała White'ówna, omijając skokami kamienie. — Gilbert no i Ania! — starała się równo wejść w rytm. Gilbert i Adam wybuchnęli śmiechem i podnieśli dziewczynkę, gdyż ta z tej radości potknęła się o kamień, ale powstrzymała łzy. Pomyślała, że przecież właściwie nic nie zmienią.
✺✺✺
— Ale jak to? Już jesteśmy z powrotem? — zawyła Jadwinia Foley. — Ale przecież dopiero co wysiadaliśmy z wozu!
Te słowa rozpaliły płomień szczęścia w sercu Gilberta. Dym tego ognia dusił go na tyle, że wręcz prowokował go do uśmiechu. Nie był pewny, czy Avonlea spodoba się jego uczniom. Na pewno był to ciekawszy plan, aniżeli kolejny dzień spędzony w duchocie szkoły w Białych Piaskach.
— Jak to dopiero! — zaśmiał się, głaszcząc dziewczynkę. — Od prawie czterech godzin tak spacerujemy! Wejdźcie jeszcze. Napijecie się przed wyjazdem wody i dokończycie te makaroniki. Myślałem, że będzie was większa siła, ale w takim razie - więcej dla was!
Usłyszał okrzyk wiwatu, więc otworzył drzwi, zapraszając watahę do środka. Usiedli przy stoliku, praktycznie zajmując wszystkie miejsca. W takim rozstawieniu starszyzna musiała stać. Adam już miał pytać o dziewczynę, gdy zobaczył rudowłosą postać na dworze, która z ogromnym zdziwieniem zaglądała w okno. Starszy Letcher puknął łokciem Gilberta, wskazując głową na okno. Nareszcie ją pozna!
— Aniu? — Blythe szybko przeczesał ręką niesforne kosmyki i otworzył dziewczynie drzwi. — Co się stało?
Zziajana dziewczyna wpadła do środka i zaczęła oddychać głęboko, acz niespokojnie. Chwyciła wolną szklankę, wlewając w nią letnią wodę z czajnika i natychmiast ją opróżniając. Adam przyglądał jej się z zaciekawieniem.
— Blythe! Czy to ta dziewczyna, którą
✺✺✺
Jak obiecałam - codziennie jeden rozdział, no i może jakiś maratonik niedługo :)
CZYTASZ
Gilbert z Białych Piasków
Fanficjαĸo ɴαυczycιel υczę dzιecι zrozυмιeć oтαczαjący ɴαѕ śwιαт, αle cιeвιe ɴαdαl zrozυмιeć ɴιe υмιeм, αɴιυ ѕнιrley Gilbert rezygnuje z posady w Avonlea dla Ani i zaczyna pracę w Białych Piaskach. Jedyne co go łączy z rudowłosą to Komitet Miłośników Avon...